Smuda spotka się z Cupiałem, Leśnodorski twierdzi, że Legia nie jest przygotowana do gry w Lidze Mistrzów

redakcja

Autor:redakcja

27 maja 2013, 08:50 • 11 min czytania

Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd prasy, w której dziś m.in. rozmówka z Ivicą Vrdoljakiem, dwa wywiady z prezesem Legii – Bogusławem Leśnodorskim, a także sporo tekstów dotyczących mistrzostwa legionistów oraz sobotniego finału Ligi Mistrzów.

Smuda spotka się z Cupiałem, Leśnodorski twierdzi, że Legia nie jest przygotowana do gry w Lidze Mistrzów
Reklama

FAKT

Kibice nie chcą już koszulek z Lewandowskim

Reklama

Sam Lewandowski zapytany po meczu o swoją przyszłość, odpowiedział: – Nie zależy to ode mnie, na tę decyzję musimy jeszcze poczekać, mam nadzieję, że to się wkrótce wyjaśni. Ja skupiam się teraz tylko na swojej grze. Ale gra, przynajmniej w tym sezonie dobiegła końca. „Lewego” czeka urlop i ważne wydarzenie w życiu prywatnym, czyli ślub. 26 czerwca Bayern zaczyna treningi pod wodzą nowego szkoleniowca, czyli Josepa Guardioli (42 l.). Teraz czas na dogrywkę w gabinetach prezesów Borussii. To ona trzyma karty w ręku i jeśli się uprze, nie puści naszego reprezentanta. Straci wtedy duże pieniądze, bo od zimy, czyli na pół roku przed końcem umowy Lewandowski będzie mógł odejść za darmo, ale klub z Westfalii przynajmniej tak może utrzeć nosa Bawarczykom. Zapytaliśmy dyrektora sportowego Borussii Michaela Zorca (51 l.) o ewentualny transfer „Lewego” do Bayernu już tego lata. – Dla mnie sprawa jasna. Robert ma jeszcze rok ważnego kontraktu z Borussią – odparł. Pytanie brzmi: czy to zasłona dymna, czy może tylko pobożne życzenie sterników BVB?

Vrdoljak: To mistrzostwo smakuje wyjątkowo

Byłeś przygotowany na mistrzowską fetę?
– Absolutnie nie. Chyba wszystkim wydawało się, że dopiero w Chorzowie losy tytułu zostaną rozstrzygnięte. Ale oczywiście nie mam zamiaru narzekać (śmiech).

To najlepszy sezon w twojej karierze? Legia czekała na mistrzostwo siedem lat, a na dublet osiemnaście.
– Ten tytuł smakuje wyjątkowo. Byłem co prawda trzykrotnie mistrzem Chorwacji, ale to nie to samo. Z Dinamem wygrywaliśmy ligę już w marcu, tam nie było wielkiej rywalizacji. Inaczej jest w Polsce. Walka toczyła się do samego końca. Jestem niezwykle szczęśliwy.

Wielu ekspertów i kibiców zarzucało wam, że nie macie stylu.
– Pokazaliśmy naszą siłę. Nasze wyniki mówią za siebie. Weźmy chociażby ostatnią serię, kiedy wygraliśmy 9 z 11 meczów, a dwa pozostałe zakończyły się remisem. To była nasza siła. Nawet grając słabiej potrafiliśmy się podnosić.

Lewandowski: Mogliśmy wygrać ten finał

Ciężko pozbierać się po takim meczu?
– Na pewno nie jest łatwo. Jest duży smutek. Nie jest łatwo to opisać, bo walczyliśmy do końca. Teraz ciężko nam powiedzieć, czego zabrakło, bo przede wszystkim jest wielki żal. Był to finał, który dostarczył wielu emocji. Patrząc wstecz to nasz droga do niego była naprawdę wspaniała. Ł»ałujemy, że nie udało się postawić kropki nad „i” i po prostu zwyciężyć.

Ale może ta gorycz za parę dni minie i dotrze do ciebie to, że graliście w finale Ligi Mistrzów, że były cztery gole przeciwko Realowi Madryt…
– Wiadomo, że przecież nie będziemy chodzić całymi dniami i rozpaczać. Wiadomo, że tak jak mówiłem wcześniej, nasza droga do finału była fantastyczna. Dostarczyliśmy sobie i kibicom wielu emocji i wrażeń. Na pewno teraz jest smutek, bo ambicja nie pozwala się w takim momencie cieszyć. Przegraliśmy w finale. Może przy odrobinie szczęścia to my byśmy się cieszyli? Teraz ciężko powiedzieć, co się stało. Mogliśmy dzisiaj pokonać Bayern. Nic nam nie pozostaje jak tylko im pogratulować, ale jest ten niedosyt, bo nie był na tyle lepszy, że zasłużenie wygrał. My mieliśmy swoje sytuacje, żeby zwyciężyć, ale jednak czegoś zabrakło.

RZECZPOSPOLITA

Jest życie na wyspie Robben

Piłkarz ze skazą, socjopata futbolu, wróg wewnętrzny. Arjen Robben: z konia trojańskiego – bohater. Już zapomniał jak to jest: stanąć przed tłumem własnych kibiców i wiedzieć, że nie wygwiżdżą. Jego swoi wygwizdywali nawet podczas towarzyskiego meczu Bayernu z Holandią. Na Wembley też się długo zanosiło na to, że Arjen Robben będzie po meczu uciekał najkrótszą drogą, a nie dyrygował zabawą trybun. Jedna zmarnowana sytuacja za drugą, coraz większa irytacja, wszystko to co znamy z koszmarnego serialu, który ciągnął się już od trzech lat. Przez te trzy lata Robben z geniusza, który bywa diwą, stał się diwą, która bywa geniuszem. I bywa nim coraz rzadziej. Nie przekroczył jeszcze trzydziestki, a wszyscy o nim zaczęli mówić w czasie przeszłym. Holendrzy, dla których kiedyś był talizmanem kadry, uznali go balast, piłkarza przeklętego, człowieka z kryształu, wpadającego z kontuzji w kontuzję i zawodzącego w chwilach najważniejszej próby, jak w finale mundialu 2010, gdy marnował okazje w nieprawdopodobny sposób. W Bayernie uwierał od początku, broniły go tylko gole, ale gdy ich zabrakło, Robben został sam.

GAZETA WYBORCZA

Ligowa plotka: Osasuna zainteresowana Janem Urbanem?

Hiszpańskie media cytowały niedawno wypowiedź byłego trenera Osasuny Pedro Zabalzy, który stwierdził, że drużyna z Pampeluny powinna korzystać z doświadczenia swoich byłych piłkarzy – wymienił nazwiska Jose Angela Zigandy (ma zostać trenerem Athletic Bilbao), Miguela Merino i Urbana, choć nikt w klubie sugestii na razie nie podchwycił. Urban grał w piłkę w Osasunie (w 1990 roku strzelił trzy gole w wygranym 4:0 meczu z Realem), potem był tam trenerem drużyn młodzieżowych (z jedną z grup zdobył mistrzostwo Hiszpanii), prowadził drużynę rezerw. Jest uważany za najlepszego zagranicznego piłkarza w całej historii klubu. Na to, że zostanie trenerem pierwszego zespołu, miał już nadzieję przed sezonem 2007/08 – Osasuna wybrała jednak wspomnianego Zigandę, Urban przyszedł do Legii. Ale po sezonie i zwolnieniu Zigandy hiszpańscy dziennikarze znów pisali, że Urban może być kandydatem na trenera Osasuny.
Prezes Legii Bogusław Leśnodorski od grudnia, kiedy objął stanowisko, chce przedłużyć kontrakt z Urbanem. 51-letni szkoleniowiec powtarzał za każdym razem, że rozmawiać na ten temat będzie wtedy, kiedy zdobędzie mistrzostwo. Legia tytuł zapewniła sobie w sobotę. Im dłużej nie będzie przedłużał umowy z Legią, tym plotka będzie wiarygodniejsza.

Bogate kluby drenują nasz futbolowy rynek.

Zagłębie Lubin wyszkoliło ostatnio kilku bardzo dobrych młodych zawodników, których zagraniczne kluby transferowały za niewielkie pieniądze. Co zrobić, aby polskie kluby praktycznie za darmo nie oddawały utalentowanych graczy do bogatych europejskich drużyn? W futbolu obowiązują takie przepisy, że zawodnik do 18. roku życia nie może podpisać z klubem zawodowego kontraktu. Jeśli jest utalentowany, to często zdarza się tak, że nawet kilkunastoletni młody gracz jest kupowany przez potężniejszy zagraniczny zespół, który płaci za takiego juniora niewielkie pieniądze. Macierzysty klub tego młodego gracza niewiele może zrobić. Jeśli chłopak nie ma 18 lat, to o wszystkim decydują jego rodzice. Dla wielu takich juniorów propozycja z klubu niemieckiego, włoskiego czy austriackiego zespołu i wizja zarobku kilkunastu czy kilku tysięcy euro, jest decydującym argumentem. Niektórzy decydują się na wyjazd, będąc przekonanym, że w europejskich klubach ich kariera potoczy się szybciej i lepiej. To czasami racjonalny argument. Problem w tym, że na takim systemie transferowym tracą polskie kluby, które całkiem dobrze pracują z młodzieżą. Kilkanaście dni temu młody, zdolny napastnik Widzewa فódź Mariusz Stępiński skończył 18 lat. I natychmiast zadecydował, że nie podpisuje profesjonalnego kontraktu z łódzkim klubem, gdyż wyjeżdża do jakiegoś zagranicznego zespołu.

SPORT

Bezlitosna opinia hiszpańskiego skauta o meczu w Gliwicach.

To był poziom Segunda B poziom naszej trzeciej ligi – powiedział w czwartek hiszpański skaut, goszczący na meczu w Gliwicach. Trudno mu, doprawdy, zarzucić fałszowanie rzeczywistości; jedną z jaśniejszych postaci zespołu, który za chwilę zagra w pucharach, jest jego rodak, w ojczyźnie grający właśnie w III lidze; królem strzelców zaś będzie zapewne Słowak, u siebie w kraju „oddelegowany do rezerw krajowego średniaka.

DZIENNIK POLSKI

Wywiad z Bogusławem Leśnodorskim.

Skoro mówi Pan, że nie nastawiacie się na grę w Lidze Mistrzów w następnym sezonie, to jaki będzie cel?
W Europie żaden konkretny, bo jako klub nie jesteśmy jeszcze gotowi na to, żeby sobie coś takiego zaplanować. Musi minąć sezon albo dwa, żebyśmy świadomie wiedzieli, na co nas stać. Dziś mamy drużynę taką, jaką mamy. Kilku zawodników odejdzie, bo kończą im się kontrakty. Poza tym musimy się rozwinąć jeszcze w wielu aspektach. Choćby w kwestiach medycyny, suplementacji, przygotowania fizycznego, naprawdę mnóstwo jest tych rzeczy. Naszym celem jako takim jest to, żebyśmy jako klub i drużyna byli coraz lepsi. I mamy nadzieję, że w pewnym momencie zaprowadzi nas to do tego, że będziemy regularnie grać w europejskich pucharach. Ł»e nie będzie już czegoś takiego jak przez ostatnie 15 lat, że przypadkiem ktoś zagrał w Lidze Europy albo Wisła Kraków „prawie” była w Lidze Mistrzów.

Kiedy to się może stać?
Zakładam, że potrzebujemy na to jakichś dwóch sezonów, co przełożyłoby się na cztery, pięć okienek transferowych. To też będzie ten moment, w którym nasze młode chłopaki z akademii będą już po roku czy dwóch gry w ekstraklasie, więc ich jakość będzie o wiele większa. Wyobrażacie sobie jak taki Dominik Furman czy Daniel فukasik będą wtedy grać? Albo Michał Efir, który mam nadzieję, że w końcu wyzdrowieje. Do tego z wypożyczenia do Dolcanu Ząbki wraca Mateusz Cichocki, megadobry obrońca. On w pierwszej lidze jest królem i nie zdziwię się, jeśli w przyszłości będzie najlepszym obrońcą w historii Legii. Wyróżniają się też Patryk Mikita i Przemek Mizgała. Większość z nich dostanie szansę, jak nie w Legii, to na wypożyczeniu. A po doświadczeniu zdobytym w dwóch sezonach, które dla młodych zawodników są najtrudniejsze, będą już sensownie wyglądali. Do tego oczywiście będziemy sprowadzać i pozbywać się zawodników według naszego planu. Tylko nie od razu, bo ludziom może się wydawać, że jest okienko transferowe, w którym możesz wszystko zmienić. Nie, niektórzy piłkarze mają takie kontrakty, że nie chcą z nich zrezygnować, bo gdzie indziej nikt im tyle nie da, co my mu płacimy, więc tak siedzi. Dlatego musi upłynąć trochę czasu, żeby to wszystko nabrało takiego kształtu, jaki chcemy.

DZIENNIK POLSKI

Smuda spotka się z Cupiałem

Coraz bliżej jest odpowiedzi na pytanie, kto będzie trenerem Wisły Kraków w przyszłym sezonie. Tak jak informowaliśmy, w tej chwili kandydatów jest dwóch – Franciszek Smuda i Petr Rada. W najbliższych dniach powinna zostać podjęta decyzja, który z tych dwóch szkoleniowców podpisze umowę z „Białą Gwiazdą”. Większe szanse na to ma Smuda. „Franz” był nawet na piątkowym meczu Wisły z Ruchem Chorzów, na który przyjechał prosto z Niemiec, gdzie zakończyła się jego współpraca z Jahnem Regensburg. Z naszych informacji wynika, że Smuda dzisiaj spotka się z właścicielem Wisły Bogusławem Cupiałem. Wszystko wskazuje na to, że właśnie od tego spotkania może zależeć, czy były selekcjoner obejmie po raz trzeci w historii zespół Wisły, czy też szansę dostanie jednak Rada. Bez względu na to, kto zostanie trenerem Wisły, w nowym sezonie będzie prowadził znacznie zmieniony zespół. Najbliższe tygodnie mogą być bardzo gorące. Spora grupa piłkarzy odejdzie z ul. Reymonta. Spodziewać się również trzeba nowych twarzy, choć dzisiaj trudno określić, ilu zawodników „Biała Gwiazda” sprowadzi latem.

SUPER EXPRESS

Jeszcze jedna rozmowa z prezesem Leśnodorskim.

Miał pan prawdziwe wejście smoka w Legii. Zaledwie pół roku pracy i od razu dublet – mistrzostwo i Puchar Polski.
– No i jeszcze nasza młodzież wygrała Młodą Ekstraklasę! Jest super, ale teraz największym błędem byłoby, gdybyśmy popadli w samozadowolenie. Rzeczy do zrobienia jest mnóstwo.

Mistrzostwo mistrzostwem, ale prawdziwy ból głowy dopiero się zacznie. Ma pan już przygotowaną listę zawodników, którzy wzmocnią Legię przed atakiem Ligę Mistrzów?
– Nie będę deklarował, że awansujemy do Ligi Mistrzów. Nie ma co rozbudzać nadziei. Jak się uda, to super, ale szczerze mówiąc, chyba jeszcze nie jesteśmy przygotowani do gry w tych rozgrywkach. Oczywiście, jest lista kandydatów do gry w naszym klubie i powalczymy o awans, ale jeśli przyjdzie nam grać w fazie grupowej Ligi Europejskiej, to też nikt płakać nie będzie.

Ile Legia przeznaczy latem na transfery?
– Nie mogę tego ujawnić. Powiem tylko, że nadal będziemy chcieli pozyskiwać najzdolniejszych młodych graczy z polskiej ligi. To będzie priorytet.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Analiza: jak nie zmarnować mistrzostwa Legii.

Mistrzostwo Polski nie może być celem. To tylko krok, niezbędny by walczyć o fazę grupową Ligi Mistrzów. Przy فazienkowskiej w Warszawie dobrze zdają sobie z tego sprawę. W gabinecie prezesa, dyrektora sportowego, w pokoju trenerskim i szatni zawodników. 17 podejść z rzędu do Champions League kończyliśmy z wybitymi zębami. Legia w tym czasie zaliczyła dwa podejścia. Pierwsze zakończyło się nokautem (Barcelona), drugie wyraźną przegraną na punkty (Szachtar Donieck). Teraz błędów z poprzednich lat nie można popełnić. 11 lat temu rzeczywistość była brutalna. Legia była takim bogaczem z dziurawymi kieszeniami. Niby bogata, ale ówczesny właściciel, Pol-Mot, nie mógł sobie pozwolić na wielkie transfery i inwestycje. O fazie grupowej Ligi Mistrzów myślano wtedy bardzo ostrożnie. Nie porywano się z motyką na słońce, szukano piłkarzy w kraju, ale nazwisko Dariusza Dudka nie rzucało na kolana. Już w trakcie sezonu 2002/03 sprowadzono Marka Saganowskiego i Łukasza Surmę. To były bardzo dobre ruchy, ale wykonane zbyt późno. Z Barceloną nie zagrali, ale nieźle zaprezentowali się potem w Pucharze UEFA. Legioniści odpadli dopiero z Schalke 04 Gelsenkirchen (II runda), eliminując wcześniej holenderski Utrecht. Jednak nie zdołali pogodzić gry w europejskich pucharach z polską ekstraklasą kończąc sezon dopiero na 4. miejscu. Okuka budował zespół na teraz, nie myślał o przyszłości. Piłkarze byli wyeksploatowani, sami to zresztą podkreślali. Serb dysponował wąską kadrą, szczególnie na wiosnę nie mógł rotować składem, bo miał do dyspozycji raptem 20 piłkarzy.

Najsmutniejsza impreza w dziejach miasta – relacja z Dortmundu.

Dworzec kolejowy w Dortmundzie wypluwał żółto-czarne tłumy. Z pociągu z Hamm czy Lünen wysypywali się kolejni fani. Były ich tysiące. Wczesne popołudnie, a centrum miasta już się zaklinowało. Sobota. Do meczu z Bayernem Monachium pozostało pięć godzin. Hałas rośnie im bliżej Hanseplatz, głównego placu w mieście. Rośnie też spożycie alkoholu. Piwo czy Jägermeister pity z miniaturowych butelek, ale w ogromnych ilościach, wielu da się jeszcze we znaki. Nie każdy z tych rozśpiewanych fanów wytrzyma do wieczora. Nawet półgodzinny spacer wśród kibiców wicemistrzów Niemiec to kapitalna lekcja historii Borussii. Tysiące koszulek z nazwiskami piłkarzy, którzy pisali dzieje czarno-żółtych. Dede przechadza się obok Amoroso, a za nimi idzie Lars Ricken. Dla fanów BVB postać wyjątkowa, bo przypominająca złote czasy tego klubu – triumf w Lidze Mistrzów z 1997 roku. Od sobotniego ranka recepcjonista hotelu Akzent, w którym się zatrzymaliśmy, urządzał prywatny koncert życzeń. Płyta z przebojami o chwale i dumie BVB grana była na okrągło. Uliczka we wschodnim Dortmundzie tonęła w ukochanych barwach. W centrum wszystkich kibiców witał wielki banner, z hasłem „Jeden zespół, jedno marzenie” na tle Pucharu Europy.

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Anglia

Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”

Braian Wilma
0
Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama