– Musimy sprawić, by w ogóle więcej ludzi uprawiało piłkę nożną, byśmy mogli z roku na rok selekcjonować z jeszcze większej grupy. Chcąc porównywać się do innych federacji europejskich, potrzebujemy argumentów. Spójrzmy na liczby… W Polsce w jednym roczniku młodzieżowym gra ok. 8-9 tysięcy zawodników. W Niemczech – dla porównania – 150 tysięcy, we Francji – 100, a w Szwecji, której ludność jest cztery raz mniejsza od naszej – 14 tysięcy. Na tym głównie polegają nasze rezerwy – żeby zwiększyć podstawę tej piramidy – opowiada w obszernej rozmowie z Weszło trener reprezentacji U-21, Marcin Dorna.
Umawialiśmy się na wywiad przez jakieś dwa tygodnie. Kto by się spodziewał, że selekcjoner młodzieżówki ma w zimie tyle pracy…
Niedawno przejęliśmy nowy zespół, więc mamy do ustalenia wiele spraw organizacyjnych. Czasu tylko teoretycznie jest dużo, bo Ekstraklasa rusza lada dzień, a już teraz oglądamy gry kontrolne zespołów najwyższej klasy rozgrywkowej i pierwszoligowców, a także organizujemy konsultację szkoleniową.
Spada na pana dużo większa odpowiedzialność niż w kadrze U-17. Jeśli to pokolenie nie odniesie sukcesu, to do pana za dziesięć lat będą wydzwaniać dziennikarze z pytaniami, czego zabrakło temu, a czemu nie odpalił tamten.
Odpowiedzialność przy pracy z U-15 też jest duża, bo wtedy trzeba wyselekcjonować zawodników, którzy zagwarantują rozwój w wyższych kategoriach wiekowych. Ale U-21 to już przedsionek dorosłej reprezentacji. Często mówi się o tym, że jest wiele zmiennych zakłócających przejścia zawodników z wieku juniorskiego do seniorów. Wierzymy, że pomożemy zawodnikom spokojnie się zaadaptować, ale tych zmiennych jest sporo. Teraz sytuacja jest o tyle pozytywna, że wielu zawodników naprawdę dobrze radzi sobie z tym przejściem, staje się bohaterami transferów, puka do składów zespołów Ekstraklasy i pierwszej reprezentacji. Mam nadzieję, że ten trend się utrzyma, bo polscy zawodnicy są coraz lepiej przygotowani, przepisy promują stawianie na młodzież i w końcu sytuacja ekonomiczna zmusza kluby do sięgania po nich.
Wysyp tylu juniorów i młodzieżowców wynika głównie z problemów finansowych. Gdyby kluby było stać na kolejnego Meliksona czy Ljuboję, to nie pojawialiby się tacy piłkarze jak Stępiński czy Linetty.
OK, ale gdyby tylko ekonomia decydowała o tym, że ci chłopcy dostają szansę, to właśnie na tej szansie by się skończyło. Nie broniliby się swoją postawą na boiskach Ekstraklasy i pierwszej ligi. Nie chcę tego porównywać do poprzednich lat, ale młodzi zawodnicy, którzy dziś się pokazują, są naprawdę dobrze przygotowani. Być może problemy finansowe klubów ” dały” im szansę, ale oni potwierdzili swoją postawą, że na nią zasłużyli. Mamy Młodą Ekstraklasę, zaraz będzie centralna liga juniorów, akademie i przepisy, o których wspomniałem – to wszystko wpływa pozytywnie na efekty szkolenia.
Czyli trafił pan do młodzieżówki w idealnym dla siebie momencie?
Na pewno jest to bardziej komfortowe niż monitorowanie zawodników, którzy nie grają w swoich zespołach w Ekstraklasie, czy pierwszej lidze. Tendencja jest pozytywna i trzeba ją utrzymać, a nawet zintensyfikować. Musimy sprawić, by w ogóle więcej ludzi uprawiało piłkę nożną, byśmy mogli z roku na rok selekcjonować z jeszcze większej grupy. Chcąc porównywać się do innych federacji europejskich, potrzebujemy argumentów. Spójrzmy na liczby… W Polsce w jednym roczniku młodzieżowym gra ok. 8-9 tysięcy zawodników. W Niemczech – dla porównania – 150 tysięcy, we Francji – 100, a w Szwecji, której ludność jest cztery raz mniejsza od naszej – 14 tysięcy. Na tym głównie polegają nasze rezerwy – żeby zwiększyć podstawę tej piramidy.
Pan w pewnym momencie znajdował się na jej niższym piętrze – w kadrze U-17. I tak się zastanawiam – czy ona nie jest odrobinę przeceniana przez media? Osiągnęliście świetny wynik na Mistrzostwach Europy, ale patrząc na kwalifikacje do mistrzostw U-21 i do igrzysk w Rio… Obiektywnie – mission impossible.
Nasze trzecie miejsce w Europie z formalnego punktu widzenia jest być może ponad stan. Niemcy, Hiszpanie, Anglicy, Włosi, Francuzi – to federacje o wielkiej tradycji i jakości szkolenia. Można wymieniać jednym tchem jeszcze kilka kolejnych federacji. Dla nas znalezienie się pośród ośmiu najlepszych w Europie było już sporym osiągnięciem. A dobra postawa na mistrzostwach pokazała, że naprawdę stać nas na więcej. Czas pokaże, czy wynik na dłuższą metę był ponad stan. Reforma UEFA sprawi, że w najbliższych finałach, w 2015, zagra szesnaście zespołów. Dobrze byłoby znajdować się w miarę regularnie w tej grupie, ale recepty na sukces nie ma. Hiszpanie dwa razy z rzędu nie zagrali w finałach U-17, ale znamy ich siłę.
Hiszpania to osobna kategoria w piłce młodzieżowej.
Dokładnie. Ale w kategorii U21 najczęściej medale zdobywali Włosi i wbrew pozorom to oni są najbardziej dojrzałą młodzieżową reprezentacją. W młodszych kategoriach wiekowych pamiętamy oczywiście o Holendrach, którzy dwa razy z rzędu zdobyli mistrzostwo U-17. Ł»eby zweryfikować nasz realny poziom, potrzebujemy czasu. Jestem natomiast przekonany, że mamy coraz mocniejszych zawodników.
Ale nie martwi pana, że jest ich coraz mniej? Liczby, które pan zacytował, mówią wszystko.
To problem polskiego sportu w ogóle, nie tylko piłki. Reprezentacja Roberta Wójcika zajęła pierwsze miejsce w pierwszej rundzie eliminacji mistrzostw Europy, grając z Hiszpanią, Bułgarią i Azerbejdżanem, więc bardzo mocnymi zespołami. Są więc przejawy, że w bezpośrednich starciach potrafimy sobie radzić, ale potrzeba czasu, by nazwać to stałą tendencją.
Kiedyś jeden z prezesów polskich klubów powiedział, że zawodnikom najłatwiej jest zaimponować samochodem. Pana czeka teraz przeskok od dzieci do zawodników grających za granicą i zarabiających olbrzymie pieniądze, jak Arkadiusz Milik.
Poza pracą z U-17 uczestniczyłem też w zgrupowaniach starszych reprezentacji. Np. trenera Majewskiego czy Janusza Białka, gdzie miałem kontakt z rocznikiem 92 czy 93 i nie widzę przepaści. Między U-17 i U-21 jest oczywiście różnica, ale nie jakiś drastyczny przeskok. Wszystko jest kwestią metodyki. Ucząc się do zawodu trenera, przygotowujemy się do pracy na różnych etapach.
Z drugiej strony będzie panu wygodniej. Nie trzeba będzie już jeździć po meczach juniorów, tylko można będzie obejrzeć normalne spotkania ligowe z trybun.
Tak, to największa różnica, jaką zauważyłem po tych kilku tygodniach. Dostępność informacji, możliwość wygodnej obserwacji, a czasem zwykła wiedza, kto ile i kiedy grał. To pragmatyczne, trywialne sprawy, ale np. w U-15 ciężko było regularnie docierać do dwóch tysięcy zawodników, z których wielu grało w małych klubach. Teraz w U-21 będzie nam zdecydowanie łatwiej ich monitorować. Ale – co zawsze podkreślam – wiek w żadnym wypadku nie będzie determinantem przy powołaniach. Potencjał, umiejętności i forma – to się liczy.
U-15 to chyba niezła szkoła życia. Widziałem, że powoływał pan zawodników z takich potęg jak Promień Mońki – jak tam w ogóle dotrzeć? W jaki sposób budowaliście cały ten research? Bo domyślam się, że nie jeździł pan na każdy mecz do Moniek lub Mońków.
Zdarzały się ciekawsze zespoły… Ale na tym to polegało, by do takich miejsc dotrzeć. Stworzyliśmy siatkę ludzi, którzy z nami współpracowali – m.in. koordynatorów ze związków wojewódzkich i trenerów prowadzących reprezentacje województw. Za punkt honoru postawiliśmy sobie fakt, że nie powołamy zawodnika, którego wcześniej nie widzieliśmy. Poza dwoma wyjątkami ze Stanów Zjednoczonych i Kanady, których poziom zweryfikowaliśmy na odległość, obejrzeliśmy absolutnie wszystkich, których potem powołaliśmy. Patrząc na dossier z mistrzostw U-17, większość naszych piłkarzy pochodziła z małych klubów. Karol Linetty z Sokoła Damasławek, Adrian Cierpka – KUKS Zębców Ostrów Wielkopolski, Karol Ł»wir – MKS Korsze, Rafał Włodarczyk – Mazur Karczew, Gracjan Horoszkiewicz, Oskar Pogorzelec, Mariusz Stępiński i tak dalej.
Może dla zawodników z takich miejscowości futbol – o czym wielokrotnie mówił Zbigniew Boniek – nie jest sportem elitarnym. Jeśli popatrzymy na młodzieżowe reprezentacje Niemiec, znajdziemy wielu zawodników o pochodzeniu z Afryki czy Turcji, których rodziny – nie generalizując – niekoniecznie należą do najbogatszych.
Talenty rodzą się wszędzie niezależnie od regionu i każdy ma swoje trudności – mieszkańcy dużych i małych miast czy wsi. Piłka staje się sporem elitarnym i pojawia się wiele banalnych z pozoru problemów. Choćby dojazd na trening, jeśli rodzina nie należy do najbogatszych. Wspomniał pan o zawodnikach z innych ras… Zrobiliśmy ostatnio analizę i doszliśmy do wniosku, że w młodzieżowych mistrzostwach Europy dominują albo zespoły położone bliżej Równika, albo te, w których gra wielu zawodników innych południowych narodowości – z Turcji, Afryki czy krajów byłej Jugosławii. Z czego to wynika? Z tego, że oni szybciej dojrzewają. Łatwiej funkcjonować im na poziomie U-17, bo rozwojowo „mają” więcej lat od innych.
Jeden z amerykańskich naukowców obliczył, że w juniorskich reprezentacjach hokeja w USA największą szansę na przebicie się mają zawodnicy urodzeni na początku roku, bo w tak młodym wieku kilka miesięcy robi sporą różnicę.
Podam dane statystyczne z Mistrzostw Europy U-17 w 2012. Na 144 zawodników 32% urodziło się w pierwszym kwartale. A tylko dziewięciu w listopadzie lub grudniu. U nas proporcje są podobne. Ktoś powie – „OK, dobieracie większych i silniejszych”. Ale tak – jak się okazuje – robią wszyscy w Europie. Choć oczywiście są wyjątki. Rooney był najlepszym zawodnikiem turnieju U-17, a jest z października. Nuri Sahin też z dalszej części roku, a na tym poziomie się wyróżniał. My, w Polsce, tworzymy grupę „A1”, czyli zawodników perspektywicznych, ale późno dojrzewających. Wnikliwie ich obserwujemy, bo wiemy, że oni najzwyczajniej w świecie pozostałych dogonią. W zespołach seniorskich nie ma oczywiście przewagi zawodników urodzonych na początku roku.
Powiedział pan też kiedyś, że nie doradzałby młodym piłkarzom wyjazdów, co – szczerze mówiąc – mnie zaskoczyło. Weźmy takiego Igora Łasickiego z pana U-17, który radzi sobie w
Primaverze Napoli znakomicie. Gdyby został w Polsce, pewnie czekałaby go Młoda Ekstraklasa.
Nie chcę generalizować, że wyjazd każdego to błąd. Ale zbyt wczesna emigracja może pokomplikować karierę.
A jaka to jest zbyt wczesna?
Trzymamy kciuki za tych, którzy wyjechali, ale dopiero gdy zaczną funkcjonować na poziomie piłki seniorskiej, będzie można ocenić, czy podjęli dobrą decyzję. Często zawodnicy wracają odbudować się w Polsce. Nie ma reguły, ale chyba jest nieco łatwiej się przebić, gdy zawodnik zbuduje swoją pozycję w Ekstraklasie i wtedy wyjedzie.
Ale gdy taki Horoszkiewicz czy Łasicki pytają pana o radę, czy jechać do Herthy lub Napoli, to co pan odpowiada?
Odpowiadam w jeden sposób: „decyzję podejmujesz ty i bierzesz za nią sto procent odpowiedzialności. Przeanalizuj sytuację poprzedników, a jak wyjedziesz, to możesz liczyć na naszą pomoc”. Naprawdę, nie chcę niczego sugerować, ale generalnie jestem za tym, żeby zostawali troszkę dłużej w Polsce. Tym bardziej, że jest tendencja, by dawać młodym szansę.
Jak mówił Boniek – „jeśli nie znajdziesz chętnego do drugiej-trzeciej ligi, to idź do mamy i poproś o książki”?
Tak jest.
Dla pana przy selekcji w U-21 ważniejsze będzie, w jakim otoczeniu piłkarze przebywają na co dzień czy regularna gra w pierwszym zespole? Większą szansę miałby podstawowy stoper z Widzewa jego rówieśnik z Primavery?
Mamy ten komfort, że zawodnicy koniec końców przyjeżdżają na zgrupowanie i możemy ich bezpośrednio porównać. Przy powołaniach analizujemy każdy mecz i regularna gra oraz mocne towarzystwo w treningu są bardzo ważne, ale weryfikacją zawodników są również treningi podczas konsultacji szkoleniowych. Po sprawdzeniu, jak sobie radzą rywalizując bezpośrednio, podejmujemy decyzje.
A jak wyglądają pana relacje z Waldemarem Fornalikiem? Siłą rzeczy będą musiały się pojawiać jakieś tarcia w waszych relacjach, kiedy np. pan będzie chciał wystawić Mariusza Stępińskiego w U-21, a selekcjoner dorosłej reprezentacji powoła go jako trzeciego czy czwartego napastnika bez perspektyw na grę.
Unikałbym w takich relacjach słów „tarcia”, „konflikt”, bo później coś może zostać źle zinterpretowane.
Niech będzie „dyskusja”.
Nadrzędnym dobrem jest pierwsza reprezentacja. To absolutny priorytet.
Czyli przy słabszych wynikach ma pan usprawiedliwienie. „Bo zabrali mi czterech podstawowych zawodników.”
Na pewno pan nie usłyszy ode mnie takich słów. Z dumą będę mówił, że czterech zawodników zrobiło krok do przodu! To nadrzędny cel – dostarczyć jak najwięcej zawodników do dorosłej reprezentacji.
Tak się zastanawiałem, co cieszyłoby pana bardziej – awans na igrzyska w Rio czy dostarczenie – dajmy na to – dziesięciu zawodników do kadry A.
To i to. Ale trudno to skalować. Wynik jest ważny, ale kwintesencją naszej pracy jest poza postawą drużyny indywidualny rozwój zawodników. Jeśli to połączymy – bardzo dobrze. Piątego-szóstego marca mamy zgrupowanie selekcyjne w Grodzisku Wielkopolskim, czyli pierwszy kontakt z zawodnikami, których wyselekcjonowaliśmy spośród obserwowanych.
Jak duża jest baza zawodników? 250 nazwisk?
Wstępną analizę zrobiliśmy, ale nie chcę podawać liczby, bo to pułapka. Obserwujemy też zawodników młodszych, których jest bardzo wielu. Śledzimy wszystkich naszych piłkarzy do lat 21, także tych, którzy grają za granicą. Miejsce urodzenia nie jest determinantem. Liczy się wola, jasna deklaracja i poziom sportowy.
I język polski?
Absolutnie tak.
Jeszcze dwa gorące tematy związane z U-21. Pierwszy – Wojciech Pawłowski, do którego wyciągnęliście rękę po tym, jak zrezygnował z gry w kadrze.
Nie można powiedzieć, że nic się nie stało, ale nie można też powiedzieć, że stało się tyle, by Wojtek nie mógł wrócić do reprezentacji. Sprawa jest w toku, zamieniłem kilka słów z Wojtkiem i wszystko powinno się zakończyć pozytywnie.
Wspomniał pan też, że Wojtek poniesie jednak konsekwencje.
Nie będziemy skalować kar ani przygotowywać konkretnych taryfikatorów. Pawłowski zdał sobie sprawę z błędu, przeprosił, teraz wspólnie patrzymy z optymizmem w przyszłość.
Stadion Cracovii to idealny „dom” dla kadry U-21?
Na tę chwilę nie ma potwierdzonej informacji co do konkretnego miejsca. Za kilka dni przekonamy się, jak będzie, natomiast podoba mi się idea gry na jednym stadionie, bo będziemy mieli „nasze” miejsce plus bazę kibiców, których będziemy mogli do siebie przekonywać.
Awans do Rio będzie taką niespodzianką jak udział dorosłej reprezentacji w brazylijskim mundialu? Oczekiwania nie są za wysokie?
A jakie są?
Awans.
Byliśmy losowani z czwartego koszyka eliminacji mistrzostw U-21. Ł»eby awansować, trzeba wygrać grupę eliminacyjną, baraż i zagrać w półfinale Mistrzostw Europy. Wiem, jak to brzmi, ale nie wyobrażamy sobie w naszej drużynie sportowców bez chęci zwyciężania. Dowodem na to, że w piłce nożnej jest miejsce na niespodzianki, jest obecność Białorusi na igrzyskach w Londynie. Trener Anglii, Stuart Pearce, który wygrał siedem meczów z rzędu też nie powie, że awansują. Taki jest urok piłki nożnej, a szczególnie młodzieżowej.
Proszę powiedzieć na koniec, zy za kilka lat zobaczymy Marcina Dornę w Ekstraklasie, czy może to typowy trener dla młodzieży?
Jestem w stanie wyobrazić sobie przyszłość zarówno jako trener zespołów młodzieżowych, jak i seniorskich, ale obecnie wszystkie myśli i działania koncentrują się wokół kadry U-21. Wybieganie w bardzo daleką przyszłość nie kończy się zwykle tak, jak tego chcemy.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA