Włosi rozgrywają świetny mecz, ale… znowu ta Hiszpania

redakcja

Autor:redakcja

28 czerwca 2013, 00:04 • 2 min czytania

Do samego końca trzymali w gigantycznym napięciu. Najpierw przez 120 minut marnowali wszystko, co właściwie się dało (trzydzieści dwa strzały!), by potem ze znaną perfekcją z konsoli wykorzystywać jednego karnego za drugim, aż w końcu… Bonucci zrobił „Ramosa”. Czekający już w finale Pucharu Konfederacji Brazylijczycy witają Hiszpanów po dwugodzinnej batalii z Włochami. Miała być słodka zemsta za finał Euro, a była wojna, po której Italia schodzi na kolanach. Ze zmęczenia.
Potwierdziło się jednak przede wszystkim to, co przed meczem na każdym kroku powtarzali Hiszpanie. Ł»e jeśli w meczu z Włochami uważany jesteś za faworyta, to faworytem nie masz prawa się czuć. Kropka.

Włosi rozgrywają świetny mecz, ale… znowu ta Hiszpania
Reklama

Włosi mogli w ostatnim czasie nie przekonywać, tracić niebywałą – jak na siebie – liczbę goli (bo osiem w trzech meczach to w tym przypadku wynik nie z tej ziemi), a Cesare Prandelii mógł opowiadać bajeczki o ewolucji światowego futbolu. Dziś to znów była ta żelazna, perfekcyjnie funkcjonująca w defensywie machina. Strata pod bramką Hiszpanów? Wystarczyło, że przeciwnik przekraczał połowę boiska, już miał przed sobą ośmiu-dziewięciu rywali. I tak w kółko. Włosi miewali gorsze chwile, ale o obronie nie zapominali nawet na chwilę. Gdy sami nie potrafili nic wykreować, zmuszali rywala do słabszej gry. Klasa.

Rzadko oglądamy drużynę, która przeciwko Hiszpanii przez pierwsze dwadzieścia minut oddaje sześć strzałów. Jeśli gdzieś ci Hiszpanie popełnią w defensywie błąd, jeśli gdzieś się zagapią i dadzą „złamać”, to musisz korzystać, bo zdarza się do dwóch, może trzech razy w meczu. A Włochom zdarzało się co chwilę i, jakby bez przekonania, machali rękoma „za chwilę przyjdą kolejne”. Nie przychodziły, już nie tak łatwo.

Reklama

To był mecz, w którym było właściwie wszystko. Wszystko oprócz goli. Przegrani po dobrych meczach zawsze z żalem powtarzają, że punktów za wrażenia artystyczne się nie przyznaje. A szkoda, bo jedni i drudzy zbliżyliby się do maksimum. Co chwila mieliśmy dziś wrażenie, że bramka wisi w powietrzu. Ot, choćby przez całą dogrywkę – jak Giaccherini z siedmiu metrów walił w słupek, jak Buffon niepewnie na słupek parował strzał Xaviego, jak dobijał Martinez, jak Alba pudłował po podaniu Iniesty… Tak, przez ostatni kwadrans podduszali Włochów, nie dawali złapać im powietrza, ale ostatecznego ruchu odcinającego dopływ tlenu nie wykonali. Raz, że nie potrafili. Dwa, że nie zdążyli – jeszcze chwila, a opadający z wił Włosi w końcu by padli – ale przecież… mieli na to godziny. 120 minut. 7200 sekund. Potrzebne były karne i Ramos. To znaczy, Bonucci.

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Anglia

Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”

Braian Wilma
0
Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama