Pierwszy letni transfer Śląska, Sebino Plaku, jeszcze zanim wybrał numer, z jakim będzie występował w nadchodzącym sezonie, rzucił mediom sakramentalne: „Nie jestem typowym łowcą goli”. Skoro częściej obok niż do bramki strzela Łukasz Gikiewicz, a Jakub Więzik funkcjonuje we Wrocławiu głównie jako podwyższenie bloku, wszystkie oczy skupione będą na nim. Marco Paixao, czyli mieszanka wybuchowa. Indywidualista, którego umiejętności techniczne o kilka długości przewyższają ekstraklasowe stany średnie. Gość, który od sympatii kolegów woli strzelanie goli, tyle że poza ostatnim sezonem do siatki trafiał od święta.
Sezon życia. Trzeci najskuteczniejszy Portugalczyk – po Cristiano Ronaldo i… Bernardo Vasconcelosie – biorąc pod uwagę wszystkie ligi europejskie. Piętnaście ligowych goli, w tym aż osiem w ostatnich sześciu kolejkach. Może grać jako skrzydłowy, choć na Cyprze najczęściej występował w pierwszej linii i schodził na boki, robiąc tym samym miejsce dla wchodzących w drugie tempo pomocników. Umie dobrze wykonywać stałe fragmenty, tyle że przy Sebastianie Mili do rzutu wolnego dopchnie się co najwyżej po treningu. Nie wiadomo tylko, gdzie ustawi go trener Levy – czy na dziewiątce, czy może z lewej strony, w miejsce oddanego do Bochum Piotra Ćwielonga.
W kuluarach mówi się, że piłkarze Ethnikosu lubili pograć. W tym wypadku bardziej jednak niż o piłkarskie boisko, chodzi o zakłady bukmacherskie. Za rękę nikt nikogo nie złapał, ale wokół drużyny narastało coraz więcej plotek. Długo bronili się przed spadkiem, a utrzymanie zagwarantowały seria goli Paixao i skutecznie interweniujący Arkariusz Malarz. Pozostali zawodnicy nie podzielali entuzjazmu 28-latka, czemu jasno dawali wyraz po jego kolejnych bramkach. Umiarkowana radość to i tak dużo powiedziane. Natomiast polski bramkarz ceni umiejętności Portugalczyka, zresztą polecił go nawet Michałowi Ł»ewłakowowi, dobremu znajomemu z czasów wspólnej gry w Grecji, który teraz odpowiada za skauting w Legii.
Dotychczasowa kariera Paixao idealnie wpisuje się w obiegową opinię cypryjskich mediów – widać, że sporo potrafi, tylko do tej pory nie udawało mu się tego potwierdzić w najważniejszych momentach, które mogły go pchnąć na wyższy poziom. Pierwszy raz, gdy razem z bliźniakiem Flavio zostali wyłowieni przez FC Porto. Mieli 21 lat i szansę, by pokazać się w drugim zespole Smoków. Po roku odpalono ich bez żalu, przez co musieli się rozdzielić i szukać szczęścia w niższych ligach hiszpańskich. Trafili do różnych drużyn na szczeblu Segunda Division B. W następnym sezonie z ligi spadło Villanovense Flavia, a w kolejnym jego los podzielił Logrones, w którym grał Marco.
W 2009 roku po 25-letnich bliźniaków zgłosił się szkocki Hamilton. Szkocki przeciętniak, ale znów wszystko zależało od nich, mogli wykazać się na tle Celtiku czy Rangersów. Pierwszy sezon – taki sobie, za to Marco okrasił go cudowną przewrotką.
Kluczowy miał być drugi, zwłaszcza że Marco rozpoczął go z przytupem, zdobywając bramkę sezonu.
I kiedy wydawało się, że kariera braci jest na krzywej wznoszącej, nastąpił krach. Hamilton przegrywał kolejne mecze, aż w końcu spadł z ligi, w połowie kwietnia 2011 roku rozwiązując z nimi kontrakty. Latem Flavio ruszył na podbój Iranu, gdzie występuje do dziś, natomiast Marco dołączył do niego dopiero zimą następnego roku, po ośmiu miesiącach bez klubu. Później zupełnie przeciętny sezon w barwach Naft Teheran i transfer na Cypr, do Ethnikosu. Resztę już znamy…