Takie mecze pamięta się przez całe życie



redakcja

Autor:redakcja

09 kwietnia 2013, 23:21 • 4 min czytania

Co za mecz, co za końcówka! Pisanie tekstów w takich chwilach to zawsze najgorsza robota, bo wszystko trzeba kasować i… pisać od nowa. Tak jak w Dortmundzie napisała się dziś nowa historia. Jeszcze w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry (!) Borussia była nie tyle jedną nogą za burtą, co wręcz leżała na samym dnie – niewyobrażalnie ich strzały bronił Caballero, oni gola stracili i musieli odpierać kolejne kontry, by w doliczonych 180 sekundach strzelić rywalowi dwie bramki. Każdemu ciśnie się na myśl mnóstwo skojarzeń, a nam przede wszystkim jedno: BVB jak Widzew w 1997!
Zresztą, sezon 1997/98 był ostatnim, kiedy Borussia wystąpiła w półfinale Ligi Mistrzów. Piętnaście lat minęło, zanim dortmundczycy dostali się do najmocniejszej w Europie czwórki. Nie mają w tej chwili najmniejszego znaczenia te dwa miliony euro, jakie piłkarze dostaną za chwilę do podziału. Nie mają, bo piłkarze BVB przeżyli właśnie najbardziej szalony i przy okazji najpiękniejszy wieczór w karierze.


Takie mecze pamięta się przez całe życie


Reklama


Juergen Klopp stwierdził przed meczem, że jeśli ktoś oczekuje dziś wielkich fajerwerków, to niech zamknie oczy. Ale warto – choćby dla samej końcówki – było mieć oczy otwarte. – Myślałem, że w życiu widziałem już wszystko, a teraz wydarzyło się coś takiego! Byliśmy już martwi, nagle otworzyła się furtka i skorzystaliśmy z szansy. To był dla mnie najbardziej emocjonujący moment od kiedy się urodziłem. Niesamowite szaleństwo! Ł»al mi Hiszpanów, ale teraz przynajmniej mogę sobie wyobrazić, jak czuł się Bayern po finale z Manchesterem – mówił Hans-Joachim Watzke, dyrektor sportowy. A kiedy media zapytały Michaela Zorca o wrażenia, odparł jedynie: trudno to opisać słowami… I faktycznie było trudno.


Jesteście w stanie sobie wyobrazić, co mówiłoby się teraz, gdyby mecz zakończył się pięć minut wcześniej? Po pierwsze, sprzedaż koszulek Willy’ego Caballero biłaby rekordy popularności. To był bohater Malagi. Człowiek, który najpierw z najbliższej odległości obronił strzał Reusa, a potem w sytuacji sam na sam zostawił na ziemi stopę, w którą trafił Goetze. I po drugie, szum w niemieckich mediach byłby niesamowity – że goście decydującego gola zdobyli ze spalonego. A tak, pomyłka sędziego – przy bramce na 3:2 – dała awans dortmundczykom.


Reklama


Zresztą, tak duża liczba WIELBفĄDÓW sędziowskim na takim poziomie to rzecz nie do pomyślenia.



Pierwsza połowa takiego dreszczowca nie zapowiadała nawet przez chwilę. To były piłkarskie szachy, delikatne przepychanki z mnóstwem niepewnej i niedokładnej gry. Potwierdził to pierwszy gol dla Malagi, gdzie obrońcy biegali jak dzieci we mgle. Dał się łatwo nawinąć Schmelzer, spóźniony był Subotić, który dostał piłkę między nogami i po chwili wyjmował ją z siatki Weidenfeller. To on pod koniec pierwszej połowy (fatalny błąd Piszczka w kryciu) i na początku drugiej ratował Niemców z opresji. A kilka chwil przed przerwą, po świetnej akcji i genialnym zagraniu Reusa, do siatki trafił Lewandowski. On sprawił, że nadzieje odżyły.


Klopp: – Mimo, że bym chciał, to nie jestem w stanie opisać tego, co się we mnie działo w ostatnich minutach. Nie wiem, chyba powinienem pójść na wizytę do lekarza. Czujemy się wszyscy tak, jakbyśmy tę Ligę Mistrzów już wygrali!


Borussia z trójką Polaków w składzie (słaba gra Piszczka i Błaszczykowskiego) awansuje do półfinału. Obejrzeliśmy najbardziej dramatyczny mecz Ligi Mistrzów, od czasów finału Manchester United – Bayern Monachium. Z tą różnicą, że dzisiaj to naprawdę była gra, w której uczestniczy 22 facetów, a na koniec wygrywają Niemcy.


***



W Stambule wbrew temu, co wszystkim się wydawało, Galata wcale przed Realem nie padła na kolana. To znaczy padł na samym początku meczu jeden z obrońców, pilnujący Cristiano Ronaldo, a Portugalczyk (gol w piątym spotkaniu z rzędu w pucharach) już na dzień dobry sprowadził na ziemię mogących co najwyżej pomarzyć o awansie Turków. Galatasaray potrzebował czasu, rozkręcał się powoli, aż w końcu się rozkręcił. Niesamowitą bombę załadował Eboue, indywidualną akcję zrobił Sneijder, a podwyższył na 3:1 świetnym uderzeniem piętą Drogba. Pierwszy i trzeci gol były nadzwyczajnej urody, przy pierwszym asystował też Sneijder, a jeszcze przy stanie 1:1…



Ale jak domyślamy się to ukłon w stronę Cristiano Ronaldo, który chwilę wcześniej…



Galata ostatecznie wygrała 3:2 i bez dwóch zdań było to pożegnanie z Ligą Mistrzów na najwyższym poziomie.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama