Wprawdzie w 2012 roku w meczu o punkty udało się wygrać z Mołdawią, a poza Mołdawią, to już z nikim innym, ale i tak nastroje były optymistyczne. Niestety, Ukrainy nie rozwaliliśmy przez złych dziennikarzy, którzy spekulując na temat składu, podali przeciwnikom nasze najbardziej skrywane tajemnice – że w ataku zagra Lewandowski, w pomocy Błaszczykowski, a w obronie Piszczek. Selekcjoner Waldemar Fornalik głośno powiedział o sabotażu (i za to brawa), ale czasu cofnąć nie mógł. Przygotowani na naszą taktykę Ukraińcy zrobili co chcieli, chociaż – tu znów odniesienie do słów Fornalika – statystycznie ten mecz był bardzo wyrównany (zwłaszcza do momentu utraty pierwszego gola).
Od dawna jesteśmy uważani za defetystów, ale my po prostu wiemy, co w trawie piszczy: ta drużyna nie potrafi grać w piłkę. Oczywiście już dzisiaj zapraszamy wszystkich bardzo serdecznie na wtorkowe WIELKIE PRZEŁAMANIE – tak zespołowe, jak indywidualne, ponieważ Robert Lewandowski ma zamiar strzelić gola (!), ale nie zmienia to dość oczywistego faktu: nadajemy się do ogrywania Mołdawii i San Marino i już raczej do niczego więcej. Chociaż i z tą Mołdawią mogłoby być różnie, gdyby nie pomógł nam sędzia. Na wyjeździe mogą nas sklepać.
Głupawka ogarnęła cały naród, wszyscy twierdzili, że tym razem to już na pewno, nawet Wojtek Kowalczyk oszalał i zapowiadał wielki triumf. Potem okazało się, się tym razem to jeszcze nie i może następnym, ponieważ „zabrakło walki”. PZPN-owcy ciągle myślą, że brakuje im walki i że gdyby tylko powalczyli, to Europę mieliby u stóp. Niestety, walka to nie jest coś, co można kupić w markecie. Ponadto założenie, że ten zespół jest w stanie nawet walcząc cokolwiek istotnego osiągnąć uważamy za niezwykle odważne. Już w czasie Euro 2012 była walka, ale nie było punktów. Kto oglądał mecze tego turnieju wnikliwie, ten wiedział, że jednak Ukraina to troszkę inna półka.
Kapitan drużyny Jakub Błaszczykowski, który jest zmęczony mediami, zmęczony życiem generalnie, po spotkaniu wystękał coś do reportera Orange Sport, że ten „nie grał w piłkę”, na co oczywiście ów reporter mógł odpowiedzieć: „to dzisiaj było nas dwóch”. Błaszczykowski nie jest tym, który powinien stawać przed mikrofonem po przegranych meczach, ponieważ dopiero wtedy gdy się odezwie poznajemy definicję prawdziwej porażki.
Rozprawiać, kto zagrał źle, a kto bardzo źle raczej nie ma sensu, ponieważ – jak mawia działacz Lach – wszyscy się, kurwa, skompromitowali. Lewandowski, największa gwiazda wszechświata i okolic, celuje w rekord meczów bez gola, ale oczywiście fachowcy powiedzą, że wykonuje inną bardzo pożyteczną robotę (na wtorek w plebiscycie TVP już został wybrany zawodnikiem spotkania, gratulujemy). Fornalik podobno zabronił Arturowi Borucowi iść w niedzielę do „Cafe Futbol”, ponieważ trzeba skupić się na meczu z San Marino, ale wypada zadać pytanie: skoro Boruc nie może iść dwa dni przed meczem z San Marino do programu piłkarskiego, to dlaczego Lewandowski mógł dzień przed meczem z Ukrainą udzielać się na konferencji promującej nową telewizję? Troszkę tego nie ogarniamy.
Pewnie też Fornalik nie spodziewał się też, że akurat my go skrytykujemy za odsunięcie Obraniaka, ale… Cóż, samo odsunięcie jak najbardziej popieramy, bo to hamulcowy, ale śmieszy nas, że selekcjoner ciągnął Francuza za uszy, a później w najważniejszym meczu wstawił do składu chłopaka, którego widział może na dwóch treningach i którego nie wypróbował wcześniej nawet przez pięć minut. To po prostu kłóci się z jakimikolwiek zasadami budowy drużyny. Ale – jak powiedziałby Błaszczykowski – my przecież nie graliśmy w piłkę. Dzisiaj też zaczęliśmy się zastanawiać, jaki jest sens płacić miesięcznie 150 tysięcy złotych trenerowi tylko za to, że raz na pół roku przerżnie ważny mecz. Nie jest to zarzut do Fornalika konkretnie, tylko uwaga ogólna dotycząca zarobków kolejnych selekcjonerów: za co PZPN tak naprawdę płaci, bo przecież nie za wyniki?
Następny prestiżowy mecz kadry za pół roku (czyli dla Fornalika – za 900 tysięcy złotych), więc do tego czasu wszyscy zdążą zapomnieć o Ukrainie i znowu czeka nas „mecz o wszystko”, w którym „teraz to już na pewno”. Na pewno…