Wiele razy można było narzekać na Cupiała. Pisać o jego polityce w najgorszych słowach. Nigdy nie mogło to jednak zmienić faktu, że i tak był najlepszym, co spotkało Wisłę w jej najnowszej historii. Cupiał był gwarantem sukcesu w kraju i stabilność klubu o jakiej wiele innych mogło marzyć. Tyle że teraz można o tym mówić już tylko w czasie przeszłym. W Krakowie nie ma Ł»ADNEJ stabilności. Jeśli samą piłkarską wartość klubu odzwierciedla jego miejsce w tabeli Ekstraklasy, to organizacyjnie Wisła jest dziś w drugiej lidze.
To że brakuje pieniędzy na opłacenie pensji piłkarzy, liczonych w dziesiątkach tysięcy złotych, to jedno. Drugie, że którykolwiek z pozostałych pracowników nie może być pewny własnej przyszłości. Już teraz niektórzy zarabiają na poziomie kasjerek z supermarketu, a za chwilę mogą nie zarabiać wcale. No, ewentualnie mogą być w Katowicach… Wczoraj rano kilkunastu z nich dostało informację, że mają się szykować na wycieczkę. Wkrótce po tym byli już na Śląsku i oglądali biurowiec TeleFoniki, słysząc, że oto właśnie ich nowe miejsce pracy. Wisła przenosi swoje biura do Katowic. Bednarz próbuje jeszcze negocjować, ale na dziś dokładnie nie wiadomo, kto zostanie (i czy zostanie ktokolwiek), a kto będzie musiał pogodzić się z wyprowadzką.
Księgowość została już przeniesiona. Dział marketingu póki co działa jeszcze w Krakowie, ale nie można wykluczyć, że i on – choć na zdrowy rozum powinien mieścić się przecież przy Reymonta, bliżej stadionu i drużyny – za chwilę będzie urzędował w korporacyjnym biurowcu. Inna sprawa, czy ten marketing jest w stanie cokolwiek zrobić, jeśli musi działać bez jakichkolwiek nakładów finansowych, a takie są dziś realia w Wiśle. Kiedyś Bogdan Basałaj, gdy obejmował prezesurę w klubie, zakładał, że stadion Wisły powinien zapełniać się około 22 tysiącami ludzi na meczach niższej rangi i w całości na szlagierach. Tymczasem jaka jest rzeczywistość:
– mecz z Piastem Gliwice: 10 800 widzów,
– mecz z Pogonią Szczecin: 11 100 widzów,
– mecz z Podbeskidziem Bielsko – Biała: 10 100 widzów.
Ponad 65% krzesełek co mecz nie ma swojego właściciela.
Fanatyków Wisły, którzy zapłacą za bilet bez względu na wyniki i grę drużyny, jak widać, nie ma w Krakowie aż tak wielu jak można by jeszcze niedawno myśleć. Koło się zamyka: piłkarze nie zachęcają do wyciągania pieniędzy z portfela, a marketing nie funkcjuje. To znaczy… funkcjonuje, ale organizuje głównie mało zachęcające, rutynowe akcje i eventy. Wyjazdy do szkół, spotkania z zawodnikami (którzy albo chcą się spotkać, albo chcą już trochę mniej, bo akurat przegrali ważny mecz). Na promocję klubu z jednej strony nie ma pieniędzy. Z drugiej – nie ma pomysłu na jego promocję bez pieniędzy. Coraz gorzej działa nawet oficjalna strona internetowa , bo przecież zwolniono ludzi, którzy do tej pory odpowiadali za jej aktualizację.
Informacja o przeniesieniu biur do Katowic brzmi kuriozalnie, a jednak staje się faktem. Właśnie „Fakt” pisał o tym po raz pierwszy – ponad miesiąc temu – ale wtedy nawet prezydent miasta Jacek Majchrowski komentował, że wyczytał jakieś głupoty w codziennej prasie… Chyba nie wierzył, ze Cupiał jest w stanie się do tego posunąć. Wszystko rozchodzi się o koszty wynajmu stadionu, który jest obiektem miejskim. Negocjacje między klubem a magistratem trwają od miesięcy i jak informuje „Gazeta Krakowska” – w ostatniej serii rozmów padała kwota 7 milionów złotych za rok użytkowania. Około połowę tej sumy Wisła miała płacić, zaś druga rozliczana miała być w reklamowym barterze.
Być może Cupiał gra na zbicie ceny. Szantażuje Majchrowskiego, pokazuje do jak drastycznych ruchów jest zdolny. Ale na dziś taka jest rzeczywistość: Wisła staje się krakowsko – katowicka. I tylko czekać, kiedy jeszcze zawodnicy zaczną trenować w Myślenicach, a nie jak dotąd przy Reymonta.
Cała sytuacja pokazuje zresztą jeszcze jedną przykrą prawdę. Stadion Wisły okazał się drogim, niepraktycznym bublem. Szajsem. Niekonkurencyjnym dla biznesu i krakowskich firm. Obiekt, którego przebudowa kosztowała pół miliarda złotych nie ma atrakcyjnej powierzchni komercyjnej, za to hektary niezagospodarowanego betonu. Korytarzy, korytarzyków, na których można najwyżej rozstawić stragany z oscypkami. I to tylko przy okazji meczów. Jedna wielka, ogrodzona, pilnowana przez ochroniarzy „twierdza”, na którą Wisłę nie stać.
Dokąd zmierza Cupiał? Istnieją tylko dwie – całkiem sprzeczne zresztą – teorie. Albo jak deklarował w niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” zamierza zacząć od nowa, przekreślając wszystko, co zbudował (poza historią i zdobytymi tytułami), albo szykuje klub na sprzedaż. Tyle że jeśli wybiera drugą opcję, właśnie drastycznie obniża wartość tego, co posiada. Póki co, wszyscy – od sekretarek poczynając, a na dyrektorach kończąc – drżą o własną przyszłość. Mistrz Polski, zdobywający tytuły raz za razem, aspirujący do gry w poważną piłkę w Europie, nagle posypał się jak domek z kart.