Steve Jobs futbolu wraca do gry. Szaleństwo w Monachium

redakcja

Autor:redakcja

24 czerwca 2013, 12:55 • 3 min czytania

Przez ostatni rok częściej niż na meczach, widywano go na spacerze w nowojorskim Central Parku. Zwodził dziennikarzy. Igrał z bogaczami piłki. Stopniowo budował napięcie, ale dziś stanął przed dwustu czterdziestoma dziennikarzami i obwieścił: jestem, przybyłem! Pep Guardiola – człowiek, który w Barcelonie przez cztery lata zdobył 14 trofeów – zaczyna projekt pod tytułem Bayern Monachium. Ryzykuje dużo, ale zyskać może jeszcze więcej. Szaleństwo już trwa. Bawaria jest tym, o czym marzyła od lat – absolutnym centrum futbolu, do którego od teraz wzdychać będą najlepsi.
Wszedł na dzisiejszą konferencje prasową niczym aktor, który po długiej przerwie wraca na deski teatru. Stęskniony wielkiej piłki. Głodny wyzwań. Doskonale mówiący po niemiecku, choć zaraz zażartował, że wszystkiego nauczył się na pamięć. – Wybrałem Bayern ze względu na to, jak grają i jaką mają historię. Bayern to dla mnie ciepły płaszcz i tak chcę się tu czuć – rzucił i po chwili stało się jasne to, o czym, chwilę wcześniej mówił dyrektor Matthias Sammer – rozpoczyna się nowa era. Era Guardioli.

Steve Jobs futbolu wraca do gry. Szaleństwo w Monachium
Reklama

Rok temu mówił, że jest pusty. Chciał odzyskać marzenia. Odnaleźć pasję. Zaczerpnąć świata, do którego zawsze go ciągnęło, a na który nigdy nie miał czasu. Jadał więc obiady z Allenem, odwiedzał znajomych pisarzy, szwendał się po muzeach. Aż w końcu na Manhattan zawitał Uli Hoeness. Przekonał go, że układanie potęgi od nowa to coś więcej niż pływanie łódką Abramowicza albo szastanie gotówką szejków. Pep posłuchał, a po chwili przytaknął. Tak, jestem gotowy.

Wybrał Bayern, bo chciał budować. Zrobić coś po swojemu. Nie wiedział, że kilka miesięcy później drużyna zacznie zgarniać trofea i stanie się gigantem, w którym budować nie ma już czego. Pep dostaje więc spadku futbolowe perpetuum mobile. Maszynę, którą wystarczy teraz lekko korygować, stopniowo wprowadzać nowe elementy, a przede wszystkim – po prostu tego nie spieprzyć.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Infografika: Ludzie Pepa. ٹródło: „Sport”

W takiej sytuacji jeszcze nie był. Jako piłkarz miał rozczarowujące przygody w Brescii i Romie, wikłał się w dopingowe afery albo rzucał się na łatwy zarobek w Katarze i Meksyku. Dopiero Barcelona, pierwsza praca z drużyną seniorów, zrobiła z niego Pepa, jakiego znamy dziś. Wielkiego mówcę i analityka. Dyrygenta, o którym Kiko żartował kiedyś, że już na porodówce rozstawiał wszystkich po łóżkach.

W Katalonii było mu z tym łatwiej. Kiedy zażądał przeniesienia treningów poza miasto – dostał to. Gdy stwierdził, że trzeba pozbyć się Ronaldhinho i Deco – nikt nie robił mu w tym problemów. Był tu swój. Obejmował drużynę po okresie tolerowanego przez Rijkaarda rozpasania i nawet, jeśli początkowo wyglądał na dziwaka (nocne telefony do piłkarzy, wykreślenie mięso z klubowego menu), wkrótce wyszło na jego.

Teraz można się tylko zastanawiać, jakie wejście będzie miał w Bayernie. Jednego dżentelmena, który chciał być ważniejszy niż piłkarze, a w klubie ustawiał figurki Buddy, już tu przerabiano. Przetrwał ledwo rok. Guardiola ma potężny kredyt zaufania, ale to, co jest atutem za chwilę może stać się przekleństwem. Na obcej ziemi będą mu się przyglądać dwa razy mocniej. Przedsmak dostał w niedzielę, w samolocie do Monachium. Jeszcze nie wylądował, a całe Niemcy już wiedziały, że zamawiał jabłecznik, próbował rozmawiać po niemiecku, a w zeszycie A4 miał rozpisaną gramatykę.

Ta gorączka potrwa jeszcze kilka dni. Na dogłębną analizę, przyklepywanie kolejnych transferów pewnie jeszcze przyjdzie czas, chociaż Guardiola już teraz mówi: „to drużyna kompletna. Nie widzę konieczności wzmacniania zespołu, który zdobył cztery trofea”. Na konferencji dużo opowiadał o młodych piłkarzach, o tym, że zmieniać będzie tylko detale.

Początek tych zmian – w środę, kiedy to 25 tys. ludzi obejrzy pierwszy otwarty trening. Gdyby nie remonty – liczba ta byłaby jeszcze większa. Andreas Moeller mówi, że to wariactwo. Gunter Netzer – że szaleństwo pomieszane ze szczęściem, a wszystkich i tak przebiłby pewnie Jorge Valdano, który rok temu stwierdził, że Guardiola to Steve Jobs piłkarskiego świata. Od dziś król wynalazków znowu jest na świeczniku i znowu sprzedaje marzenia.

Kurtyna w górę. Pep wchodzi do gry.

GRAB

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Anglia

Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”

Braian Wilma
0
Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama