Z uśmiechem przyglądamy się małej prasowej wojence. „Fakt”, całkiem słusznie, zaapelował do Dariusza Szpakowskiego, by odłożył mikrofon. „Super Express”, piórem Andrzeja Kostyry, ofuknął dziennikarzy konkurencji, że „Szpakowi” mogą co najwyżej naskoczyć. Kostyra określił autorów pojazdu po kumplu z TVP mianem „anonimów”, chociaż przecież pod tekstem się podpisali. Niestety, dla doświadczonego dziennikarza ich nazwiska niegodne były wymienienia. „Jakieś dwa dziennikarskie anonimy zaatakowały na łamach popularnej gazety znakomitego komentatora telewizyjnego Dariusza Szpakowskiego” – przyfasolił bez klasy szef sportu „SE”.
O ile „Fakt” starał się Szpakowskiego rozsmarować merytorycznie, wypominając mu nawarstwiające się błędy, o tyle Kostyra w „Super Expressie” poszedłÂ na łatwiznę: gnojki precz od Szpakowskiego, bo jest najlepszy, a już na pewno żaden z was nie skomentowałby meczu lepiej. Pogardliwy ton tekstu jasno świadczy, że emocje wzięły górę.
W „Fakcie” nie zauważyliśmy, by dziennikarze apelowali o danie im szansy, kosztem Szpakowskiego. Raczej się na jego fotel nie pchają, nie żądają etatu w TVP. Skrytykowali komentatora na dokładnie takiej samej zasadzie, na jakiej skrytykować smak paskudnego kotleta może ktoś, kto w życiu nie ugotował nawet parówki. Kostyra broni kolegi, ale broni też przegranej sprawy. Szpakowski jako komentator kompromituje się, nie jest prawdą – jak pisze Kostyra – że „ludzie chcą go słuchać”. Ludzie muszą go słuchać. Wystarczy rzucić okiem na 1200 komentarzy pod tekstem z „Faktu”, zamieszczonym też na portalu onet.pl.
Dla Kostyry dziennikarze „Faktu” to „anonimy” i „pinczerki” (taka rasa małych psów). Panie Andrzeju, pinczery to psy bystre, o bardzo dobrym słuchu. Wychwycą każdy fałszywy dźwięk. Może dlatego mają już dość żenujących wpadek Szpakowskiego. Chcesz pan słuchać „Szpaka”, umów się z nim na kawę.