Miał być Everton lub WBA, a będzie (prawdopodobnie) Radomiak. Szczera rozmowa z Michałem Szromnikiem

redakcja

Autor:redakcja

03 lutego 2013, 21:46 • 6 min czytania

Zimowe okienko transferowe było wyjątkowo ciekawe. Najpierw transfer Milika do Bayeru, potem saga z Wszołkiem, w końcu Bereszyński i piękna puenta w wykonaniu Salamona. Gdzieś tam w tle tego całego zgiełku nieśmiało przebijały się plotki o tym, że Everton interesuje się 19-letnim bramkarzem Arki, Michałem Szromnikiem. Zawodnik już się nawet pakował do Liverpoolu, gdy pojawiła się zaskakująca informacja, że trafił do… Radomiaka. O co w tym wszystkim chodzi? W rozmowie z Weszło opowiedział sam zainteresowany. Wyjątkowo szczerze…
Zastanawiam się, czy masz wyjątkowo obrotnego menedżera, czy może wręcz przeciwnie… Tyle się mówiło o twoim transferze za granicę, a wylądowałeś w drugoligowym Radomiaku.
To po kolei, bo jest o czym opowiadać… Menedżera mam zagranicznego, który nie ma w Polsce żadnych kontaktów. Cały plan B, który przygotowałem sobie na tę rundę, to wyłącznie moja – że tak powiem – inwencja twórcza. A co do wojaży zagranicznych – West Bromwich to był typowy wyjazd na sprawdzenie się, natomiast temat Evertonu był bardzo, bardzo poważny. Kiedy wróciłem stamtąd, przez tydzień czekałem na decyzję, czy zechcą mnie wypożyczyć na pół roku. Rozmawiałem nawet z dyrektorem sportowym, trenerem bramkarzy i menedżerem Moyesem i w pewnym momencie dostałem informację, że na 99 procent zostanę wypożyczony. Po usłyszeniu takiej deklaracji już się praktycznie zacząłem pakować, ale… piłka czasem zaskakuje. Z tego, co mnie poinformowano, nie biorą nikogo na te pół roku i temat ma wrócić. Liczę, że będę powoływany na mecze U-21, bo zapowiedzieli, że chcą mnie tam obserwować. Ale na razie realizuję plan B, czyli prawdopodobnie Radomiak…

Miał być Everton lub WBA, a będzie (prawdopodobnie) Radomiak. Szczera rozmowa z Michałem Szromnikiem
Reklama

Mówi się, że optymiści nie potrzebują planu B, natomiast Radomiak na pierwszy rzut oka przypomina raczej plan D, jeśli nie gorzej…
Temat Radomiaka pojawił się, gdy trenerzy Arki poinformowali, że nie mam pewnej pozycji w klubie. Chodziło nie tyle o umiejętności, co o negatywny klimat, jaki się wytworzył wokół mojej osoby. Wielu ludziom przeszkadzał mój styl, zaczynając od kibiców, a kończąc na dziennikarzach, o których w życiu bym nie pomyślał, że mogą być aż tak wredni. A Radomiaka wybrałem głównie ze względu na współpracę z trenerem bramkarzy, Grzegorzem Tomalą, którego znałem z reprezentacji Władysława Ł»mudy i który jest mega fachowcem, z warsztatem na Ekstraklasę. Szukałem też klubu w pierwszej lidze, ale wiesz, jak jest… Jedni tną koszty, drudzy mają pozamykane kadry i złapać klub na nie najgorszym poziomie z dobrym szkoleniowcem to naprawdę kłopot. Jak nie ma z czego wybierać, to trzeba się zastanowić nad tym, co zostało.

Słyszałem tez opinię, że Radomiak ma być dla ciebie szkołą życia i lekcją pokory.
Jakby to powiedzieć… Trochę się czuję ofiarą tego wszystkiego, ale to temat głęboki jak rzeka.

Reklama

Kiedyś wyjątkowo ostro, jak na swój wiek, wypowiedziałeś się na temat dawania szansy młodym zawodnikom.
Po spadku z Ekstraklasy miałem świadomość, jakim dysponujemy zapleczem. Jak spojrzysz na skład Arki, to masz Szwocha, Formelę, Brzuzego… Mogę sypać przykładami chłopaków, którzy nie dostali szansy, a są o wiele lepsi od tych, którzy przyszli po spadku. Jestem osobą, która mówi głośno o tym, co jej nie pasuje. To dla mnie jedyny sposób na dojście do porozumienia, gdy pracuje się w większej grupie ludzi. Skoro wszyscy dążymy do tego samego celu, powinniśmy mówić o tym, co nas boli.

Po spadku tak wiele się zmieniło?
Cała ta sytuacja była wtedy dziwna. Przyszedł pan Nemec i co… Sporo rzeczy mi obiecywał, a na szansę czekałem dość długo. Niestety wchodziłem w takich momentach, gdy wszystko nam się sypało. Przystawiano mnie do ściany, choć przyznaję, że popełniłem kilka błędów, za które winę ponoszę tylko ja. Ale szansę dostawałem albo w środku sezonu, albo gdy panu Nemcowi palił się tyłek. Nie jest też fajne, gdy młody chłopak dostaje szansę, popełnia błąd i bez słowa zostaje odsunięty. Z panem Nemcem wymieniłem może z pięć zdań. Nie… Pięć słów. Teraz widzę, że trener Sikora wziął poprawkę na błędy pana Nemca i wszystko idzie w dobrym kierunku. Trochę się dziwię, że chcieli mnie wysłać na wypożyczenie, ale z drugiej strony rozumiem trenera Sikorę. Kibice w Gdyni mają już wyrobione zdanie na mój temat…

Negatywne zdanie, dodajmy.
I jest to dla mnie przykre, bo mimo że urodziłem się w Gdańsku, to bardziej jestem związany z Gdynią. Jeszcze jako dziecko chodziłem z ojcem na mecze za trenera Stawowego i Dragana. Czasem sobie myślę, że za bardzo skupiałem się na tym, by udowodnić wszystkim, że się nadaję, bo efekt był odwrotny od oczekiwanego, a po błędach prasa i kibice byli bardzo surowi.

Wytykano ci tatuaże, żel na włosach i imprezowanie.
Wiesz co… Hmm… Kurwa, śmieszy mnie to. To chyba moja sprawa, czy sobie zrobię tatuaż. Mam takiego znajomego dziennikarza z „Gazety Wyborczej” i portalu Sport.pl, który mógłby napisać o mnie książkę. Gość jest dla mnie po prostu tak cięty, że po remisie z GKS Tychy napisał o mnie cały felieton, w którym wytknął mi nawet najdrobniejsze błędy, nie zwracając uwagi, że tyle co wszedłem do bramki po trzech miesiącach ławki. Albo temu panu potrąciłem psa, albo poderwałem dziewczynę, bo innego wytłumaczenia nie mam. Wszystkie jego artykuły były skierowane przeciwko mnie. Jestem przygotowany na krytykę konstruktywną, ale skoro ktoś mnie atakuje non stop, to chyba nie jest fajne. Wspomniałeś, że wytykają mi tatuaże i żel… To taka – wydaje mi się – polska zawiść. Nigdy nie unikałem kontaktu z kibicami, a zdarzało mi się spotkać fanów, którzy mieli złe zdanie na mój temat. Porozmawialiśmy i na koniec przybiliśmy sobie piątkę, bo stwierdzili, że inny jestem w rzeczywistości, a inny w portalach. Kiedy zacząłem się ocierać o poważniejszą piłkę, zdałem sobie sprawę, że każda osoba wokół mnie może być fałszywa. Opowiadam coś znajomym, a później znajduję to w komentarzach… Arka to nie był dla mnie łatwy kawałek. Do dziś mam teksty tego gościa o „poparzonym juniorze”. Nabrałem do tego dystansu, ale najbardziej szkoda mi bliskich, którzy czytając to, po prostu się wkurwiają. Nie mi on robi przykrość, tylko mojej mamie, tacie, siostrom, bratu, dziewczynie i wąskiej grupie przyjaciół. Czytają te czyste kłamstwa i cierpią. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał okazję porozmawiać z panem dziennikarzem i ciekaw jestem, czy będzie na tyle odważny, by powiedzieć mi w twarz to, o czym pisał. Ale myślę, że nie. To raczej typ człowieka, który za klawiaturą jest panem świata, a w rzeczywistości szarą myszką.

Nie obawiasz się, że w Radomiaku presja będzie jeszcze większa? Jeśli ci nie pójdzie w drugiej lidze, nikt nie będzie cię traktował poważnie.
Ojej… Okienko jest jeszcze otwarte, a jeszcze kontraktu oficjalnie nie podpisałem. Ale mówi się, że w drugiej lidze wszyscy patrzą na Radom i to dobre miejsce, by się wypromować. Czy boję się, że się spalę? Nie. Wiem, że potrafię bronić, mam charakter i sobie poradzę, a Radomiaka traktuję jako przystanek, bo marzy mi się wielka piłka. Tym bardziej, że trenowałem z Evertonem i West Bromem i wierzę, że przy odrobinie szczęścia kiedyś jeszcze tam trafię.

Jeszcze jako 15-latek byłeś na testach w Liverpoolu i Fulham, więc tym twardszym lądowaniem jest ten Radom.
Gra w kilku reprezentacjach juniorskich i dobre warunki fizyczne były moją kartą przetargową. Miałem też dobrego menedżera, który zbierał moje demo z kadry i Młodej Ekstraklasy, a potem rozsyłał to po angielskich klubach. Trochę mi tej Anglii brakuje, bo już nie chcę mówić o infrastrukturze, ale to ich podejście do człowieka… Wszyscy przychodzą na trening z uśmiechem i wchodząc do bazy zostawiają wszystkie problemy za sobą. U nas pewność siebie jest traktowana jak wada, a tam zupełnie przeciwnie.

Jest cienka granica między pewnością siebie a arogancją.
Oczywiście. Ale wiesz, jak jest w Polsce, kiedy do klubu przychodzi testowany zawodnik. Traktuje się go jak złą konkurencję – „o, chce frajer zabrać mi kasę”, a zawodnicy doświadczeni robią mu pod górkę, by gorzej wypadł. A w Anglii wszyscy są życzliwi, podejdą się przywitać i zapytać, skąd jesteś. Czysta sportowa rywalizacja bez żadnych uprzedzeń.

Ć

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama