Defensywni pomocnicy to jedna z najlepiej obsadzonych pozycji w naszym rankingu. Chyba po raz pierwszy mamy tu dziesięciu niezłych zawodników, za występy których naprawdę nie trzeba się wstydzić. A sama klasyfikacja była dla nas dość klarowna – znów wygrał piłkarz Lecha, a za jego plecami znalazł się legionista…

1. RAFAŁ MURAWSKI
Jeszcze przed dwoma sezonami kojarzył się głównie z sylwetką a’la wczesny Ryszard Kalisz lub późny Miro Radović. Potem, już po powrocie z Rosji wydawać się mogło, że Lech przepłacił ściągając go z powrotem. Ale „Muraś” – co był dla nas dużym zaskoczeniem – wziął się za siebie, zrzucił (?) zbędne kilogramy i w ostatnich miesiącach był – choć tu można dyskutować – chyba najważniejszą postacią w Lechu. Nie spełniał funkcji typowego defensywnego pomocnika a’la Wilk, który ma wyciąć rywala i zamknąć akcję, ale też szóstki, która potrafi nieszablonowo zagrać albo nawet strzelić bramkę. Jeśli Rafał podtrzyma taką formę, to może przestanie być postrzegany jako typowy polski piłkarz-leń?
2. IVICA VRDOLJAK
Nigdy nie świecił się jak milion dolarów euro, ale gdy ma swój dzień, to jego koledzy ze środka pomocy mogą rozłożyć leżak i czekać, aż Ivica zabierze piłkę przeciwnikowi. W minionym sezonie świetnych meczów miał przynajmniej kilka, a najlepszy przypadł na „godzinę zero”, czyli hitowe starcie Legii z Lechem. Mnóstwo odbiorów, wygrane główki, ofiarne wślizgi, konsekwentny pressing i stalowe nerwy przy decydującym rzucie karnym. Dopóki nie bierze się za rozgrywanie i o ile nie narzeka na zdrowie – jest bardzo przydatnym zawodnikiem. Typowy defensywny pomocnik w stylu przyjął-oddał, taki pozytywny fighter i przywódca drużyny.
3. ŁUKASZ PIÄ„TEK
Większość piłkarzy ligi, zapytanych o najbardziej niedocenianego zawodnika Ekstraklasy, odpowiada bez zastanowienia: Łukasz Piątek. A to prosty dowód na to, że „Piona” zaczął być doceniany. Jeśli nie legenda, to na pewno symbol Polonii, który opuścił tonący okręt jako jeden z ostatnich, co można było uznać za symboliczny koniec klubu. Tyle że Piątek ostatnie miesiące na Konwiktorskiej wykorzystał perfekcyjnie i dziś, jako zawodnik z kartą na ręku, może tylko przebierać w ofertach. Nie do końca tylko pasuje do stereotypu defensywnego pomocnika, bo – podobnie jak Murawski – ostatnio bardzo się rozwinął, jeśli chodzi o atuty czysto piłkarskie. Strzela, podaje, rozgrywa, walczy… Jak na Ekstraklasę – człowiek-orkiestra.
4. DANIEL ŁUKASIK
Piłkarz, którym Maciej Skorża z lubością wycierał podłogę, a jego rola w drużynie zaczynała się i kończyła na intonowaniu legijnych pieśni. Za Jana Urbana zyskał nowe życie. Pokazał, jak niewiele trzeba, by w ciągu roku z brzydkiego kaczątka przemienić się w reprezentanta Polski. Niewiele, bo ta sztuka udała mu się w ledwie kilka miesięcy. Inna sprawa, że w każdym meczu solidnie zapracował na swoją notę. Jeśli chodzi o grę na wyprzedzenie, to w tym elemencie – przynajmniej naszym zdaniem – jest najlepszy w Ekstraklasie. Lubi mieć piłkę przy nodze i organizować grę, od czasu do czasu robiąc kółeczka z przeciwnikiem na plecach, co raz – w derbach z Polonią – skończyło się stratą bramki. Do Łukasika mamy tylko dwa zarzuty. Po pierwsze – siły starcza mu na godzinę, później robi się czerwony. Po drugie – niezbyt dobrze radzi sobie w powietrzu. Wiemy, że jest niewysoki, ale często nawet nie próbuje skakać.
5. VLASTIMIR JOVANOVIĆ
Cicha woda brzegi rwie. Niby głośniejsza od niego jest przelatująca mucha, ale kiedy wychodzi na boisko, zamienia się w niestrudzonego walczaka. Jovanovicia określilibyśmy mianem ucywilizowanej wersji Kamila Kuzery, z tym jednak, że wspartej całkiem niezłym przygotowaniem technicznym i motorycznym. Radzi sobie z rozprowadzeniem piłki, potrafi huknąć z dystansu czy wejść w drugie tempo, na zamknięcie akcji. Jeśli chodzi o wartość piłkarską, to naturalny następca Aleksandara Vukovicia. Wiosną był jednym z liderów Korony, dlatego oczekujemy, że w nadchodzących rozgrywkach pójdzie za ciosem (niedosłownie) i stanie w jednym rzędzie z najlepszymi piłkarzami całej Ekstraklasy. Stać go.
6. MATEUSZ MATRAS
Trzy lata temu Marcin Brosz wyciągnął go do Gliwic z niedalekich Ornontowic, gdzie 19-letni wówczas Matras grał w czwartoligowym Gwarku. Za sprawą swoich 193 centymetrów, niepodzielnie panuje w powietrzu. Jeden z najsilniejszych piłkarzy w Ekstraklasie. Już teraz niełatwo zabrać mu piłkę, tyle że wynika to bardziej z rozłożystych gabarytów, niż niebywałego sprytu czy umiejętnego zastawiania się. Miewa momenty, w których wyłącza myślenie, co kończy się albo głupią stratą (jak z Wisłą w Krakowie), albo czerwoną kartką (jak w ligowym debiucie z Górnikiem). Klasyfikujemy go jako defensywnego pomocnika, bo na tej pozycji grał częściej, jednak podskórnie czujemy, że występując na prawej obronie, w niedługim czasie może osiągnąć zdecydowanie wyższy poziom.
7. MARIUSZ PRZYBYLSKI
Jeden Mariusz Przybylski to projektant mody. Drugi też jest projektantem, ale gry defensywnej Górnika Zabrze. I pod tym względem łapie się w ścisłej ligowej czołówce. Umiejętnie łączy linię pomocy z defensywą, między tymi formacjami w Górniku luki zdarzają się naprawdę rzadko, nawet wiosną, gdy zabrzanie zawodzili na potęgę. Czego mu brakuje? Gdyby był dekadę lżejszy, czyli miał 21, a nie 31 lat, byłby w gronie kandydatów do gry w reprezentacji. Tyle że kiedy Przybylski był w wieku Furmana, raczył się występami w czwartej lidze. Później zaliczył kolejne dwa sezony na tym poziomie, następnie jeszcze dwa i pół na trzecim poziomie i – wreszcie – debiut w Ekstraklasie. Niedługo po 26. urodzinach…
8. DOMINIK FURMAN
Kolejny, po Łukasiku i Koseckim, wyrzut sumienia Macieja Skorży. Zanim Legię przejął Jan Urban, Furman był notorycznie pomijany, ale – w przeciwieństwie do swojego kolegi ze środka pola – nie łapał się nawet na trybuny. Kiedy jednak dostał szansę w towarzyskim meczu z Sevillą, to – mimo przegranej 0:2 – spisał się na tyle obiecująco, że Andrzej Iwan z każdego miejsca apelował, by w końcu dać szansę temu blondynowi. Dominik odpowiednio ją wykorzystał, ale brakowało mu stabilizacji i np. po strzeleniu bardzo ładnej bramki, potrafił ładować po czwartym-piątym piętrze w kilku kolejnych meczach. Inna jego wada (a może zaleta?) to fakt, że do końca nie wiadomo, czy Furman jest ofensywnym, czy defensywnym pomocnikiem… Time will tell, jak mawiał nasz kolega.
9. PRINCEWILL OKACHI
Na początku, gdy jeszcze uchodził za napastnika, sprawiał wrażenie typowego przedstawiciela szrotu, jaki przerzuca się przez Widzew tonami. Potem jednak trener Mroczkowski podjął świetną decyzję o przekwalifikowaniu na defensywnego pomocnika, na czym skorzystał i zawodnik, i klub. Gdy Widzew notował na początku świetną serię meczów bez porażki, to Okachi był jego najpewniejszym piłkarzem. Imponował przeglądem pola, a przede wszystkim – co zaskakujące przy jego mizernych warunkach fizycznych – bardzo dobrym odbiorem. Potem jednak łódzki zespół spuścił z tonu, a Princewill wrócił na okres przygotowawczy delikatnie spóźniony i do wcześniejszej formy już nie wrócił. Ale za rundę jesienną miejsce w naszym rankingu należy mu się jak psu zupa.
10. CEZARY WILK
Na pytanie, kto najbardziej zapierdala imponuje determinacją w lidze, odpowiedź jest jedna – Cezary Wilk. Nie ma drugiego aż takiego pracusia, choć to słowo chyba nie jest najlepszym określeniem pomocnika Wisły. Bardziej pasuje nam „box to box midfielder” w stylu angielskim. Jeżdżący na dupie od linii do linii i nie zostawiający przeciwnikowi ani metra. Co prawda Wilk piłkarsko jest mizerny i rozgrywanie wychodzi mu dość mizernie, a i strzały wpadają rzadko, to jednak na tym zawodniku powinno się budować nową Wisłę. Dziwimy się tylko, że jeszcze nie wyjechał z Krakowa, bo przecież zawsze powtarzał, że marzy o grze w Anglii, a tam, ze swoim charakterem, pasowałby idealnie. W Wiśle nie ma się już przy kim rozwinąć. Od teraz będzie się tylko zwijał.








