Roberto Manciniemu bardzo trudno oswoić się z faktem, że na Etihad Stadium jego wpływy są coraz mniejsze, a ręce coraz krótsze. Włoch dzień w dzień próbuje przedstawiać się w mediach jako osoba mająca w klubie ostatnie słowo, bez wiedzy której nie można tam nawet spuścić wody w toalecie. Tym razem menedżer Manchesteru City stwierdził: – To ja zdecydowałem o sprzedaży Balotellego, to była moja decyzja.
Nam się wydaje, że akurat jego to była najmniej, a nie wykluczamy, że o wszystkim dowiedział się jako ostatni, ale akurat to ma drugorzędne znaczenie. Szkoleniowiec, który jeszcze chwilę temu deklarował, że Balotellemu jest w stanie wybaczyć niemal wszystko („Mogę mu dać jeszcze 100 szans”), który parę miesięcy temu posunął się nawet do szantażu („Jeśli klub sprzeda Mario, to ja odejdę wraz z nim”), który krewkiego podopiecznego traktował na szczególnych prawach („Jest dla mnie jak syn”) i któremu miłość potrafiła zamazać faktyczny obraz („Jest w stanie grać na tym samym poziomie co Messi i Ronaldo”), teraz upiera się: ten transfer wyszedł ode mnie.
No ale jak to, syna się pozbył? Oddał talent najczystszej wody i to za zupełnie przeciętne pieniądze, do tego płacone w pięciu ratach? Chciał dać 100 szans, a nie zdążył nawet tej jednej? Sam Mancini oczywiście nie odejdzie, bo przecież wyraźnie zaznaczył: „Jeśli klub sprzeda…”. A to nie klub sprzedał, tylko on. Nie wbrew jemu ta decyzja zapadła, tylko na jego wyraźną prośbę. Poprosił i dostał, jest więc szczęśliwy.
Bardzo trudno dać temu wiarę, tym bardziej, że model wypracowany przez Manchester City zdecydowanie ogranicza rolę menedżera i na tle Arsenalu czy lokalnego rywala możliwości włoskiego szkoleniowca są naprawdę niewielkie. Wydaje się, że nawet podczas gry w Sampdorii jego kompetencje sięgały dalej – wówczas nie tylko transfery były z nim omawiane, ale nawet wygląd koszulek piłkarskich czy zmiany na ławce trenerskiej.
Niedawno pojawiły się zresztą plotki, że futbolowa myśl prosto z Barcelony, której przewodzi Txiki Begiristain i Ferran Soriano, zaczyna już wypierać mało efektowny futbol zaproponowany przez obecnego menadżera „The Citizens”. Być może to tylko fakty medialne, ale spekuluje się, że wybór taktyki na mecze City tylko po części spoczywa w gestii Manciniego. Jego zespół strzelił w tym sezonie o 13 bramek mniej niż United i tylko o 3 więcej od krytykowanego z każdej strony Liverpoolu, więc niepokój pryncypałów wydaje się mieć całkiem solidne podstawy.
ANGLIAKOPIE.PL