Zapraszamy na piątkowy przegląd. Dziś zaglądamy do sześciu tytułów prasowych.
FAKT
Tak kibice odbudują Polonię.
Czarne Koszule rozpoczną rozgrywki w Lidze Okręgowej. Nowym trenerem ma zostać Piotr Dziewicki (34 l.). Drużyna będzie oparta na wychowankach z rocznika 1994, ale przedstawiciele Stowarzyszenia Kibiców zapewnili, że stać ich na zatrudnienie kilku zawodników z doświadczeniem. Dziewicki prowadzi już negocjacje z kandydatami do gry w jego ekipie. Chęć trenowania bramkarzy zgłosił Radosław Majdan (41 l.). Wszystkie funkcje mają być pełnione za darmo. Podczas spotkania omówiono sposób finansowania klubu. Stowarzyszenie planuje emisję akcji o wartości 100 000 złotych. Każda akcja ma kosztować tysiąc złotych, a wpływy ze sprzedaży będą stanowić trzon budżetu na najbliższy sezon. Sami kibice zaproponowali, aby utrzymać ceny karnetów z zeszłego sezonu, kiedy Czarne Koszule występowały w ekstraklasie. W ten sposób klub miałby zapewnione solidne podstawy finansowe.
Nawałka analizuje umowę na obozie.
Trener Adam Nawałka (56 l.) wciąż nie przedłużył kontraktu z Górnikiem. Szkoleniowiec zabrzan jest już bardzo bliski złożenia podpisu pod umową, lecz na wszelki wypadek szkoleniowiec zabrał dokument na obóz do Słowenii, by jeszcze raz go dokładnie przeczytać. Rozmowy Adama Nawałki z Górnikiem w sprawie dalszej współpracy trwały od wielu tygodni, a nawet miesięcy. Obecny szkoleniowiec zabrzan był nawet przymierzany do pracy w Wiśle Kraków. Nawałka po ostatniej kolejce ekstraklasy przyznał, że zostaje w Górniku. Dni mijały, lecz trener oficjalnie nie przedłużył umowy. Górnik dwa tygodnie temu wrócił do treningów, a sam szkoleniowiec przyznał, że jeszcze nie doszło do parafowania umowy. – Nie podpisałem jeszcze kontraktu. Kilka szczegółów pozostało do dogrania. Wszystko powinno być kwestią kilku dni – przyznał po pierwszym treningu Nawałka.
GAZETA WYBORCZA
Jacek Bednarz o transferach: Chciałbym czterech graczy.
Wrócił pan ze zgrupowania w Grodzisku. Jak idzie szlifowanie formy?
– Z Lechem Poznań przez pierwsze 60 minut zawodnicy grali lepiej, niż się można było spodziewać. 11-13 piłkarzy daje bardzo mocny sygnał, że mogą być silnymi ogniwami. Ale zaplecze zespołu potrzebuje jeszcze czasu, doświadczenia i pracy. Według mnie obrona i pomoc są już wykrystalizowane. Współpracują ze sobą lepiej niż dotychczas. Pod znakiem zapytania jest obsada bramki i ataku.
Jedną z opcji jest napastnik Alessandro Celin, którego testujecie.
– Spisuje się nieźle, ale jeszcze nie odpowiemy na pytanie, czy z nami zostanie. Bliżej nas na pewno jest Ostoja Stjepanović i z niecierpliwością czekam na jego sobotni występ przeciwko GKS-owi Katowice. Jeśli spisze się co najmniej tak jak z Lechem, to być może podpiszemy umowę i będziemy mieli zastępcę Radka Sobolewskiego. Testujemy też pomocnika Eduardo. Z Lechem zagrał słabiej niż z Omonią, ale mam też świadomość, że ostatnio piłkarze ciężko pracowali.
Ze Stjepanoviciem osiągnęliście już porozumienie?
– Tak, ale poczekamy na mecz w Katowicach.
Ivica Vrdoljak o brodzie, presji, kontuzjach i włosach.
Wiosną postanowiłeś nie golić brody, póki nie podpiszesz kontraktu. Spodziewałeś się, że będziesz brodaczem kilka miesięcy?
– Ł»ona lubi moją brodę, ale w pewnym momencie namawiała mnie, bym ją skrócił. Negocjacje zaczęliśmy przed zimowym zgrupowaniem w Hiszpanii. Prezes jasno postawił sprawę, że sytuacja w klubie wymaga obniżenia pensji. Zadomowiłem się w Warszawie, rodzinie dobrze się tu mieszka. Rozmawiam z kolegami grającymi w innych klubach i wiem, jaka jest sytuacja w całej Europie. Nie mam żadnego kredytu, doszedłem do wniosku, że obniżka nie będzie mi przeszkadzała. Warunki ustaliliśmy w lutym, po meczu z Koroną. Ale potem przyszedł ten fatalny remis z Bełchatowem. Prezes powiedział wszystkim, że rozmowy kontraktowe zawiesza do końca sezonu. Trochę się bałem. Jesienią miałem kontuzje. Gdyby wiosną coś mi się stało, to nie wiadomo, co by było z kontraktem. To nie jest motywujące. Trenerzy i prezesi dużo wcześniej wiedzą, kogo chcą zatrzymać w zespole. Pół roku o niczym nie decyduje. Moim zdaniem takie sytuacje jak ze mną czy z Inakim Astizem, z którym Legia zwlekała z przedłużeniem umowy do końca, nie powinny się zdarzać. Na początku siedziało mi to w głowie, ale potem pomyślałem, że muszę grać najlepiej, jak umiem, i jeśli nie będą mnie tutaj chcieli, to trzeba będzie poszukać sobie innego klubu. Miałem dobrą rundę. Nie opuściłem żadnego treningu, poza tym ostatnim przed meczem ze Śląskiem, gdy miałem kontuzję łydki. Pewnie dlatego umowę podpisaliśmy przed końcem rozgrywek. Nic nie trzeba było negocjować. Leżała od dwóch i pół miesiąca.
Zarabiasz teraz dużo mniej niż przez poprzednie trzy lata?
– Nigdy nie zarabiałem 300 tys. euro rocznie, jak się pisało. Do miesięcznej pensji 25 tys. euro nigdy się nawet nie zbliżyłem. Gdyby porównać moją obecną pensję do legendarnych 300 tys., to obniżka jest duża. Zarabiam tyle, że w zupełności wystarczy dla rodziny.
SPORT
Marcin Brosz potwierdza: Sondujemy temat Ubiparipa.
Gliwiczanie wzmocnili już obronę, z którą było trochę problemów w poprzednim sezonie. Wykupiono Damiana Zbozienia, pozyskano Csabę Horvatha i Krzysztofa Króla, którego mało kto widział przez ostatnie pół roku, gdy występował w Mołdawii. – On jest szansą dla nas, a my dla niego. Parę lat temu wiązano z nim ogromne nadzieje i choć później prezentował dobry poziom, to wiemy, że mimo wszystko stać go na jeszcze więcej. I nie mam wątpliwości, że u nas te swoje nietuzinkowe umiejętności zaprezentuje – przyznaje trener Marcin Brosz. Piast interesuje się Vojo Ubiparipem. – Od dłuższego czasu sondujemy ten temat – mówi Brosz. Napastnik mógłby trafić na Śląsk na wypożyczenie. W kontekście gry w Piaście wymienia się także Charlesa Nwaogu z Floty Świnoujście. Wzmocnień nie ma także na pozycji bramkarza i nie zmieni tego nawet kontuzja Dariusza Treli. – Na krótko przed naszym wyjazdem na Węgry Darek zaczął odczuwać ból, a po diagnozie lekarzy nie mieliśmy wątpliwości. Po prostu nie było sensu, żeby się męczył. Poza tym jesteśmy przekonani, że szybko do nas wróci, bo to naprawdę charakterny chłopak – mówi trener Piasta.
DZIENNIK POLSKI
Cracovia błyszczy na rynku transferowym, ale może wiele stracić.
Nazwiska Kusia i Nowaka mogą robić wrażenie. Pierwszy ma na koncie 7 występów w reprezentacji, a drugi z orłem na piersi zagrał 8 razy. Nie można zapomnieć, że w minionym sezonie Nowak rozegrał raptem 4 mecze, a Kuś ani jednego. Po obu jednak na razie nie widać braku ogrania, a na ich korzyść działa to, że dołączyli do drużyny niemal na starcie przygotowań. Jeśli chodzi o „tu i teraz”, Cracovia działa bez zarzutu, ale po macoszemu traktowane są sprawy, które niebawem mogą odbić się czkawką: 30 czerwca 2014 roku wygasają kontrakty aż 16 zawodników. To oznacza, że już w styczniu będą mogli się oni związać umowami z nowymi pracodawcami. Pół roku to nie tak dużo czasu, biorąc pod uwagę, że ekstraklasa to lepsze okno wystawowe niż I liga. Tym bardziej, że klub nie podjął jeszcze konkretnych kroków w kierunku przedłużenia umów. W tym kontekście mowa o filarach zespołu: Edgarze Bernhardtcie, Vladimirze Boljeviciu, Krzysztofie Danielewiczu, Milosu Kosanoviciu i Roku Strausie. Ł»aden z nich nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony klubów polskich i zagranicznych, więc Cracovia nie powinna podejmować ryzyka odwlekania negocjacji. Po rundzie jesiennej zawodnicy mogą nie chcieć rozmawiać z klubem, co będzie oznaczać, że zimowa przerwa będzie dla „Pasów” ostatnią okazją na zarobek, a to zburzy podstawy budowanej przez Wojciecha Stawowego drużyny.
SUPER EXPRESS
Króciutka rozmówka ze Smudą.
Co poszło nie tak w meczu z Lechem?
– Straciliśmy bardzo łatwo trzy bramki, ale stało się to wtedy, gdy na boisku pojawili się już nasi młodzi piłkarze. Oni dopiero wchodzą do zespołu i zrobiło nam się zamieszanie. Pomieszało się, ale do tego momentu byłem zadowolony z gry drużyny.
Na jakim etapie budowy jest Wisła?
– W tej chwili to my jesteśmy na etapie zmęczenia. Oczywiście żartuję, ale jesteśmy bardzo zmęczeni, bo ciężko trenujemy. Tak już niestety jest, że jak się dużo pracuje, w dodatku w czasie upałów, następuje duży ubytek sił.
Jakie cele stawia pan sobie w Wiśle?
– Cele są niezmiennie takie same: ja muszę tu budować drużynę. Nie zmieniam zdania, prezes też nie zmienia zdania. Jest tak: mamy trzy okienka transferowe, w trakcie których zbudujemy mocny zespół.
To będzie Formella 1 Lecha, w Poznaniu odkryli nowy talent?
Jest nieletni, głodny gry, sukcesów i ciężkiej pracy. Dariusz Formella (17 l.) w meczu Lecha Poznań z Wisłą Kraków strzelił „Białej Gwieździe” dwa gole, ale to dopiero przybliża go do debiutu w T-Mobile Ekstraklasie, co jest jego marzeniem. Rozmawialiśmy z nim zaraz po meczu. – Jak w szatni po meczu przyjęto 17-letniego bohatera spotkania? Dariusz Formella: – Koledzy śmiali się, że mamy nową gwiazdę, która na pewno ruszy świętować na miasto. Ł»artowali, bo na pewno tak nie będzie. Nie ma czasu na balowanie, bo czeka nas ciężka praca. Udało mi się fajnie wejść w mecz…
PRZEGLĄD SPORTOWY
Reiss: Dla Lecha na boisku i poza nim.
Kilkanaście lat temu nie mógł się pan spodziewać, że Lech znajdzie się w miejscu, w którym jest obecnie. Pod względem sportowym, organizacyjnym i infrastrukturalnym.
– W dawnych czasach w Lechu zdarzały się treningi, po których kąpaliśmy się w zimnej wodzie, a do klubu nie można było się dodzwonić, bo z powodu niezapłaconych rachunków wyłączone były telefony. Dzisiaj Lech jest lepiej zorganizowany, posiada nowoczesny stadion. Natomiast od strony koncepcji szkoleniowej staje się klubem na swój sposób podobnym do Barcelony, budowanym według własnego pomysłu i strategii.
Najtrudniejszy moment w trakcie kariery, to – poza zatrzymaniem w sprawie korupcji – dzień, w którym Lech bez pana świętował mistrzostwo Polski w 2010 roku?
– Tego samego dnia miałem zaproszenie na finał Pucharu Anglii na Wembley, ale do Londynu poleciała tylko żona z synem. Ja natomiast zostałem. Chciałem świętować zdobycie mistrzostwa z kibicami. Szedłem z córką ulicą Święty Marcin za autokarem Lecha. Czy bolało? Jestem również kibicem Lecha, nie tylko byłym piłkarzem, i sukces mnie cieszył. Chociaż tak się niestety złożyło, że Lech zdobył mistrzostwo rok przed moim przyjściem – w 1993 roku (Kolejorz ukończył rozgrywki jako trzeci, ale przyznano mu tytuł po ukaraniu Legii i ŁKS – przyp. red.) i rok po moim odejściu – w 2010 roku.
Saganowski: Mnie też trzeba opieprzyć.
Gdzie pan znajduje motywację, by po prawie 20 latach gry w piłkę, wciąż to robić? Ćwiczyć w upale, przerzucać setki kilogramów.
– Sprawia mi to wielką frajdę. Wielokrotnie deklarowałem, że póki cieszą mnie strzelane gole na treningach, mam satysfakcję, kiedy dobrze zaprezentuję się na zajęciach lub meczach, to widzę sens grania w piłkę. To przecież moje życie.
Wielu, którzy twierdzili podobnie, nagle twierdzili: straciłem zapał, nie dam rady, kończę.
– Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym nagle obudził się i stwierdził, że mi się nie chce biegać po boisku. Owszem, może przyjść taki moment, ale wtedy trzeba będzie go zwalczyć. Choćby dlatego, że podpisałem nowy kontrakt z Legią na dwa lata. Jeśli czegoś miałbym się obawiać, to bardziej o jakiś kolejny incydent zdrowotny. Jednego jestem pewien: po zakończeniu gry w piłkę chciałbym zostać trenerem. Na razie jakoś specjalnie się do tego nie przygotowuję, czasami zrobię jakieś notatki, coś sobie zapiszę. Zapiszę się na kurs trenerski PZPN, a reszta przyjdzie z doświadczeniem.
Nie odnosi pan wrażenia, że w końcówce kariery życie panu oddaje to, co kiedyś zabrało?
– Zawsze twierdziłem, że w życiu bilans musi wyjść na zero. Raz jest z górki, raz pod nią, ale to się wyrównuje. Idziemy do przodu. Ja cieszę się, że dzięki ambicji i ciężkiej pracy jestem na takim poziomie, jakiego sam oczekiwałem.
Trudny czas dla Polaków w Rosji?
W minionych rozgrywkach rosyjskiej ekstraklasy Terek spisywał się rewelacyjnie. Do ostatniej kolejki walczył o 6. miejsce, które dawało przepustkę do eliminacji Ligi Europy i kosmiczną premię 300 tys. euro dla każdego zawodnika. Skończyło się na 8., ostatnim, za które piłkarze mieli dodatkowe pieniądze. Trzy razy większe, niż ci z Legii Warszawa za dublet, czyli 15 mln zł do podziału. W rozpoczynającym się za dziesięć dni kolejnym sezonie, tak dobrze może już nie być. Przede wszystkim Terek stracił trenera Stanisława Czerczesowa, w przeszłości znakomitego bramkarza Spartaka Moskwa. Człowieka z charakterem, trzymającego piłkarzy krótko, mającego niesamowity autorytet w zespole. Oficjalnym powodem dymisji był brak kwalifikacji do pucharów. Nieoficjalnym, właśnie charakter szkoleniowca. Wielu działaczy czeczeńskiej drużyny próbowało wtrącać mu się w prowadzenie zespołu, wymagać, by grali ci, a nie inni piłkarze. Czerczesow do końca pozostał niezależny i zapłacił za to posadą. Jego następcą został Jurij Krasnożan, który wprowadził Kubań Krasnodar do eliminacji Ligi Europy, zajmując 5. miejsce w Premijer Lidze.