Mecz przyjaźni we Wrocławiu. Pierwsza połowa Śląska, druga Wisły…

redakcja

Autor:redakcja

10 kwietnia 2013, 20:28 • 2 min czytania

Pewnie niektórym się narazimy, ale gdyby ta Wisła zdobyła Puchar Polski i psim swędem awansowała do rozgrywek europejskich, dla dobra naszej piłki trzeba byłoby ją stamtąd wycofać. Widzieliśmy ostatnio sporo kiepskich meczów „Białej Gwiazdy” – czego innego się spodziewać przy tym trenerze? – ale tak katastrofalnego występu, jak w pierwszej połowie ze Śląskiem, chyba jeszcze nie. Doceniamy oczywiście dyspozycję podopiecznych Stanislava Levego, ale gdybyśmy napisali, że Wisła zagrała na drugoligowym poziomie, obrazilibyśmy wszystkich drugoligowców. Bez wyjątku.
Bądźmy szczerzy – po tej drużynie nikt nie ma prawa spodziewać się fajerwerków, ale zjechać na aż taki poziom żenady to jednak sztuka, jaka mogła się dokonać tylko pod przewodnictwem trenera Tomasza Kulawika. Patrząc jak wrocławianie i spółka odjeżdżają wiślakom, przypomniały nam się wyłapane przez C+ słowa „Kulawego”, że jak on weźmie drużynę, to wtedy dopiero zobaczymy przygotowanie fizyczne. No to zobaczyliśmy. Takie, że Ä†wielong – zdaniem Macieja Terleckiego – na tle wiślaków wzbił się na poziom reprezentacyjny i mógłby rywalizować w kadrze z Rybusem. ĆWIELONG!

Mecz przyjaźni we Wrocławiu. Pierwsza połowa Śląska, druga Wisły…
Reklama

Wcześniej natomiast, Przemysław Kaźmierczak, widząc, co się dzieje, uznał, że znajduje się na treningu strzeleckim i – skoro Sobota oraz Mila walnęli gole życia – warto strzelać z każdej pozycji. Uderzenia z dystansu stały się ostatnio domeną Śląska i choć gol „Kaza” z Ruchem wciąż pozostaje niezagrożony, to jednak dzisiejsze trafienia jego kolegów to najwyższa klasa. Stadiony świata – nie bójmy się użyć tego stwierdzenia.

Nie jesteśmy tylko w stanie zrozumieć, co stało się ze Śląskiem w drugiej połowie, bo momentami rzeczywiście przypominało to mecz przyjaźni, ale pomiędzy piłkarzami, a nie kibicami. „My już postrzelaliśmy, to teraz wasza kolej”. Trochę się wrocławianom dziwimy, że odpuścili aż tak, bo sprawę awansu, przy tak kompromitująco słabym rywalu (sam Małecki ponoć stwierdził: „zagraliśmy jak zasrane cioty”), można było załatwić już dziś, by potem w spokoju skupić się na lidze. A tak, to Wisła wciąż ma szansę na Puchar Polski. Co nie świadczy najlepiej o naszym futbolu…

Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama