Ci, którzy przebrnęli przez poniedziałkowy maraton z Ekstraklasą, mogą przeżyć poważny szok. Bo to właśnie dziś po dwóch tygodniach przerwy powraca Liga Mistrzów. Napisalibyśmy, że Champions League wkracza teraz w fazę kluczową i wchodzi na najwyższy, najbardziej emocjonujący poziom, ale tylko pierwsza część byłaby prawdziwa. Co do drugiej, mamy drobne wątpliwości. Patrząc na pary ćwierćfinałowe, trudno nie odczuwać niedosytu – brak petard w stylu Real-MU i Barca-Milan aż rzuca się w oczy…
Najciekawiej będzie w Monachium, gdzie Juventus staje przed szansą wyrzucenia za burtę drugiego finalisty poprzedniej edycji LM. Z Chelsea rozprawił się już w grupie, remisując na Stamford Bridge i wygrywając 3:0, czym dorzucił sporą cegiełkę do katastrofy Anglików. Dzisiejszy przeciwnik – mimo, że walkę o trofeum rok temu przegrał – wydaje się znacznie trudniejszy. Bayernowi trudno w tym sezonie cokolwiek zarzucić: mistrzostwo Niemiec już ma w kieszeni, w pucharze kraju najmocniejszego rywala (Borussię Dortmund) pokonał, a w miniony weekend zmiażdżył w lidze HSV 9:2. W Monachium zamiast się przechwalać, zwracają uwagę na stracone gole. – Prowadząc 7:0 czy 8:0, możesz pozwolić sobie na chwilę dekoncentracji. Ale we wtorek nie mamy prawa do tego dopuścić – zauważa kapitan Philipp Lahm. A Matthias Sammer, dyrektor sportowy klubu, przestrzega piłkarzy, że zbyt wiele bramek tracą po stałych fragmentach gry.
Juve, zróbcie to tak jak Azzurri! – apeluje „La Gazetta dello Sport” i przypomina, że Włosi na Euro w meczu z Niemcami też nie byli faworytem, też mieli powalczyć jedynie o przetrwanie. Ł»e reprezentanci na każdym kroku słyszeli, że ich rywal może dziś pokonać każdego, że jest najsilniejszy na świecie i do tego w mocnym gazie. A przecież wystarczyło mieć Mario Balotelliego i Andreę Pirlo, który dziś zamelduje się w Monachium. – Musimy pamiętać, że nikt nie chce grać przeciwko Włochom. Bo ciężko nam narzucić swój styl gry i ciężko nam strzelić gola – dodaje gazeta.
W niemieckiej prasie też nawiązanie do Euro: niech Jupp Heynckes wyciągnie wnioski z lekcji, którą dostał Joachim Loew i nie powtórzy jego błędów! Ale o przeszłości zbyt wiele nie ma, bo zbyt dobrze to ona nie wygląda. Niemcy z Włochami zawsze mieli pod górkę, co pokazują kolejne statystyki. Choćby ta, że Juve z drużynami Bundesligi wygrało 23 mecze z 43, a Bayern z ekipami z Serie A – 12 z 35. W dodatku dwa lata temu odpadł z Interem. – Juventus to najsilniejsza w tej chwili drużyna po Barcelonie. Mają bardzo mocną defensywę, a poza tym, to przecież Włosi – mówi Toni Kroos. Kim więc pokonać drużynę, która w tej edycji Champions League jeszcze nie przegrała i straciła tylko cztery gole?
Blisko 50 proc. ankietowanych „Bilda” nie ma wątpliwości: Claudio Pizarro. To on z HSV zdobył cztery gole, to on zanotował dwie asysty i potwierdził, że jest w najwyższej formie. – Zawsze powtarzałem, że to wielki piłkarz – twierdzi Heynckes. – Mam trzech świetnych piłkarzy w ataku, którzy wzajemnie się szanują i potrafią funkcjonować w jednej szatni. To niesamowite. Ale kiedy napastnik strzela cztery gole i dyskutuje się, czy zagra w kolejnym spotkaniu, łatwe to dla niego na pewno nie jest…
***
PSG – Barcelona
Jeśli wziąć pod uwagę dotychczasowe osiem spotkań w Lidze Mistrzów, najlepiej wypada – mimo porażki z Porto – PSG. Ale rywale też przesadnie wymagający nie byli. Poza Portugalczykami, którzy nie dotarli nawet do ćwierćfinału, Francuzi grali z Dynamem Kijów, Dynamem Zagrzeb i Valencią. Jak to zestawić np. z Milanem, który przez chwilę był bliski wyeliminowania Barcelony?
– Trzeba wyciągać tyle samo wniosków z porażek, co i ze zwycięstw. W Paryżu czeka nas ciężki mecz, ale przede wszystkim musimy uniknąć błędów z Mediolanu. Tamten mecz przypomniał nam, jak ważne jest pierwsze spotkanie i zdobycie przynajmniej jednego gola – zauważa David Villa.
Barcelona – zdaniem wielu – powoli powraca do normalności. Hiszpanie przez dziesięć tygodni musieli sobie radzić bez Tito Vilanovy, a dziś powróci on na ławkę trenerską. Nie pojawił się jeszcze na ostatnim ligowym spotkaniu, nie pojawił się na przedmeczowej konferencji prasowej i nie pojawi się też na pomeczowej. UEFA trenera jednak nie karze, rozumie powagę sytuacji. Rywalem Vilanovy będzie teraz nie tylko Carlo Ancelotti, ale i również… Jose Mourinho. Portugalczyk ponoć wysłał do Paryża płytę z wskazanymi słabymi punktami Barcy i pomagał rozpracować rywala. Trener PSG tej wersji potwierdzić nie chce.
– Niezwykle ciężko jest zatrzymać Messiego, ale równie ciężko zatrzymać Ibrę. Będziemy skupieni na Leo, ale bez przesady. Wolę skupić się na swoich atutach, niż atutach rywala – mówi Ancelotti. No właśnie, Ibra. Dyskwalifikacja za czerwoną kartkę w meczu z Valencią została mu skrócona i już dziś zagra przeciwko byłym kolegom. Hiszpańskie media nie kryją oburzenia, tym bardziej, że na posiedzeniu, na którym decyzja zapadła, brakowała Pedro Tomasa, prezesa Komisji Odwoławczej, urodzonego… w Barcelonie.
Francuska gazeta „Le Figaro” starcie Ibrahimovicia z Barceloną nazywa wojną światów i pisze o dwóch różnych, niemożliwych do pogodzenia spojrzeniach na futbol. – Barca to obecnie najlepsza drużyna na świecie. Uwielbiają utrzymywać się przy piłce, ale my spróbujemy tego samego. To będzie ekscytujące wyzwanie, żeby ich zatrzymać. Chociaż na pewno łatwiej powiedzieć, niż zrobić – zauważa Zlatan i… szanse obu drużyn stawia na równi.
BUKMACHERKA:
Postaw, że Zlatan Ibrahimović albo Leo Messi strzeli gola w EXPEKT >>.
Obstaw końcowe rozstrzygnięcia w BETCLIC >>.
Obstaw over/under w Monachium w BET-AT-HOME >>
Margines zwycięstwa w COMEON>>.






