Trzy gierki treningowe. W pierwszej słaba skuteczność, ale również niepodważalna dominacja przez 90% meczu, w drugiej czysty trening strzelecki, w trzeciej luźne pykanie, jakby w nagrodę po ciężkiej jednostce szkoleniowej, ot tak, by odpocząć. Hiszpania wciągnęła swoją grupę na Pucharze Konfederacji z taką samą łatwością i lekkością, jakby właśnie wychodziła na rozbieganie po zwycięstwie w finale Euro 2012. Zespół Vicente del Bosque od kilku lat zamiata pod dywan całą konkurencję. Oczywiście, zdarzają mu się zadyszki i słabsze mecze, ale fakty są następujące:
– Hiszpania nie przegrała w oficjalnym meczu od dwudziestu ośmiu spotkań,
– Hiszpania wygrała trzy ostatnie wielkie turnieje, a w tej formie będzie faworytem również do czwartego zwycięstwa na przyszłorocznym mundialu,
– kończy grupę ze stosunkiem goli 15:1. W trzech spotkaniach.
Kto ją zatrzyma? Chociaż, może to zbyt duże wymagania, kto ją choćby na moment spowolni? Nigeria nie jest może najwłaściwszym zespołem do podejmowania równej walki ze światowym potentatem, ale staramy się patrzeć całościowo, uwzględniając również mecz z Urugwajem. Hiszpania jest… zwyczajnie fantastyczna. Torres strzela jak na zawołanie, tym razem zaliczając wejście smoka. Jordi Alba prowadzi korespondencyjny pojedynek z Marcelo o tytuł najlepszego lewego obrońcy świata, a reszta Hiszpanów robi to, co potrafi najlepiej – klepie. Klepie do znudzenia zwolenników polskich firmowych zagrań na aferę albo na szybką kontrę, klepie do wkurwienia przeciwników, klepie do skutku w postaci gola. A ten ostatni przychodzi zazwyczaj wyjątkowo szybko – po pierwszych minutach meczu z Nigerią rozsądne wydawało się obstawianie powyżej 5,5 gola. Sami jesteśmy nieco zaskoczeni – to goście, którzy wygrali już właściwie wszystko, a na murawie sprawiają wrażenie wygłodniałych młodziaków, którzy najchętniej rozszarpaliby dziesięcioma golami każdego kolejnego przeciwnika. Zero zblazowania, zero znudzenia, jeśli powstają jakieś automatyczne, rutynowe zagrania – jedynie poprawiają jakość gry.
Tym bardziej słowa pochwały dla Nigeryjczyków, którzy mimo dominacji Hiszpanów, starali się odgryzać. Brakowało im nieco skuteczności oraz/lub Jordiego Alby. Ten bowiem dzisiaj wyczyniał istne cuda, ucząc jednocześnie swoich kolegów z napadu jak się obsługuje ten okrąglutki przedmiot w obrębie pola karnego rywali. Moglibyśmy tutaj jeszcze dalej chwalić Hiszpanów, w końcu 9 punktów, piętnaście goli, świetna gra… Ale czy jest w tym jakikolwiek sens? Każdy widział, co się dzieje.
Aha, do odnotowania – Urugwaj złoił Tahiti 8:0. Nawet litościwie. Przybysze z pięknych wysp paradowali zaś po stadionie z flagą Brazylii i napisem – dziękujemy. Miłe. Tego typu ciekawostki jak Tahiti czy Piast Gliwice w Lidze Europy zawsze nas cieszą.