Bayern jedną nogą w ćwierćfinale, Szczęsny tym razem wraca przed czwartą

redakcja

Autor:redakcja

19 lutego 2013, 23:02 • 3 min czytania

Porażka z Blackburn, coraz ostrzejsze konferencje prasowe, kolejne wpadki w lidze, ogólna słabość i mierność. Arsenal w ostatnich tygodniach to już nie bokser, który zalicza pierwszy knock-down, raczej wojownik muay thai, który od kilkunastu tygodni leży w szpitalu z połamanymi żebrami i obszernym wylewem wewnętrznym. Jeśli ktoś sądził, że dziś wstanie z łoża boleści i wygra z niemieckim komandosem… Był przeraźliwie naiwny.
Arsenal ani przez moment nie był faworytem dwumeczu z Bayernem. Wybaczcie, ale Bacary Sagna brzmi dość zabawnie, gdy jego vis a vis jest Philip Lahm. Niestety, chociaż lubimy Poldiego, jako rywali ma Schweinsteigera, Ribery’ego, czy Kroosa. Nierówny, nieco zamotany Walcott też przegrywa w porównaniach z Bawarczykami. Wenger zdaje się wypalony. Skład rozbity. Van Persie wygrywa i czaruje w Manchesterze. Choć to smutne i bolesne, Arsenal staje się pośmiewiskiem w całej Anglii.

Bayern jedną nogą w ćwierćfinale, Szczęsny tym razem wraca przed czwartą
Reklama

Z drugiej strony jednak – to wciąż Arsenal. To wciąż ten sam siwy Francuz, który prowadził ten klub do wielkich triumfów, a jeśli nie triumfów, to chociaż medali. Może chociaż powalczą, może spróbują?

Nic z tych rzeczy. Pierwsza połowa wyjaśniła, gdzie w tym momencie są gracze z Monachium, a gdzie Wenger ze swoją niezdyscyplinowaną gromadką. To było jak starcie niemieckich czołgów z angielskimi filiżankami herbaty. Lahm, Kroos, bach. Porcelana na glebie. Potem siatkówka w wykonaniu Szczęsnego, jakiś dziwny wygibas Mullera i drugi strzał. Po filiżankach pozostało wspomnienie. Jasne, Bayern nie bawił się w sadystę i potem nieco przystopował, sam Arsenal zresztą też otrząsnął się z szoku i w drugiej połowie ruszył do odrabiania strat, ale to nic nie znaczy. Tak naprawdę całkiem niezła i wyrównana druga część spotkania nie może w żaden sposób fałszować wizji gry, wyniku, czy potencjału obu zespołów. Kanonierzy jeszcze nabijali swoje karabiny, gdy Niemcy już odpoczywali po robocie. Pojawił się Robben, pojawiły się nawet głupie, szkolne błędy, w tym szalona wycieczka Neuera przy golu kontaktowym, ale nawet wtedy, w tych drugich 45 minutach Bayern potrafił utrzymać dwubramkową przewagę.

Reklama

Inna sprawa, że zachowanie obrony Arsenalu momentami musiało Wojtkowi Szczęsnemu przypominać dziecięce lata, gdy bronił w juniorskim zespole Agrykoli. Defensywa z taką niefrasobliwością, takim olewaniem krycia, bezsensownymi wślizgami i wybiciami na oślep nadaje się na zastępstwo dla Jodłowca w Śląsku Wrocław, a nie do gry w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Arsenal już raczej tam nie zagości. Dać sobie na własnym gruncie strzelić trzy gole, w dodatku przez pierwsze 45 minut grając taktyką pasującą do gry na wyjeździe… Na tym poziomie niewybaczalne.

W drugim dzisiejszym spotkaniu Porto wygrało z Malagą 1:0 i tam kwestia awansu jest otwarta. Po tym co dzisiaj obejrzeliśmy, w rewanżu chyba postawimy na transmisję z Hiszpanii…

Aha, zapomnieliśmy wspomnieć. Jeśli macie możliwość, spójrzcie w powtórkach jak gra Lahm, a jak gra Sagna. I jak prawy obrońca może wygrywać, bądź przegrywać mecze.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama