Przelewy, rachunki, hormony wzrostu: podejrzenia o doping dosięgają piłkarzy

redakcja

Autor:redakcja

05 lutego 2013, 14:02 • 4 min czytania

Czy obecny prezes hiszpańskiej Liga Nacional de Fútbol Profesional był na długiej liście klientów Eufemiano Fuentesa? Na jakie środki medyczne setki tysięcy euro wydawali lekarze jednego ze znanych klubów i czy odręczne notatki króla „szprycerki” na pewno mają coś wspólnego z Realem Sociedad San Sebastian? Na te i wiele innych pytań właśnie próbują odpowiedzieć sobie hiszpańscy śledczy, a zaraz za nimi dziennikarze.
Przed kilkoma dniami w Madrycie ruszył proces w sprawie głośnej afery dopingowej, tak zwanej Operación Puerto. Kiedy jeden z pięciu oskarżonych – wspomniany już Fuentes – przyznał, że z jego usług korzystali nie tylko kolarze, bokserzy czy lekkoatleci, ale też piłkarze, wiadomo było, że na odzew nie trzeba będzie długo czekać. Fakty, a przynajmniej pierwsze przypuszczenia, wypłyną zanim się obejrzymy.

Przelewy, rachunki, hormony wzrostu: podejrzenia o doping dosięgają piłkarzy
Reklama

Fuentes nie wygląda na człowieka, który mógłby mieć poważny konflikt z prawem. Elegancki, schludny, pewny siebie. Wchodzi na salę sądową szybkim krokiem. Kiedy się wypowiada, sprawia wrażenie jakby nie widział wręcz niczego złego w tym, czym się zajmował. Ot, zwykła lekarska robota. Kolejny sportowiec, to kolejny pacjent – jak wielu innych, których przyjmował w klinice. Przecież jeśli komukolwiek szkodził, to tylko tym, którzy wierzyli w uczciwość rywalizacji. No i przeciwnikom jego klientów, niebędącym w stanie im dorównać. Ł»adna z jego praktyk nie szkodziła zdrowiu – przekonuje, realizując swoją dokładnie przygotowana linię obrony.

A jednak, kiedy policyjny nalot w 2006 roku zdemaskował i rozbroił jego dopingowy biznes, trudno było mieć dalsze wątpliwości – to była operacja godna mistrza. I klientów, którzy do mistrzowskich osiągnięć pretendują, niekoniecznie w czysty sposób. Stały schemat działalności – zorganizowana siatka współpracowników, dostarczających nielegalne środki dopingowe, a nawet przeprowadzających transfuzje krwi – a gdzieś w tle gigantyczne zyski, idące w miliony euro.

Reklama

W tej sprawie w końcu musiał pojawić się piłkarski wątek.

Dziennikarze dotarli do odręcznych notatek o charakterze pisma łudząco przypominającym ten Fuentesa – pełnych liczb, nazw i skrótów, dokumentujących w jakiejś części jego dopingową działalność.

Image and video hosting by TinyPic
Fragment dokumentów upublicznionych na łamach El Pais

RSoc, na samej górze strony, ma być skrótem od Realu Sociedad San Sebastian. Fuentes, zapytany o to podczas przesłuchań, wymijająco rzucił tylko coś o nazwie dobrego wina, jednak spiskową wersję uprawdopodabniają dwa inne fakty. Po pierwsze – że w odręcznych rachunkach lekarza widnieje również ASTI (co ma być skrótem od nazwiska byłego prezesa Sociedad – José Luisa Astiazarana). I po drugie – że już w 2008 roku przejmujący władzę w klubie Iñaki Badiola głośno wyrażał swoje zastrzeżenia na temat pracy klubowych lekarzy. Był wręcz przekonany, że w przeszłości nabywali środki, które w tamtych czasach (latach 2001-2005) nie były zatwierdzone jako dozwolone, a źródłem ich dostaw mógł być m.in. Fuentes.

Astiazaran, który stoi dziś na czele Liga Nacional de Fútbol Profesional, stanowczo zaprzecza pomówieniom. Wydał oświadczenie, w którym dementuje jakoby kiedykolwiek miał coś wspólnego z nielegalnymi medycznymi praktykami w czasach swojej prezydentury w San Sebastian.

Jednak szkodząca jego wizerunkowi hipoteza – mniej więcej – składa się w jedną całość. Z analizy dokumentów wynika, że klub na zakup niedozwolonych środków mógł wydawać kwoty idące w setki tysięcy euro. Bezpośrednim dostawcą miał być niemiecki lekarz Markus Choina, którego żona pracowała jako farmaceutka i miała dostęp do substancji legalnie niedostępnych wówczas w Hiszpanii. Na światło dzienne wypłynął także e-mail klubowego doktora, Antxona Gorrotxategi, do prezesa, w którym przypominał o pieniądzach na potrzebne produkty– między innymi podawane dożylnie żelazo, kreatynę czy hormon wzrostu.

Image and video hosting by TinyPic

W jednym z sezonów objętych dochodzeniem – 2003/2003 – Real Sociedad zajął sensacyjnie wysokie, drugie miejsce w rozgrywkach ligowych, a w jego barwach występowali wtedy m.in. Xabi Alonso czy Nihat Kahveci. Wmieszany w sprawę Astiazaran przekonuje, że klub w tym czasie ściśle współpracował z instytucjami kontroli antydopingowej, które nigdy nie zgłosiły zastrzeżeń, ale już Badiola, jeden z kolejnych prezesów, podważa ich skuteczność. – System antydopingowy nie jest uregulowany w odpowiedni sposób. Poza tym, zwykle przeprowadza się tylko badania moczu. Nie szuka się chociażby EPO, co już jest dużym zaniedbaniem – mówi.

Jego krytyka wymierzona jest przede wszystkim w klubowych lekarzy. Jak dotą nie ma dowodów, które mogłyby potwierdzić w jaki sposób nielegalne praktyki – o ile w ogóle miały miejsce – były stosowane na piłkarzach. Podobnie, jak nie ma dowodów na to, że hasło „MILAN” znalezione w notatkach Eufemiano Fuentesa może mieć jakiś związek z włoskim klubem.

Taka hipoteza, nieoficjalnie, też już się pojawiła.

Najnowsze

Francja

Francuska federacja oszczędziła prezydenta OM. Związek sędziów wściekły

Maciej Bartkowiak
0
Francuska federacja oszczędziła prezydenta OM. Związek sędziów wściekły
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama