Jeszcze dwa lata temu bracia Makowie uchodzili za jedne z największych talentów naszej piłki. Wymieniało się ich w kontekście Freiburga, Hoffenheim, Herthy lub Wisły Valckxa i Maaskanta. Ostatecznie wylądowali w Bełchatowie i… zaliczyli zjazd, jakiego chyba nikt się nie spodziewał. Dziś w szczerej rozmowie z Weszło „lepszy” z braci, Mateusz, opowiada o złych wyborach, pobycie w Bełchatowie i zainteresowaniu zagranicznych klubów.
Mateusz Mak wciąż powinien uchodzić za utalentowanego piłkarza?
Utalentowany piłkarz to taki w wieku osiemnastu lat. Ja już nie jestem najmłodszym zawodnikiem, mam 22 lata i chyba powinienem już być w miarę ukształtowany. W moim wieku ludzie robią duże kariery. Chciałbym w końcu zerwać z etykietą utalentowanego i zacząć pokazywać swoje umiejętności.
Z perspektywy czasu transfer do Bełchatowa był błędem?
Pierwszą rundę w Bełchatowie zagrałem w niezłym, wydaje mi się, stylu. Ostatnie pół roku pokrzyżowała mi kontuzja barku, która wyeliminowała mnie na trzy miesiące. Czy transfer był błędem? Kiedy był cały ten szum wokół nas, mieliśmy w Radzionkowie kilka innych ofert. Zastanawialiśmy się trzy razy, czy iść do Bełchatowa, zdecydowaliśmy, że tak i czasu już nie da się cofnąć. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko pokazać się z dobrej strony. Zobaczymy, czy Bełchatów spadnie. Ja wierzę, że się utrzymamy.
Z drugiej strony sam mówisz, że czasu nie da się zawrócić i wszelkie atuty, jakie miał Bełchatów, gdy podpisywaliście z nim kontrakt, w zasadzie już przepadły.
Tak jak powiedziałeśâ€¦ Przechodziliśmy do Bełchatowa z myślą, by uczyć się od Marcina Ł»ewłakowa lub Kamila Kosowskiego, którzy budzili duży szacunek. Teraz nasza kadra nie wygląda na poziom Ekstraklasy. Jest jeszcze kilku doświadczonych, jak Grzesiu Baran czy Patryk Rachwał, ale za bardzo nie mamy się już od kogo uczyć. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie ma co porównywać obecnej kadry do tej sprzed roku. Trudna sytuacja… Jesteśmy jedną nogą w pierwszej lidze, ale zostało nam jeszcze czternaście meczów.
To dyplomacja z twojej strony. Skoro nie ograliście tak beznadziejnie grającej Wisły, to gdzie chcecie zdobywać punkty?
Fakt, mieliśmy okazję, żeby tę Wisłę ograć, choć jeśli ktokolwiek przed meczem porównał składy, to raczej wróżył nam przegraną. Nasz trener nie ma wyjścia i musi stawiać na młodych zawodników. Nie byliśmy na żadnym obozie zagranicznym i wszystko przygotowaliśmy w zimowych warunkach. Teraz gramy z Legią – zobaczymy, czy wyciągniemy wnioski z meczu z Wisłą i jak się to przełoży na boisko.
Ty oczywiście kurtuazyjnie będziesz mówił, że drużyna jest najważniejsza, ale prawda jest taka, że każdy kolejny mecz to dla ciebie, indywidualnie, gra o przyszłość, bo domyślam się, że pierwsza liga średnio ci odpowiada.
Dokładnie. Trener uświadamia nam by grać dla klubu, dla drużyny i dopiero na trzecim miejscu dla siebie. Niewykluczone jednak, że za pół roku wszyscy się rozejdziemy i sam będę musiał patrzeć wyłącznie na siebie, ale nie powiem teraz, że będę grał jak egoista, bo nie wypada. Z drugiej strony – jeśli nie będziemy w tej sytuacji trzymać się razem, to możemy – za przeproszeniem – spierdolić się z tej ligi z hukiem. Robię swoje i liczę, że zostanę za tę rundę zapamiętany pozytywnie.
Twój główny problem polega też na tym, że możesz grać efektownie, ale wręcz dramatycznie nieefektywnie, bo nawet jeśli zaliczysz jakiekolwiek udane zagranie, to i tak nie ma kto u was tego wykończyć.
Też tak czasem sobie myślę, że dobra gra, ale bez statystyk, nie będzie dobrze rzutować na opinię o mnie. Zawodnik bez liczb jest różnie odbierany, więc liczę, że koledzy będą moje podania wykańczać. Mamy dwóch-trzech napastników, jest jakaś rywalizacja, ale jeśli nie będziemy wykorzystywać takich sytuacji jak jesienią, to statystyk nie przybędzie ani mi, ani drużynie.
Miałeś nadzieję na opuszczenie Bełchatowa jeszcze tej zimy?
Nie, absolutnie. Te pół roku, po kontuzji, chciałem rozegrać w Bełchatowie. Ale jestem w kontakcie z menedżerem i gdyby wydarzyła się jakaś tragedia, to myślę, że jakiś klub bym znalazł. Mam nadzieję, że teraz zdrowie mnie nie zawiedzie i przypomnę o swojej osobie.
Gdyby się wydarzyła tragedia… Półtora roku temu pytały o ciebie kluby z Bundesligi.
Gdybym dwa lata temu wiedział, że czeka mnie gra o utrzymanie w Ekstraklasie, to pewnie bym się dwa razy dłużej zastanowił i coś pozmieniał. Miałem ambicję, by grać w większym klubie. Nie twierdzę, że Bełchatów jest zły, ale – nie oszukujmy się – w Polsce są lepsze i chciałbym do nich trafić. Co zrobić… Jestem realistą i wiem, że najbliższe mecze są dla mnie najważniejsze w życiu. Mój kontrakt z Bełchatowem obowiązuje do 2015 i w przypadku spadku nie mam klauzuli odstępnego, co może mi przeszkodzić w odejściu, ale nie chcę składać żadnych obietnic. Wcześniej planowałem, że odejdę gdzieś zimą, a kontuzja pokrzyżowała mi plany. Nabrałem pokory i przestałem wybiegać w przyszłość.
Cięższa jest ta rzeczywistość, niż sobie wyobraziłeś.
Cięższa, cięższa… Ł»ycie wszystko zweryfikowało, nic nie zrobię.
Wcześniej obserwowały cię Freiburg, Hoffenheim i Hertha, ale temat wyjazdu musiał naturalnie upaść.
Dokładnie. Menedżer pisał SMS-y przed meczami: „Mateusz, pokaż się, bo przyjeżdżają skauci”, ale teraz żadnego zainteresowania z zagranicy nie ma. Może kiedyś temat wróci, ale na razie twardo stąpam po ziemi i nie widzę siebie za granicą. Jeżeli tu nie zrobię szału, to nie ma co się oglądać za innymi ligami, bo pewnie i tak bym tam przepadł.
Ale dwa lata temu temat transferu faktycznie był realny czy media to wyolbrzymiły?
Z Hoffenheim wszystko trochę podkolorowano, bo wyjazd do tego miejsca nic nam nie przyniósł. Myśleliśmy, że wszystko jest załatwione i jedziemy się tylko pokazać, a okazało się, że byliśmy zwykłymi testowanymi zawodnikami, którzy przyjechali na trzy treningi. Musielibyśmy być Messim, żeby kogoś tam od razu olśnić. Z Herthą było inaczej… Wyjechaliśmy na trzy dni, bardzo dobrze się nami zaopiekowano i trenerzy wiedzieli, kim jesteśmy. Dostawaliśmy też informacje od menedżera, że wysłannicy Herthy obserwują bodajże trzy nasze mecze w Radzionkowie, ale zdecydowaliśmy się na pozostanie w Polsce i wybraliśmy Bełchatów. Takie życie, co zrobić…
Dziś pewnie doradzałbyś niezdecydowanym rówieśnikom wyjazd.
Po trzech dniach intensywnych treningów w Berlinie czuliśmy się znakomicie. Skurcze łapały nas na samych treningach! Potem to się przełożyło na mecz, bo mogliśmy biegać praktycznie po całej długości boiska. Czy doradzałbym wyjazd? Myślę, że tak. Konkurencja jest na Zachodzie taka, że musisz podnosić umiejętności. W Polsce nie ma takich warunków ani pod względem infrastruktury, ani nawet suplementacji…
Zgłaszała się też po was Wisła, ale wtedy nie byliście zainteresowani.
Dyrektor Stan Valckx był nawet na naszym meczu z Bogdanką Łęczna, ale wtedy byliśmy już dogadani na kontrakty z Bełchatowem. Nigdy nie ukrywaliśmy, że chcielibyśmy wrócić do Krakowa, ale Wisła miała taki plan, by nas wypożyczyć na pół roku lub rok. Temat był, już go pewnie nie ma, ale wciąż powtarzamy, że chcielibyśmy kiedyś zagrać w Wiśle, bo jesteśmy jej wychowankami. W pierwszej wiosennej kolejce poszło mi średnio, ale w kolejnych postaram się przypomnieć Wiśle.
Przez całą przygodę z piłką wszędzie jeździłeś z bratem. Tobie, jak sam mówisz, przeszkodziła kontuzja, natomiast Michałowi kompletnie nie udało się w Ekstraklasie przebić.
Michał ma praktycznie takie umiejętności jak ja i w Radzionkowie graliśmy na tym samym poziomie. Mnie udało się przebić, bo strzelałem więcej bramek, ale z drugiej strony to on je wypracowywał. Teraz Michał będzie rywalizował albo ze mną, albo z Łukaszem Madejem. W pierwszej kolejce nie mógł zagrać, bo miał kontuzję Achillesa, ale teraz już normalnie trenuje i na Legię znajdzie się w osiemnastce. On też zdaje sobie sprawę, że cały rok ma w dupie, bo zagrał raptem sześć meczów i nie pokazał swoich możliwości.
Zgodzisz się, że wasze kariery to od początku do końca same złe wybory?
Najbliższe pół roku będzie decydujące. Gra z nożem na gardle, o utrzymanie, nie dodaje pewności siebie, ale mam nadzieję, że nie zostanę w Bełchatowie na dłużej i wybór kolejnego klubu będzie już trafny.