Urocza przepychanka dwóch piłkarskich celebrytów. Tomasz Hajto w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” zasugerował, że Cezary Kucharski to dupa, a nie topowy menedżer, z kolei Cezary Kucharski – mający o sobie jak najbardziej topowe mniemanie – na twitterze odpowiedział, że Hajto miał niemieckich menedżerów, a skończył handlując fajkami. Teraz szykuje się lekka naparzanka, ponieważ Kucharski jest po pierwsze bardzo czuły na swoim punkcie, a po drugie – bardzo pamiętliwy. Hajto z kolei uwielbia wszelkiego rodzaju zwarcia.
Trener Jagiellonii wrzucił wysoki bieg. W czasie jednej rozmowy zdołał się przejechać niemal po każdym, więc nic dziwnego, że nawet agent CK się załapał. Oberwał Frankowski, Baszczyński, Głowacki, zbiorowo wszyscy piłkarze „starej” Wisły (bo Schalke by ich lało w 95 meczach na 100, ale akurat w Pucharze UEFA – masz ci los – padło na te nieszczęsne pięć pozostałych spotkań), młody Kosecki, Jose Mourinho, dziennikarz przeprowadzający wywiad i Bóg wie, kto jeszcze. Nie oberwał jedynie Hajto, ponieważ z reguły pan Tomasz samego siebie traktuje z niezwykłą dozą życzliwości. Jakby nie zauważył, że z szesnastu meczów ligowych w tym sezonie wygrał trzy. Ale cóż, jak sam twierdzi, nie chce być jak Mourinho, Redknapp czy Heynckes i trzeba mu przyznać, że w tym akurat jest słowny. Tamci zwyciężają częściej.
Lubimy jak ktoś mówi szczerze i barwnie, ale cały ten wywiad należy podsumować jednym słowem: BUFONADA. No, może jeszcze jednym: BŁAZENADA. Docenić trzeba karierę, jaką w Niemczech zrobił Hajto, ale chyba jednak nie była ona aż tak spektakularna, jak chce nas przekonać. A i jej ciągłe przypominanie zalatuje wiejską licytacją, kto ma dłuższego penisa. Naprawdę, byli w historii polskiego futbolu ludzie, którzy osiągnęli w futbolu znacznie więcej, a jednak potrafią mówić nie tylko o sobie. Cóż, łatwo popaść w śmieszność.
Tomku, jako że naprawdę życzymy ci dobrze, bo jesteś ciekawą osobowością, postaraj się iść na odwyk: przez rok nie wymieniaj słów „Schalke” i „Niemcy”. Przyda ci się taki detoks. Piłkarzom Jagiellonii od tych dwóch słów też już chce się rzygać. Chociaż jak tak dalej pójdzie, to w sposób naturalny uwolnią się od tego „refrenu”.
* * *
Z całym szacunkiem, ale z Tomkiem Frankowskim to my już pressingu nie zrobimy. Jedyną drużyną, w której on może grać, jest Jagiellonia. Staramy się szukać do niego zagrań, do nogi, do rozegrania i w drugie tempo. Nie ma się co oszukiwać, Tomek jest już wolny, nie ma siły. Jeżeli on mi wypadnie z gry – w Bielsku pierwszy dobry kontakt z piłką miał w 23. minucie – a oprócz niego jeszcze trzech obrońców, których sparaliżowało, to w siedmiu nie wygram nawet z trzecioligowcem. W Niemczech chyba tylko raz tak wysoko przegrałem, w Hamburgu.
No, w Niemczech to wiadomo. No i to byłeś ty, jasna sprawa. Ale jaki sens ma publiczne krytykowanie zawodnika, który zapowiedział, że za trzy miesiące kończy karierę i który jest żywą legendą klubu? Czemu to służy? Przygotowaniu do najbliższego meczu? Podbudowaniu samego Frankowskiego? Mądry szkoleniowiec jeśli coś mówi, to ma w tym swój cel. Każde słowo wypowiedziane jest po coś. Zachodzimy w głowę, po co Hajto opowiada, że Frankowski dzisiaj mógłby grać już tylko w Jagiellonii? I skoro tylko w Jagiellonii – a nie np. w Podbeskidziu czy Bełchatowie – to dlaczego wciąż gra? Czyżby Wielki Trener Tomasz Hajto nie miał jaj, by go odsunąć raz na zawsze? Przecież on z tych, co się kulom nie kłaniają. Niezależny. Autorytarny. Niemiecki. Z Schalke.
I wystawia zawodnika, który mu zawadza?
Czy teraz Frankowski zagra lepiej, skoro już wie, że dla trenera jest piątym kołem u wozu? I czy naprawdę on jest największym problemem drużyny? Hajto twierdzi, że tak wysoko przegrał raz (co zresztą nie jest prawdą, sprawdziliśmy) – w Hamburgu, ale może Schalke – aż boimy się to napisać – miało po prostu lepszego trenera, co?