Wyblakły klasyk w Łodzi, Ruch rzuca sobie kłody pod nogi

redakcja

Autor:redakcja

24 maja 2013, 09:22 • 4 min czytania

Cztery punkty. Tyle wystarczy Legii – przy optymistycznym założeniu, że Lech wygra trzy ostatnie mecze – do mistrzostwa kraju. Niedużo, tym bardziej, że podopieczni Jana Urbana podejmują u siebie Śląsk i jadą do jednych z najsłabszych w lidze zespołów, Ruchu i Widzewa. – Nie widzę euforii w zawodnikach i podejścia, że już mamy tytuł. Musimy grać z taką determinacją jakby nasza przewaga nad Lechem wynosiła jeden punkt – przekonuje Urban. Na jego miejscu z tym punktem bylibyśmy jednak dość ostrożni: rok temu, na tym etapie rozgrywek, właśnie tyle do Legii tracił wicelider. Lepiej nie przywoływać złych demonów.
Widzew – Legia to klasyk właściwie już tylko z zasady. Dominik Furman nazywa go wyblakłym, my nazwalibyśmy go klasykiem umarłym. Od dawnych meczów, które w polskiej lidze stanowiły wartość i zapisały się w historii, zmieniło się wiele. Choćby to, że dzisiejszy Widzew zamiast walczyć o puchary do samego końca musi bronić się przed spadkiem, a ostatnia porażka u siebie z Lechią przypomina, że jeszcze do końca się nie obronił. Albo kolejna kwestia: obecne mecze, owszem, dużo znaczą, ale tylko dla kibiców. Piłkarze, zwłaszcza ci z zagranicy, od dawna już tego nie czują – można im opowiadać o historii, pokazywać dawne mecze. Tylko po co? Legia gra z dwunastą drużyną ligi.

Wyblakły klasyk w Łodzi, Ruch rzuca sobie kłody pod nogi
Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Po zwycięstwie nad Lechem i milowym kroku w stronę mistrzostwa wszelkie problemy Legii usunęły się na drugi plan. Trenera Urbana nie musi obchodzić to, co zrobić teraz z Radoviciem i Ljuboją, jemu do wykonania swojego zadania brakuje już tylko kropki nad „i”. Przed samym wyjazdem do Łodzi ma jednak mały kłopot: skrzydła, a raczej ich brak. Na Radovicia od pierwszej minuty (na razie?) nie stawia, Kosecki pauzuje za kartki, a Kucharczyk… jak to Kucharczyk. Niedawno strzelił z Jagiellonią, ale z Lechem dał już typowy popis. Kamery ujęły zrezygnowanego Urbana: „Do pustej bramki… No człowieku!”.

Widzew? W problemy ładuje się na własne życzenie. Najpierw nie pozwolił Mariuszowi Stępińskiemu dograć sezonu do końca, pozbywając się jedynego w kadrze napastnika (mecz z Lechią potwierdził wcześniejszą tezę: Ben Dhifallah się nie liczy). Potem, podejmując u siebie najsłabszy zespół ligi w tym roku, piłkarze przeszli właściwie obok meczu i przegrali. No, a żeby tego było mało, to w naprawdę trudnej sytuacji wzajemnie się podgryzać zaczęli Sylwester Cacek z Radosławem Mroczkowskim.

Cacek opowiada w mediach, że od trzech miesięcy powtarza trenerowi, którzy zawodnicy nie spełniają oczekiwań i powinni usiąść na trybunach, a Mroczkowski – nie wiedzieć czemu – dalej na nich stawia. Właściciel dodaje: – Najwyższa pora, żeby trener pokazał jaja i zrezygnował z tych, którzy grają nonszalancko, nie grają dla zespołu. Mroczkowski odpowiada: – Myślę, że sztuką jest być ponad tym, co powiedział właściciel. Gdybym nie miał jaj, to w Widzewie już dawno by mnie nie było, tak jak i wielu innych zawodników. Każdy może mieć swoje zdanie, ale to po sezonie będzie czas na podsumowanie.

Najlepiej kwituje to jednak Maciej Mielcarz. – Niech każdy sam oceni, czy takie wywiady właściciela nam pomagają, czy nie – powiedział.

Przed spadkiem, i to coraz rozpaczliwiej, musi bronić się Ruch. Już się wydawało, że chorzowianie mają utrzymanie w kieszeni, że przed chwilą – ale to tylko w teorii i raczej w ramach żartu – mogliby powalczyć o puchary. Tymczasem okazali się mistrzami rzucania kłód pod własne nogi. Wyjazd do Zabrza? Porażka. Mecz u siebie z Piastem? Porażka. Wyjazd do Gdańska? Zwycięstwo stracone w ostatnich sekundach. Mecz u siebie z Pogonią? Też porażka. – Wrąbaliśmy się w walkę o utrzymanie na całego – denerwuje się Jacek Zieliński, którego przyszłość w klubie stoi pod dużym znakiem zapytania.

Zieliński po ostatniej porażce został nazwany przez kibiców „grabarzem Ruchu”. Za tydzień podejmuje u siebie Legię, potem pojedzie do Białegostoku, a dziś do Krakowa. Na jego szczęście, Wisła nie gra o nic.

CO NAS ZASTANAWIA: Kto ma ciągnąć Wisłę. Niespełna 36-letni Kosowski miał być w tej drużynie raczej wsparciem w szatni, może uzupełnieniem składu, a nie – tak jak ostatnio – najlepszym zawodnikiem na boisku. Kosa publicznie zwraca młodym uwagę, że po porażce 0:3 we Wrocławiu pora uderzyć się w pierś i zacząć ciężko pracować. To tylko potwierdza, że dla tych chłopaków, by wziąć na swoje barki odpowiedzialność za Wisłę, jest zbyt wcześnie.

JAK BĘDZIE: Ruch nie wróci z Krakowa z pustymi rękoma, a walczący o transfer Maciej Jankowski trafi do siatki. W Łodzi górą będzie Legia.

POCZTÓWKI Z PRZESZفOŚCI:

Rok 1995, Marcin Jałocha i Piotr Szarpak.

Image and video hosting by TinyPic

Rok 1998, Kamil Kosowski w barwach Górnika Zabrze, Marcin Baszczyński – Ruchu.

Image and video hosting by TinyPic

CIEKAWE KURSY BUKMACHERÓW

Widzew – Legia 1×2 – 5.90 – 3.75 – 1.55 – TYPUJ W BET-AT-HOME >>

Prowadzenie do przerwy i zwycięstwo Wisły – 3.50 – TYPUJ W BETCLIC >>

Marek Saganowski strzeli gola – 3.20 – TYPUJ W EXPEKT >>

Mniej, niż 2.5 gola w Krakowie – 1.74 – TYPUJ W COMEON >>

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama