Niegdyś był już kapitanem drużyny Zagłębia występującej w Młodej Ekstraklasie, ale lubinianie odpuścili go bez walki, nigdy nie przedstawiając propozycji seniorskiego kontraktu. Skorzystała na tym Cracovia, w której barwach rozegrał 21 spotkań w pierwszej lidze. Wczoraj zadebiutował w Ekstraklasie. Jego bramka otworzyła wynik meczu z Piastem Gliwice. – Szkoda, że popełniliśmy tyle taktycznych błędów, przede wszystkim w obronie przy stałych fragmentach. Ogólnie, zabrakło konsekwencji, a nasza gra była szarpana. Zamiast robić to, co potrafimy, czyli utrzymywać się przy piłce, to szliśmy z Piastem na niepotrzebne wymiany – ocenia niespełna 22-letni Krzysztof Danielewicz, pomocnik „Pasów”. Nowa postać w Ekstraklasie.
Macie już za sobą pomeczową odprawę. W jakiej atmosferze upłynęła?
– Bez wchodzenia w szczegóły: zostaliśmy potraktowani w dosyć mocnych słowach.
Twój ekstraklasowy debiut wypadł obiecująco – w pierwszym składzie, ze zdobytą bramką, choć niedosyt musi zostać. Mogłeś strzelić drugą, dać Cracovii prowadzenie 2:1 tuż po przerwie.
– Ciągle pluję sobie w brodę, bo tym drugim golem mogłem inaczej ułożyć cały mecz. Trafiłem w słupek. Myślę, że gdyby wtedy wpadło, co najmniej byśmy zremisowali. Ale gdybanie teraz nie ma sensu. Debiut zaliczyłem, strzeliłem gola – bardzo fajnie. Szkoda, że zabrakło trzech punktów, na które liczyliśmy.
Twoje wrażenia po pierwszym razie na tym szczeblu?
– Wielkiego przeskoku nie odczułem. Wiadomo, że gra jest trochę szybsza, margines błędu mniejszy, bo przeciwnik ma jednak większe możliwości i prędzej ten błąd może wykorzystać, ale ogólnie było ok. Szczególnie, że Piast – z całym szacunkiem dla tej drużyny – w grze super się wczoraj nie zaprezentował.
Co w takim razie mówić o was? W ofensywie pokazaliście potencjał. Kilku zawodników, choćby ty, Steblecki czy Bernhardt, zagrało na poziomie, ale w tyłach był jeden wielki chaos.
– Nie ma sensu zrzucać winy na obronę, bo kiedy tracimy gola po stałym fragmencie, to tracimy go jako drużyna. Praktycznie cała jedenastka jest w polu karnym. Nie można mówić, że mamy słaby blok defensywny, bo tak nie jest. Popełniliśmy błędy, ale jesteśmy w stanie je wyeliminować.
Czyżby?
– Ja jestem optymistą. Myślę, że to poprawimy.
Mówiąc o debiucie, jak bumerang wraca twoja przeszłość w Zagłębiu, które kiedyś odpuściło cię bez walki. To może być jedna z tych historii, których za jakiś czas w Lubinie pożałują?
– Zagłębie odpuściło, taka jest prawda, ale ja kompletnie nie żałuję, że tak się stało. W Cracovii jestem szczęśliwy i mogę powiedzieć tylko tyle, że życzę sobie, żeby była to taka historia, która pokaże Zagłębiu, że można budować zespół zupełnie inną drogąâ€¦
Czyli w oparciu o młodzież…
– No tak. Przecież tej młodzieży tam nie brakuje. Był taki moment, że byliśmy na absolutnym topie w Polsce.
Ty przed rokiem wypłynąłeś w Cracovii, zagrałeś sporo meczów w pierwszej lidze i teraz zacząłeś sezon w pierwszym składzie. Być może podobną drogą idzie Szymon Skrzypczak, który sporo strzelał w Polkowicach i dziś jest już w Górniku.
– Tych chłopaków jest jeszcze więcej, bo chociażby Paweł Oleksy, który teraz wrócił do Zagłębia. Adrian Błąd, Arek Woźniak, Adrian Rakowski. Spora grupa chłopaków z roczników 1990 – 1991 była też wypożyczona do Polkowic i jestem przekonany, że jeszcze niejeden z tamtej grupy wyskoczy gdzieś wyżej.
Zdaje się, że sam – zanim wybrałeś Cracovię – miałeś możliwość trenowania z pierwszą drużyną Zagłębia, ale było to coś w rodzaju testów, bez cienia pewności, że zostaniesz na dłużej.
– Najpierw byłem wypożyczony na pół roku do Radzionkowa. Po powrocie zaoferowano mi okres tygodnia albo dwóch tygodni treningów z Zagłębiem, ale tak jak mówisz – raczej na zasadzie testów. Z grupy dwudziestu osób bodajże trzy miały pojechać na obóz. Czyli „może się uda, a może nie”. Nic konkretnego. Wtedy dostałem ofertę z Cracovii, która bardzo mi się spodobała.
Wcześnie miałeś parcie, żeby zaistnieć w piłce seniorskiej, nie tkwić w Młodej Ekstraklasie.
– Uważam, że ostatnie pół roku w Młodej Ekstraklasie, kiedy byłem kapitanem i jednym ze starszych chłopaków w drużynie, było dla mnie stracone. Nie opieprzałem się, trenowałem, ale nie miało to już nic wspólnego z rozwojem. Kiedy grasz z młodszymi i ten poziom nie jest zbyt wysoki, to jednak stoisz w miejscu.
Wczoraj też momentami zachowywałeś się jak kapitan, a nie debiutant. Jak tylko sędzia nie odgwizdał zagrania ręką w polu karnym Piasta, momentalnie do niego wyskoczyłeś.
– Krzyczałem, bo byłem blisko. Widziałem, że ta ręka była. Pytałem po meczu sędziego jak on zamierza to wyjaśnić. Ręka była naturalnie ułożona, zawodnik nie próbował jej w żaden sposób uniknąć. No ale ok, błędy się zdarzają. Sędzia być może popełnił jeden, my popełniliśmy ich więcej, więc przegraliśmy.