Kolejny reprezentant PZPN popadł w tarapaty, na szczęście „tylko” sportowe. Ariel Borysiuk ostatni mecz zagrał 14 grudnia zeszłego roku, od tamtej pory – czyli w rundzie wiosennej – w barwach Kaiserslautern nie załapał się nawet na ławkę rezerwowych. Dzisiaj ponownie okazał się całkowicie niepotrzebny…
Sprawy potoczyły się szybko i dla Borysiuka nieprzyjemnie.
W pierwszej wiosennej kolejce musiał pauzować z powodu żółtych kartek w meczu dość trudnym, wyjazdowym meczu z TSV Monachium. Drużyna bez Ariela wygrała 1:0 (dla drużyny dobrze, dla Polaka źle). Później było zgrupowanie reprezentacji, na które zawodnik pojechał tylko turystycznie, bo przecież w meczu z Irlandią nie zagrał ani minuty. Wrócił do klubu tuż przed spotkaniem z Dynamem Drezno. Trener nie wziął go na ławkę, co można było wytłumaczyć: chłopak nie trenował przez cały tydzień z zespołem, dołączył w ostatniej chwili. Ten mecz Kaiserslautern wygrało 3:0 (dla drużyny dobrze, dla Polaka źle).
Dzisiaj po raz pierwszy Borysiuk nie zagrał z przyczyn czysto sportowych – żadnej kontuzji, żadnych podróży, żadnych kartek. Mało tego – nie tylko nie zagrał, ale nie załapał się też na ławkę rezerwowych. Gdyby tylko nie zagrał – to jeszcze nie byłby tak wielki sygnał alarmowy, zważywszy na wysoką formę tych, którzy go zastępowali. Z ławki da się jeszcze dość szybko wrócić do składu. Jednak z trybun droga jest już zdecydowanie dłuższa.
Kaiserslautern zremisowało w Duisburgu 0:0, czyli wciąż w 2013 roku nie straciło ani jednego gola. Dla niegrającego defensywnego pomocnika nie jest to dobra informacja, bo wygląda na to, że przynajmniej w destrukcji zespół radzi sobie wyśmienicie. Do zamknięcia okna transferowego w niektórych ligach (w tym w polskiej) zostało niewiele czasu i może czas zadać sobie niewygodne pytanie: czy wiosną w Niemczech nie zmarnuję całej rundy?