Raiola opowiada o transferze Salamona, Jeleń ma powód, by nie wyjeżdżać z kraju

redakcja

Autor:redakcja

06 lutego 2013, 09:08 • 10 min czytania

Dziś specyficzny dzień w prasie. Siłą rzeczy – wszystko musi kręcić się wokół tematów reprezentacyjnych, choć na przykład w Przeglądzie Sportowym nie brakuje też materiałów dotyczących Ekstraklasy. Absolutnym numerem jeden jest jednak wywiad z Mino Raiolą w Super Expressie.

Raiola opowiada o transferze Salamona, Jeleń ma powód, by nie wyjeżdżać z kraju
Reklama

FAKT

Duże zainteresowanie powrotem Boruca do kadry.

Reklama

Jak dowiedział się Fakt, bramkarz „Świętych” mógł liczyć w Dublinie na indywidualne traktowanie. Do zamieszkałego przez kadrowiczów hotelu dotarł jako ostatni, co sprawiło, że zabrakło go na wspólnym obiedzie całej ekipy, a zapowiadaną od dawna rozmowę z trenerem Waldemarem Fornalikiem (50 l.) trzeba było przełożyć. Taki bieg wydarzeń trudno wytłumaczyć, biorąc pod uwagę, że lot z Londynu do Dublina trwa niewiele ponad godzinę, a większość reprezentantów Polski w poniedziałek musiała przebyć o wiele dłuższą drogę. Według naszych informacji w Irlandii Artur Boruc już na dzień dobry mógł poczuć się jak gwiazda. Spod lotniskowego terminalu do oddalonego o około 30 kilometrów ośrodka przewiózł go samochód specjalnie podstawiony przez PZPN. Pozostali zawodnicy nie mogli liczyć na takie wygody. Jako, że do Dublina docierali grupami, do hotelu przewożono ich najczęściej wynajętym busem.

Rozmowa z Bartoszem Bereszyńskim.

Ochłonąłeś już po zamieszaniu z transferem?
– Ja cieszę się przede wszystkim, że w końcu mogę normalnie trenować. Kiedy trener Lecha odsunął mnie od składu, biegałem sam po lesie. Nie było to zbyt przyjemne. Na szczęście teraz mogę już ćwiczyć z drużyną, ale potrzebuję trochę czasu, żeby złapać formę.

W Poznaniu raczej nie masz już czego szukać. Docierają do ciebie kolejne groźby i wyzwiska?
– Nasłuchałem się mnóstwo obelg ze strony kibiców Lecha, ale teraz jest już w porządku. Sposób był prosty. Zmieniłem numer telefonu, poprzedni został skasowany i żyję teraz spokojnie.

Poznałeś już Warszawę? Nie gubisz się jeżdżąc i spacerując po stolicy?
– Kilka razem byłem w Warszawie podczas zgrupowań młodzieżowych reprezentacji. Na pewno szybko poznam to miasto, choć centrum już teraz nie jest mi obce. Ale nocnych klubów nie kojarzę (śmiech).

RZECZPOSPOLITA

Wywiad z Kubą Błaszczykowskim.

Był pan kiedyś w lepszej formie?
– Zagrałem trzy udane mecze w rundzie wiosennej, strzeliłem kilka goli, ale nauczyłem się, że to, co jest za mną, już się nie liczy. Dziś gramy z Irlandią – o odzyskanie pewności siebie, bo wiarę w odbudowę reprezentacji nadwątliła porażka z Urugwajem. Sprowadzono nas na ziemię. Jestem realistą, Urugwaj to światowa czołówka, my jesteśmy europejskim średniakiem. To nie minimalizm, to racjonalne spojrzenie. Możemy wznieść się na wyżyny i podjąć walkę, może nawet wygrać, ale na pewno nie da się wszystkiego zmienić jednym pstryknięciem. Wychodzą lata zaniedbań, widzę jak szkoli się w Borussii, jak do zespołu wchodzili Nuri Sahin czy Mario Goetze, którzy byli w Dortmundzie od dziecka. Musimy wypracować podobny system, poświęcić się i czekać na efekty.

Z Lewandowskim nawet na zgrupowanie do Irlandii przylecieliście z Dortmundu osobnymi samolotami.
– To nie ma znaczenia. W każdej pracy jest tak, że nie lubisz się ze wszystkimi, każdy ma swój charakter. Temat naszej znajomości można poruszać w mediach, trochę namieszać, napisać, że się nie lubimy, a później jakoś to nie ma wpływu na naszą współpracę na boisku. Nie wszyscy się lubią, każdy ma swoje zdanie, czasami z kimś spotykasz się po treningach, z innym robisz to rzadko, albo w ogóle. Nie da się zbudować 25-osobowej grupy, która byłaby jak rodzina.

I tekst o naszym dzisiejszym rywalu – Irlandczykach.

O Irlandczykach z południa było cicho. Noel Cantwell, dobry gracz West Hamu i Manchesteru Utd, poza Wyspami był raczej słabo znany. Przebił go Johnny Giles, pomocnik Leeds i grający trener reprezentacji. Liam Brady zdobył miejsce w Juventusie, ale stracił je po przyjściu Zbigniewa Bońka i Michela Platiniego. Irlandia miała coraz lepszych graczy, ale nie miała dobrej reprezentacji. Wszystko zmieniło się w połowie lat 80., kiedy federacja powierzyła funkcję trenera Jackowi Charltonowi. Angielski mistrz świata, będący zawsze w cieniu brata Bobby’ego, legendy Manchesteru, zbudował najlepszą drużynę w historii Irlandii.

GAZETA WYBORCZA

Cracovia ma jeszcze dwie luki do zapełnienia.

Największym problemem jest brak stopera. Pracujemy nad tym transferem, ale nie chcę mówić o personaliach. Dyrektor Tomasz Pasieczny jest w stałym kontakcie ze sztabem szkoleniowym i rozmawia z nim o kandydatach – zapewnia Radomir Szaraniec, wiceprezes Cracovii. Do Turcji pojechało tylko dwóch nominalnych środkowych obrońców: Milosz Kosanović i Mateusz Ł»ytko. W grudniu wydawało się, że murowanym kandydatem do wzmocnienia konkurencji jest Jan Hoszek, ale nie przeszedł testów medycznych. – Pozyskamy jedynie zawodników, co do których będziemy mieli pewność, że okażą się wzmocnieniami – mówił Stawowy.

I jeszcze raz coś o Bereszyńskim. Obszerniejszy tekst.

– Babcia nie interesuje się piłką, ale zależy jej na tym, by było mi dobrze. Kiedy dowiedziała się, że idę do Legii, powiedziała: „Dobrze. Będę się za ciebie modlić. Idź tam” – mówi Bartosz Bereszyński, nowy skrzydłowy Legii. Urodził się w lipcu 1992 r., trzy tygodnie po tym, jak jego ojciec, Przemysław, wywalczył mistrzostwo Polski z Lechem. Środkowy obrońca piłkarzem „Kolejorza” był przez ponad siedem lat – zdobył trzy tytuły i dwa superpuchary. Potem krótko bronił barw Sokoła Tychy, a przez sześć kolejnych lat grał w Groclinie. – On trenował, a ja od małego siedziałem za linią boczną – wspomina. – Byłem za mały, by oglądać go na żywo, gdy grał w Lechu, ale do Grodziska jeździliśmy z rodziną na każde spotkanie. Po ostatnim gwizdku tata brał mnie do szatni, gdzie było wesoło, bo Groclin wygrywał. Lubiłem to. Pamiętam, że zawsze pytałem tatę: „Co tu tak pachnie?”. A to były maści rozgrzewające, które robią taką „atmosferę”, że po wejściu do szatni robi się krok do tyłu – śmieje się piłkarz.

SPORT

Janusz Gancarczyk walczy o angaż w Katowicach.

Janusz Gancarczyk po raz kolejny zagra dziś w sparingu GKS-u Katowice. Jeżeli wypadnie pozytywnie, zapewne wzmocni pierwszoligowca w rundzie wiosennej. Dziś o godz. 11.00 na stadionie Hetmana w Dąbrówce Małej podopieczni Rafała Góraka zmierzą się w grze kontrolnej z Zagłębiem Sosnowiec. Dwie godziny później ich rywalem będzie wodzisławska Odra. – Trener we wtorek podzielił już zespół na dwa składy. Ja znalazłem się w tym na mecz z Zagłębiem – mówi 28-letni pomocnik, który wczoraj dołączył do reszty katowickiej drużyny. Z poniedziałkowego treningu zwolniony był z powodu przeziębienia. – W sumie męczy mnie ono od kilku dni. Mam nadzieję, że nie wpłynie na moją dyspozycję. Bardzo liczę na angaż przy Bukowej, bo zastałem tu fajną ekipę.

Mamy też ankietę na temat śląskich klubów w Ekstraklasie.

Radosław Gilewicz powtarza znane powiedzenie, że nie ma ludzi nie do zastąpienia. Innego zdania są natomiast Grzegorz Mielcarski, Edward Lorens i Dariusz Koseła, którzy uważają, że Ruch stracił więcej. Mielcarski mówi „Sportowi” , że klub z Chorzowa będzie miał większe problemy z zastąpieniem Piecha niż Górnik ze znalezieniem następcy Milika. Mielcarski podkreśla, że Piecha bali się na Legii, Wiśle, Lechu. – Ruch jesienią bez swego najlepszego gracza nie miał stylu – mówi ekspert. Zdaniem fachowców Górnik ma do dyspozycji więcej wariantów gry i strata Milika może nie być tak odczuwalna.

POLSKA THE TIMES

Smutny koniec legendy فKS.

– Możesz rozwiązać kontrakt, ale musisz zrezygnować ze wszystkich zaległości – usłyszał kilkanaście dni temu Wyparło. A tych zaległości jest bardzo dużo, bo – jak wiadomo – w ŁKS znacznie częściej nie płacą, niż płacą. Logiki nie ma w tym żadnej, bo piłkarz w ŁKS zarabia, ale nawet nie bierze udziału w treningach drużyny. Ma za to zorganizowane „zajęcia indywidualne” razem z Michałem Osińskim i Jackiem Kuklisem – czasem w hali, a czasem w parku. Trenerem odsuniętych od drużyny piłkarzy jest Maciej Szpak, który odbywa w ŁKS staż trenerski. W poważnych klubach na Zachodzie piłkarze z historią Wyparły, który zdobył z ŁKS mistrzostwo Polski i nie dał sobie strzelić gola w meczu eliminacji Ligi Mistrzów z Manchesterem United, byliby traktowani jak legendy. Nie tylko nikt by ich nie odsuwał od treningów, ale już od dawna byłoby wiadomo, że po zakończeniu kariery będą mogli liczyć na pracę w klubie. Oczywiście, nie można wymagać od ŁKS, który za kilka miesięcy najprawdopodobniej przestanie istnieć, by gwarantował Wyparle pracę, ale można domagać się, by zasłużony dla klubu piłkarz był lepiej traktowany.

SUPER EXPRESS

Piotr Koźmiński dotarł do samego Mino Raioli, który przeprowadzał transfer Bartosza Salamona.

Przeprowadził pan dziesiątki transferów, łącznie za kilkaset milionów euro. Transfer Salamona był łatwy czy trudny do przeprowadzenia?
– Był bardzo trudny, pracowałem nad nim pięć tygodni, a i tak do ostatniego dnia okienka transferowego we Włoszech nie mieliśmy pewności, czy się uda. Przeszkód było bardzo wiele, nie o wszystkich mogę mówić. Po pierwsze – cena, po drugie – fakt, że aby kupić Salamona, Milan musiał się pozbyć innego piłkarza, po trzecie – konkurencja ze strony innych klubów. Bartek mógł podpisać kontrakt w Anglii lub Rosji, gdzie oferowano mu bardzo dobre warunki, Zenit Sankt-Petersburg walczył o niego do samego końca. Te oferty zostały jednak odrzucone, bo taka była decyzja piłkarza. Dla niego absolutnym priorytetem był Milan.

Myśli pan, że szybko przebije się do pierwszego składu?
– Wybrał go jeden z najlepszych klubów na świecie, to dla Salamona życiowa szansa. On ma wszystko, aby zostać jednym z najlepszych środkowych obrońców na świecie. Na pewno potrzebuje trochę czasu, ale nie sądzę, aby to był długi okres. Widzę go jako filar nowego Milanu.

Po sfinalizowaniu transferu Zlatana Ibrahimovicia do PSG, powiedział pan, że przywiózł do Paryża „Monę Lisę futbolu”. Jakie porównanie ma pan dla Salamona?
– Porównałbym go do mojego ukochanego włoskiego architekta, Renzo Piano, jednego z najznakomitszych w naszych czasach. Chciałbym, aby Salamon został takim „Piano futbolu”, aby był architektem nowego dzieła – przebudowanego AC Milan.

Rozmowa z Sebastianem Boenischem.

Tak udanych urodzin chyba jeszcze nie miałeś? Nowy kontrakt od Bayeru w urodzinowym prezencie.
– Chyba działacze Leverkusen wiedząc, że 1 lutego mam 26. urodziny, specjalnie przygotowali mi taką niespodziankę. Drugim powodem był zapewne fakt, że 2 dni później graliśmy mecz z Borussią i moi szefowie chcieli, żebym miał głowę wolną od spraw pozaboiskowych i skoncentrował się wyłącznie na grze. Do publicznej wiadomości informację o kontrakcie podano po 3 dniach.

Dostałeś podwyżkę już teraz, czy dostaniesz w czerwcu, gdy wygaśnie stara umowa?
– Kontrakt obowiązuje od 1 lutego i jest na lepszych warunkach finansowych. Ale nie tylko pieniądze są ważne. Tę 3-letnią umowę traktuję jako zadośćuczynienie za to, co przeżyłem w ostatnich miesiącach – kontuzja, trudny powrót na boisko, brak klubu. Opłaciło się ciężko pracować po to, by czołowy klub Bundesligi, liczący się w Europie, docenił moje umiejętności.

Na razie nie pooglądasz za wiele, bo sezon w pełni. Po wyczerpującym meczu z Borussią jesteś gotowy na 90 minut walki z zadziornymi Irlandczykami?
– Mecz był wyczerpujący, dałem z siebie wszystko i z trudem podniosłem się rano z łóżka (śmiech). Ale oczywiście jestem gotowy na mecz z Irlandią, jeśli tylko trener Fornalik mnie wyśle na boisko. Wkrótce czekają mnie, a w zasadzie już się zaczęły, „angielskie tygodnie”. Będę grał mecze w Bundeslidze i Lidze Europy co 3 dni.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Ireneusz Jeleń nie chce jechać za granicę.

Wszystko dlatego, że w tej chwili najważniejsza dla niego jest opieka nad chorym ojcem. Ta sytuacja może go skłonić do pozostania w kraju. Otwarte jest jeszcze okienko w Grecji, Rosji, Turcji czy Azerbejdżanie
– i wszędzie tam są chętni na zatrudnienie Ireneusza Jelenia. Trudno jednak przypuszczać, że piłkarz nagle zmieni zdanie. Pół roku temu mógł grać w Nancy, Hercie Berlin i Jahn Regensburg, ale chciał być bliżej domu, więc postawił na Bielsko. Jak będzie teraz? Jeleń nie odbiera telefonu, jego menedżer Tomasz Kaczmarczyk nie chciał wczoraj z nami rozmawiać, ale nieoficjalnie wiemy, iż agent jest w kontakcie z kilkoma polskimi klubami. Z przyczyn osobistych najlepsza byłaby opcja powrotu do Podbeskidzia. Pół roku temu mówiło się, że Ireneusz Jeleń może trafić do Lecha Poznań lub Górnika Zabrze. Jednak teraz Kolejorz skupia się na wykupieniu فukasza Teodorczyka, a Górnik nie ma pieniędzy na takiego piłkarza jak Jeleń. W poprzedniej rundzie zarabiał on 20 tysięcy w Bielsku, ale ponoć drugie tyle dorzucał mu sponsor.

Wywiad z Arturem Jędrzejczykiem.

Rozmowy utykały na etapie oczekiwań finansowych? Czy nawet do tego nie dochodziło?
– Nawet nie dochodziło. Nie chcę wyjeżdżać na siłę. Gdybym się uparł, pewnie bym został sprzedany, bo przecież oferty wpływały. Ale mi się wcale aż tak nie spieszy. Chcę jeszcze zostać w Legii i zdobyć mistrzostwo Polski. Później spróbuję zagranicznego transferu. Mam jeszcze półtora roku ważny kontrakt, więc też wszystko może się wydarzyć.

Najbliżej było wyjazdu do Genui?
– Chyba tak, to była najbardziej konkretna oferta. Chciałbym bardzo spróbować sił w Serie A. To świetna liga, szczególnie dla obrońcy. Teraz tylu polskich piłkarzy wyjechało z ekstraklasy, coś się ruszyło. Wierzę, że i mnie to nie ominie.

Nie ma pan obaw, że ten dobry moment na wyjazd pan przegapi? W końcu nie jest już pan taki młody.
– Nie jestem, wiem o tym doskonale. Dlatego mówię, że chciałbym spróbować swoich sił w lidze zagranicznej. No, ale na razie będę musiał zostać jeszcze pół roku. Nie traktuję tego jednak w kategoriach porażki, czy wyroku. Bardzo chcę zdobyć mistrzostwo. A jeśli to się uda, może i jeszcze lepsze oferty z zagranicy się pojawią.

Najnowsze

Anglia

Wolves nie wygrali w lidze od kwietnia

AbsurDB
0
Wolves nie wygrali w lidze od kwietnia
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama