– Widzę czasem, że w drużynie trzeciej ligi gra pięciu obcokrajowców, to zastanawiam się, czy oni wiedzą, o co w tej zabawie chodzi. Biednego kraju, jakim jest Polska, nie stać na ściąganie marnych cudzoziemców. Musimy produkować własnych zawodników i na nich stawiać. Młodzi powinni trafiać właśnie do pierwszej ligi, do takiego Dolcanu, żeby się ogrywać i nabierać doświadczenia. Dlatego staramy się współpracować z Legią – moglibyśmy wziąć jakiegoś obcokrajowca, ale po co, skoro możemy ogrywać Mateusza Cichockiego? – mówi w rozmowie z Weszło Robert Podoliński, trener Dolcanu Ząbki.
Jak to możliwe, że na początku rundy wiosennej myśleliście o jak najszybszym utrzymaniu, a po pięciu kolejkach do wicelidera tracicie cztery punkty, a do lidera – pięć?
Cel się nie zmienił i do pewnej sytuacji brakuje nam jeszcze kilku punktów. A na stratę do najlepszych w lidze patrzymy z pokorą. Wiemy, że jak szybko to się zaczęło, tak szybko może się też skończyć. Za dużo w ostatnich sezonach było tych huśtawek w Ząbkach, żeby ktokolwiek się podpalał.
To ile punktów potrzebujecie do utrzymania, skoro dziś macie ich 37, czyli dziewiętnaście zapasu nad strefą spadkową?
Nie miałbym nic przeciwko, żebyśmy to utrzymanie wywalczyli, mając na koncie 60 punktów… A tak na poważnie, jeszcze dwa-trzy zwycięstwa zapewnią pełen spokój.
Różne dziwne rzeczy dzieją się w pierwszej lidze, oglądamy wyścig żółwi do awansu. Da się to jakoś wytłumaczyć?
Wytłumaczenie jest proste: koniec korupcji w polskiej piłce. Dziś decydują umiejętności, które ostatni zespół od pierwszego różnią nieznacznie. To nie są takie różnice, jak między Barceloną a ostatnimi drużynami w Hiszpanii. U nas jedni czują się lepiej na wyjazdach, drudzy potrafią wykorzystać atut własnego boiska i to… czasami wystarcza. Piłka to nie koszykówka czy siatkówka, kiedy faworyt w 99 proc. sytuacji potwierdza swoją wyższość. To gra błędów i umiejętność ich wykorzystania to klucz do sukcesu.
Andrzej Czyżniewski twierdzi, że to wynik drastycznie spadającego poziomu ligi.
Pan Czyżniewski ma większe doświadczenie, więc może wiedzieć lepiej. Ja się upieram przy swoim zdaniu – skończyły się układy i układziki, a zaczęła się walka na boisku. Wystarczy mieć mocne nogi i wielkie serducho.
Z dziewięciu ostatnich meczów wygraliście – jeśli policzymy walkower z ŁKS-em – aż osiem…
Fantastyczny wynik, choć między tym, co wydarzyło się do listopada a obecnymi wynikami stawiam grubą kreskę. Liczę więc cztery zwycięstwa – nad walczącym o życie Stomilem, nad Wartą, która postawiła się GKS-owi czy Arce i nad Cracovią, co mówi samo za siebie. I wczoraj ograliśmy bardzo silną Olimpie. Nabraliśmy dużej pewności siebie, ale twardo stąpamy po ziemi. Zbyt wiele przeżyliśmy w Dolcanie, żeby nagle odlecieć.
Ale o samo przełożenie meczu z Olimpią niedawno miał pan pretensje.
Uważałem, że przy minimalnych chęciach i zrozumieniu mogliśmy zorganizować spotkanie w pierwotnym terminie. Zabrakło wyobraźni i elastyczności. Tym bardziej, że Dolcan jest naprawdę blisko siedziby PZPN. Szkoda pieniążków, ale już trudno.
Wygraliście z Olimpią, a jakże by inaczej, 2:0. To piąta z rzędu taka wygrana.
I chyba napiszemy prośbę o odjęcie jednej bramki z walkowera (śmiech). Przede wszystkim cieszy mnie poprawa gry defensywnej, zrobiliśmy spory postęp, do tego potrafimy sobie stworzyć nie kilka, a kilkanaście sytuacji. Z samą Cracovią, na jej boisku mieliśmy jedenaście okazji – to o czymś świadczy. Aczkolwiek nie ukrywam, że… chciałbym wygrywać jeszcze wyżej.
Już dziś słychać, że kilku zawodników z pańskiej drużyny jest na celowniku klubów ekstraklasy.
Aż chce się krzyknąć: w końcu! Bardzo mnie to cieszy, serio. Myślę, że nastały fajne czasy dla tych chłopaków, bo mają możliwość, żeby się pokazać, zrobić niezły wynik i droga otwarta. Dziś, żeby dostać się do Ekstraklasy, nie trzeba być wielkim artystą. Czy poziom się obniżył, czy chłopcy wykonali tak dobrą pracę – nie mnie oceniać. Ale chciałbym, żebym wielu z nich mógł oglądać na najwyższym poziomie, jak Łukasza Sierpinę w Koronie. Dla takich celów pracuje się w klubach, jak Dolcan.
Młody, wyróżniający się w pierwszej lidze zawodnik trafia do klubu Ekstraklasy – tak to powinno wyglądać. Powinno…
Zamiast tego ściągamy wątpliwej jakości obcokrajowców. Widzę czasem, że w drużynie trzeciej ligi gra pięciu obcokrajowców, to zastanawiam się, czy oni wiedzą, o co w tej zabawie chodzi. Biednego kraju, jakim jest Polska, nie stać na ściąganie marnych cudzoziemców. Musimy produkować własnych zawodników i na nich stawiać. Młodzi powinni trafiać właśnie do pierwszej ligi, do takiego Dolcanu, żeby się ogrywać i nabierać doświadczenia. Dlatego staramy się współpracować z Legią – moglibyśmy wziąć jakiegoś obcokrajowca, ale po co, skoro możemy ogrywać Mateusza Cichockiego?
Pan piłkarzy sprowadza na własną rękę?
Często oglądam zawodników z Młodej Ekstraklasy Legii. Cichocki jest pierwszym efektem naszej współpracy i mam nadzieję, że uda się nawiązać bliższą. Jeśli ja, jako trener klubu spod Warszawy, nie potrafiłbym znaleźć pięciu obiecujących nastolatków, to byłoby coś nie tak albo z okolicą, albo z moim wzrokiem. Mamy mnóstwo znajomości z trenerami grup młodzieżowych w Warszawie i na tym staramy się bazować. Chcemy podążać tą drogą.
To których swoich zawodników poleca pan do Ekstraklasy?
Jeśli Osoliński, Piesio, Piątkowski, Wiśniewski, Zjawiński czy za chwilę Cichocki dostaliby szansę na najwyższym szczeblu, to w większości by sobie poradzili.
Mówi pan, że w końcu ktoś do tej Ekstraklasy trafi, ale jeden już trafił… Jak się gra wiosną bez Messiego?
Przepraszam, kogo?
Robert Chwastek, czyli „ząbkowski Messi”. Nie pamięta pan?
I tu jest największa heca. Media coś wymyślą, zrobią chłopakowi krzywdę, bo dla wielu staje się obiektem drwin. To fajny i utalentowany chłopak, ale stał się ofiarą jakiegoś żartu. Niezasłużenie.
W ostatnich dniach minęły dwa lata pana pracy w Dolcanie. To rzadkość w Polsce.
Nie wyobrażam sobie, jak można pracować z jednym zespołem np. trzy miesiące. Czasem coś trenerowi wyśle, wygra kilka meczów i od razu robi się z niego zbawcę i cudotwórcę. A jak na początku przegra, to robi się wokół niego dramat. Niestety, nie da się nic stworzyć ani w trzy miesiące, ani w pół roku. Trener Mandrysz długo już pracuje w Tychach, awansował z drugiej ligi i teraz robi dobry wynik w pierwszej. Trenerowi Nawałce też dano czas, a początki miał bardzo ciężkie… Wcale bym się nie zdziwił, gdyby w Polsce najczęściej zwalniano trenerów w Europie. Ale może w końcu zaczniemy iść w stronę normalności?
Co dalej z panem?
Mam kontrakt do czerwca.
I jaki plan?
Wygrać najbliższy mecz.
A poważnie? Rozmawia pan już z prezesem?
Nie było czasu, bo bardzo mało czasu spędzamy w klubie. Nie zaprzątam sobie głowy przyszłością, bo wiem, jak szybko i łatwo można w tym fachu dostać obuchem w łeb.