Tenis – moja (nowa) miłość

redakcja

Autor:redakcja

05 lipca 2013, 19:00 • 1 min czytania

Przed francuskim turniejem wiedziałem o Jerzym Janowiczu właściwie tylko tyle, że jest wysoki, szczuply, ma straszliwie pierdolnięcie z serwisu, a rodzice niemal zbankrutowali, by mógł trenować, jeździć po świecie i grać. Po imprezie znałem już całą jego biografię na pamięć. Byłem też bogatszy o jakieś sto siwych włosów i 500 złotych – w przypływie patriotycznego szału stawiałem na Jerzyka w kolejnych meczach, teraz żałuję, że były to tak zawstydzająco niskie sumy.
Pamiętam to do dziś: gdy Janko Tipsarević, ten luzak, któremu nigdy nie znika z ust uśmiech, schodził z kortu po starciu z polskim taranem niemal zapłakany, czułem dumę. Kiedy Andy Murray obrywał od Jerzego po dupie, to już było coś więcej niż duma – autentyczne wzruszenie. Oto chłopak z kraju, który nie ma dziesięciu porządnych kortów leje faceta, wychowywanego od maleńkości na tenisową maszynkę do zarabiania milionów. Bosko!

Tenis – moja (nowa) miłość
Reklama

Przed finałem z karłowatym Davidem Ferrerem, który bardziej pasowałby do Drużyny Pierścienia niż do tenisa, byłem przekonany, że Jurek, najbardziej znany w świecie polski Jersey od czasów Dudka, rozbije tego konusa. Nie udało się, ale i tak złapałem tenisową zajawkę.

Reklama

Całość do przeczytania na…

www.wyszlo.com

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama