Za kadencji Stanislava Levego spędził na boisku 151 minut. Proponował wypożyczenie, ale Śląsk nie był tym zainteresowany. Dziś na boisko mu dalej niż do rodzinnego domu w Holandii. W krótkiej rozmowie z Weszło Johan Voskamp opowiada o przyczynach swojej fatalnej formy i planach na najbliższą przyszłość.
Widzę, że uśmiech coraz rzadziej gości na twojej twarzy? Gdzie podział się ten wieczny optymista, Johan Voskamp?
Nie gram w pierwszym zespole, teraz w dodatku jestem kontuzjowany, zatem nie ma czemu się dziwić. Wiem, że to moja indywidualna sprawa, ale jest to dla mnie bardzo ważne.
Co się z tobą stało? Cofnijmy się do drugiej połowy 2011 roku – uchodziłeś wtedy za najlepszego napastnika Śląska i jednego z czołowych w lidze.
Tego to nie wiem. Wiem, że poprzedni sezon był dla mnie lepszy, szczególnie na jego początku. Zacząłem w miarę dobrze. W pierwszej rundzie zdobyłem dziewięć goli, licząc z pucharami. Później było nieco gorzej, bo w ostatnich decydujących meczach już nie grałem. Już jako mistrz Polski wyszedłem na boisko w spotkaniach z Hannoverem i Helsingborgiem. Nie grałem źle, ale nie strzelałem goli. A kiedy napastnik nie strzela, to zawsze jest trudna sytuacja. Dostałem kolejną szansę od trenera Lenczyka i jej nie wykorzystałem. Wszedł Gikiewicz, strzelał. Wszedł Diaz, strzelał. Później przypałętała się kontuzja i nie mogę uznać tego sezonu za udany.
U trenera Levego już tylu szans nie było…
Dostałem kilka meczów. Przeciwko Podbeskidziu, Bełchatowowi, więc grałem… Bodajże trzy mecze? Nie wiem. To wybór, padło na Gikiewicza, Diaza i teraz jeszcze Mouloungui’ego. Indywidualna sprawa trenera. Tyle…
Dla tej drużyny byłeś naprawdę ważną postacią. Polubili cię, a ty szybko pokazałeś, że chcesz jeszcze poprawić z nimi kontakt. Mało który piłkarz z Holandii tak szybko zrozumiałby nasz język. Ty po pół roku pobytu w Polsce wyjaśniłeś recepcjonistce w hotelu, że z kaloryfera w twoim pokoju cieknie woda.
Tak, chyba był ze mną wtedy Dado Stevanović. Porozumiewanie się w języku polskim nie jest dla mnie problemem. Próbuję, staram się, ale nie jest to proste. Chłopaki w szatni mówią po polsku i chcę mieć z nimi, jak najlepszy kontakt. Zresztą weź pod uwagę prostą sytuację: idę na zakupy, a kasjerka nie rozumie nic po angielsku? Sam muszę sobie radzić. Moim zdaniem jedną z ważniejszych kwestii jest zrozumienie języka kraju, w którym jestem. Język i kultura, to ważne.
W Polsce chyba ci się dobrze żyje.
Bardzo lubię ten kraj. Wszystko mi się tutaj podoba, no może poza pogodą. Ale w Holandii tydzień temu nie było lepiej. Układa nam się naprawdę świetnie. Ł»ona też jest bardzo zadowolona, no i syn… Niedawno skończył trzy miesiące. To dla mnie ogromna radość. Wracam do domu, zerkam na jego uśmiech i humor od razu się poprawia. Tu jest świetnie. To spacer po parku, wypad na krytą pływalnię. Pokochałem życie we Wrocławiu.
Ostatnie dni spędziłeś w Holandii…
Tak, tydzień.
Pojechałeś na konsultacje medyczne?
Nie, musiałem dopiąć kilka prywatnych spraw.
Przed startem rundy wiosennej rozmawialiśmy ze Stanislavem Levym. Przyznał, że w jego hierarchii jesteś ostatnim napastnikiem. Za Diazem, Gikiewiczem, a nawet Więzikiem.
To jego opinia. Co ja z tym mogę zrobić?
A ty czujesz się gorszym piłkarzem niż Więzik?
Nie wiem, ja tylko wykonuję swoją pracę. Chcę znów strzelać bramki, znów być ważnym dla tego zespołu. To, czy jestem od kogoś gorszy należy do oceny trenera, waszej i kibiców.
Zimą nie pojawiły się jakieś zapytania z Holandii?
Nie, nic oficjalnego. Muszę czekać, a przecież z innymi klubami nie mogę teraz rozmawiać, bo mam jeszcze rok ważnego kontraktu.
Rozmawiałeś z trenerem o swojej sytuacji?
Tak, dwa miesiące temu. Coś koło tego, może dwa i pół.
I co od niego usłyszałeś?
To, co słyszałeś. Ł»e nie zapewni mi wielu minut do grania, że wyżej ode mnie są teraz inni napastnicy i muszę ciężko pracować. Pokazać trenerowi, że jestem gotów, by dać tej drużynie coś ekstra. Trenowałem naprawdę dobrze, a potem przyszły pomeczowe zajęcia. Ruszyłem za piłką i mięsień nie wytrzymał. Zerwałem dwugłowy na dziesięć centymetrów. Czeka mnie sześciotygodniowa pauza. Rozmawiamy w trzecim tygodniu, do zrośnięcia zostały cztery centymetry. Wróciłem już do drużyny i pomimo że trenuję indywidualnie na siłowni, chcę z nimi być przed meczem w szatni. To dla nich ważne, mam taką nadzieję.
A ty jeszcze wierzysz, że w tym sezonie zagrasz?
Tak. Jestem napastnikiem, a na tej pozycji hierarchia szybko się zmienia. Chcę grać, tylko pytanie, czy trener będzie chciał na mnie postawić.
Myślisz, że będzie chciał?
Nie wiem. Słyszałeś, co powiedział do ciebie, do mnie, do mediów. Ł»e wyżej stoją Gikiewicz, Diaz i Więzik. Ale może przyjść jakieś zawieszenie, mogą zagrać źle i wtedy przyjdzie szansa dla mnie. Nigdy nie wiesz, kiedy nadejdzie ten moment, a bardzo często przychodzi niespodziewanie. Pytanie, czy taką szansę wykorzystam.
To dlaczego – po rozmowie z Levym – nie chciałeś opuścić Wrocławia?
Jeszcze wcześniej spotkaliśmy się z prezesem i trenerem, zaproponowałem im by mnie wypożyczyli. Usłyszałem: – Nie, nie. Chcemy byś został. Procentowo akcje twoje i Diaza stoją najwyżej. Zostań i walcz o swoją szansę. Możesz grać.
Ale twoje problemy sięgają jeszcze czasów Oresta Lenczyka.
Tak, wiem. Zdobycie mistrzostwa było świetnym uczuciem, także dla mnie. Ale znasz taktykę jaką stosował trener. Była trochę bardziej defensywa, nastawiona na walkę, szczególnie na końcu jego kadencji. Z reguły graliśmy jednym napastnikiem. Trudna sytuacja, nie dostawałem wielu minut. Częściej wybierał Gikiewicza, by walczyć. Ja siadałem na ławce.
To ty nie potrafisz walczyć?
Wiem, że także potrafię. Możesz to potwierdzić, kibice także. Na boisku dawałem z siebie wszystko.
Trener uważał inaczej?
Prawdopodobnie tak, nie wiem. Może i taki jest prawdziwy Johan… To naprawdę trudna sytuacja, próbujesz doszukiwać się pozytywów, ale nie wiesz, gdzie je znaleźć.
Który trener był dla ciebie i dla całego Śląska lepszy?
Kiedy patrzę na trening i osobę, Levy jest lepszym trenerem. Dla Śląska? Nie wiem. Teraz częściej gramy atakiem pozycyjnym, czujemy się świeżsi. Za trenera Lenczyka wygrywaliśmy po 1:0, strzelaliśmy gole z rzutów rożnych, wolnych. No i zdobyliśmy mistrzostwo. Ale treningi były dla mnie zupełnie obce, inne niż te w Holandii. Jednak było dobrze, bo mecze wygrywaliśmy.
A kto dla ciebie był lepszym człowiekiem?
Nie chcę o tym mówić. Poznałem ich jako trenerów. Nie znam ich od prywatnej strony. Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą jakoś dłużej i częściej. Gdybym poszedł z kimś do restauracji, czy na imprezę, mógłbym powiedzieć jaki jest.
Ale miałeś z nimi kontakt na co dzień.
Tak, wiesz. To nie taka znajomość, by mówić kto kim jest. To nie są moi przyjaciele, rodzina. Wyłącznie trenerzy.
Zostajesz we Wrocławiu na przyszły sezon?
Kontrakt obowiązuje mnie do lipca 2014 roku.
Zapytam inaczej, chcesz zostać?
O ile nie pojawi się naprawdę dobra oferta, to tak. Zostanę, będę walczył o miejsce w składzie i czekał na swoją szansę. Nigdy nie wiesz, co cię czeka. Może pojadę na letni okres przygotowawczy i zacznę strzelać? Taka jest piłka. Takie jest życie…
Rozmawiał MICHAŁ WYRWA