Urzędowy optymizm – dwa słowa, które określają polską piłkę na dzień po meczu z Mołdawią. Prezes PZPN Zbigniew Boniek mówi, że teoretycznie to jeszcze możemy wyjść z pierwszego miejsca, a Artur Boruc dodaje, że „szanse na mundial jeszcze są”. Jakub Błaszczykowski zaznacza, iż „trzeba wierzyć do końca”, a najdalej posuwa się Marcin Komorowski, który „z optymizmem patrzy w przyszłość”. Na koniec Waldemar Fornalik, widzący „interesującą przyszłość przed tą drużyną”.
Gdyby ktoś tę drużynę zamierzał wreszcie rozwiązać, wtedy byśmy się zgodzili – to byłoby faktycznie interesujące.
Jeśli Boniek mówi, że możemy wygrać wszystkie mecze do końca, to pójdźmy dalej – jedenaście zwycięstw w najbliższych meczach o punkty zagwarantuje nam tytuł mistrzów świata. To taka sama matematyka, życzeniowa. Jak już się bawimy w liczenie, to bawmy się na całego, zamiast przerywać w połowie. Wiadomo, że prezesa PZPN od środka tak naprawdę rozsadza, ale – no właśnie – bawić się musi w ten urzędowy optymizm. No, pytanie – czy naprawdę musi?
„Gdybym nie wierzył, to bym nie grał w piłkę” – jedno z najbardziej idiotycznym powiedzonek. No to nasi piłkarze – plus trener, plus działacz – niby wierzą. Nie sądzimy, by wszyscy w komplecie byli na tyle głupi, by faktycznie wierzyli, ale póki co wszyscy udają. Ponieważ zawodnicy potrafią silnie oddziaływać na najbardziej naiwnych kibiców, chcieliśmy nieśmiało pewien fakt uwypuklić:
o awans walczymy z Anglią, Ukrainą i Czarnogórą, natomiast ograliśmy do tej pory Mołdawię (raz na dwie próby) i San Marino
Wniosek dla skrajnie nierozgarniętych – awansu nie będzie, przed tą drużyną nie ma żadnej interesującej przyszłości i nie ma najmniejszych powodów, by z optymizmem patrzeć w przód. Koniec, finito. Następne mecze o stawkę na jesieni 2014 roku. Do Euro 2016 awansują aż 24 reprezentacje, ale problem w tym, że w naszej grupie eliminacyjnej znajdą się dwie drużyny rankingowo mocniejsze.