Koniec samby w Brazylii, kraj już nie tańczy

redakcja

Autor:redakcja

25 czerwca 2013, 15:20 • 5 min czytania

Raj. Wieczna samba, karnawał, Copacabana, zimne drinki, gorące kobiety, seks, piłka nożna i kąpiele – raz w oceanie, raz w szampanie. Wszystko to przy wesołych dźwiękach wygrywanych na cavaquinho, z anielskim śpiewem tutejszych dziewczyn. Tak wygląda Brazylia z folderów reklamowych agencji turystycznych, tak wygląda Brazylia z filmów, tak wygląda Brazylia, która miała przyjąć do siebie kibiców piłkarskich z całego świata, najpierw podczas Pucharu Konfederacji, a później na Mistrzostwach Świata w 2014 roku. Teraz już wiemy, że ten obraz Brazylii, ten niekończący się karnawał był tylko ułudą. A Brazylijczycy już nie chcą udawać, że problemy da się przeczekać na karnawałowej platformie.
Dziś kraj kawy, dobrego futbolu i jeszcze lepszych imprez stoi w ogniu.

Koniec samby w Brazylii, kraj już nie tańczy
Reklama

Kolejne doniesienia o zamieszkach w Brazylii przestają już kogokolwiek dziwić. Początkowo problem starano się maskować, wielotysięczne rzesze manifestantów nazywając „grupką awanturników”, czy zaniżając liczby w karykaturalny sposób skreślając zera przy podawaniu liczby niezadowolonych Brazylijczyków maszerujących po ulicach największych miast. Co nie podoba się Brazylijczykom? Według ludzi na ulicach – protesty są „o wszystko”. Establishment medialny ripostuje – „o wszystko, czyli o nic”. Kłótnia trwa, a w międzyczasie Giuliana Fallone, reporterka TV Folha została postrzelona przez policjanta, z kolei potężne grupy studentów, kibiców i zwykłych ludzi uczestniczyły w burdach w centrach miast. Czyli niezależnie od przyczyn – problem istnieje.

Paradoksalnie w całej awanturze najlepszym źródłem informacji stają się… konta twitterowe zawodników kadry Brazylii, po raz pierwszy od miesięcy, a może i od początku powstania niosące wartościowe treści. Na chwilę „ćwierknięcia” o nowych butach czy świetnych murawach zastąpiły wpisy polityczne. Dobre, bo prawdziwe. Dobre, bo szczere, zaangażowane i emocjonalne, ale jednocześnie bezstronne. Neymar nie tańczy już na scenie z Gusttavo Limą, tylko deklaruje wsparcie dla protestujących. – Zawsze wierzyłem, że nie było potrzeby dojść do takiego momentu, by ludzie wychodzili na ulicę, by walczyć o lepsze warunki transportu, zdrowia, edukacji, bezpieczeństwa. Przecież to obowiązki rządu – przypomina na Twitterze, choć sam już dawno nie odczuwa problemów z transportem publicznym, czy publiczną służbą zdrowia. Wtóruje mu Hulk, piszący, że Brazylia potrzebuje poprawy. David Luiz dodaje, że to pozytywne zjawisko, a protesty zwracają uwagę na ważne problemy.

Reklama

Piłkarze nie są głusi. Słyszeli na meczu otwarcia potężne gwizdy, gdy prezydent Dilma Rousseff otwierała Puchar Konfederacji. Słyszeli okrzyki, wiedzą co dzieje się na ulicach. Brazylia wydała prawie 13 miliardów dolarów na stadiony, podczas gdy szpitale bezradnie rozkładają ręce przed napływającymi pacjentami: „przykro nam, refundowane zabiegi dopiero w przyszłym roku”. Już przed meczem z Japonią ta dysproporcja wylała się na jezdnię w okolicach stadionu. Zmieszana z gazem łzawiącym, użytym do tłumienia protestów. Ludzie z transparentami przedstawiającymi wyliczenia wydatków na infrastrukturę stadionową i inne, według nich ważniejsze gałęzie gospodarki odczuli na własnej skórze, że świetnie dofinansowana jest krajowa policja. Szybka, skuteczna i zaopatrzona w profesjonalny sprzęt z miotaczami gazu na czele…

Newsy o kolejnych zamieszkach, kolejnych zatrzymaniach i wybuchach nowych protestów relacjonuje „Globo”. Live na ich stronie przypomina makabryczną multiligę, w której co kilkanaście minut pojawia się raport o napiętej sytuacji w kolejnym mieście. I naturalnie kolejne hasła: „nie jesteśmy przeciwko futbolowi, ale przeciwko korupcji”. Taki transparent powieszono przy okazji meczu Brazylii z Meksykiem. Pele wypalił, że ludzie powinni wspierać kadrę i cieszyć się świetnym futbolem. No i przede wszystkim – natychmiast opuścić ulice.

Zripostował Romario. – Pele jest poetą, zawsze wtedy, gdy udaje mu się milczeć – ironizował, krytykując jednocześnie społeczną znieczulicę „Króla Futbolu”. Brazylijskiego mistrza skrytykował również Rivaldo, który całą swoją karierą dawał świadectwo jak głęboki ślad zostawia na człowieku bieda z faweli, odciśnięta w najmłodszych latach. Rivaldo był wyszydzany za zarabianie w miejscach, gdzie pełnił rolę apostoła futbolu, niosąc piłkę gdzieś między pasterzy na klepiskowe boiska, ale kto znał dobrze jego biografię, daleki był od śmiechu przy kolejnych wytargowanych kontraktach. – To wstyd organizować mundial przy takich różnicach w społecznych, jakie są w Brazylii, z tyloma ludźmi, którzy głodują. Sam byłem głodny i czułem na własnej skórze, co to znaczy nie mieć dobrej opieki medycznej. Mój ojciec został potrącony i zmarł, bo nie został przyjęty w publicznym szpitalu w Recife – wyznał w ostatnich tygodniach. Ktoś jeszcze był rozbawiony targowaniem się o każde tysiąc dolarów, przy kolejnych kontraktach?

Rivaldo walczył, by nigdy nie zabrakło mu pieniędzy na leczenie swoich bliskich. Niestety wielu Brazylijczyków nie ma nawet okazji, by podjąć taką walkę. Gdy wyszli zaprotestować, napotkali wyłącznie na policyjną brutalność, którą skrytykował nawet minister sprawiedliwości. Gubernator Sao Paulo bronił się, że tylko zdecydowana akcja mogła uchronić miasto przed zniszczeniem. Inne zdanie ma Romario. Brazylijski lekkoduch tym razem wypowiada się na poważnie. I podaje, jak można było uniknąć zamieszek. – Na przykład budując za kwoty przeznaczone na stadiony osiem tysięcy szkół i trzydzieści dziewięć tysięcy autobusów – komentował, podając szereg równie brutalnych wyliczeń.

Brazylia dochowała się swojego własnego ruchu „oburzonych”, którzy zamiast przepłacanych stadionów, woleliby powszechny dostęp do edukacji i opieki lekarskiej. Gdzieś w tle majaczy przyszłoroczny mundial. Jeśli sytuacja w Brazylii nie ulegnie zmianie, dzisiejsze zamieszki mogą stanowić jedynie delikatną i subtelną forpocztę do prawdziwego piekła, które rozegra się latem 2014 roku. Piekło w rajskim Edenie, piekło tam, gdzie nigdy nie milkła muzyka, gdzie nigdy nie przestawano tańczyć?

Każda piosenka kiedyś się kończy. A brazylijski karnawał zazwyczaj kończy się bolesnym kacem.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama