Najciekawsze materiały, na jakie trafilismy podczas porannego przeglądu to zdecydowanie rozmowa z bohaterem wczorajszego dnia – Bartoszem Salamonem oraz dwa wywiady z Kasprem Hamalainenem – na łamach Przeglądu Sportowego i Super Expressu. Warto sprawdzić też, co do powiedzenia na temat swojego transferu ma Osman Chavez. To już w dzisiejszym wydaniu Dziennika Polskiego.
FAKT
Kibice nie chcą Dariusza Szpakowskiego.
Jeśli Telewizja Polska chce poprawić sobie ściągalność abonamentu, to musi podjąć radykalną decyzję – wysłać Dariusza Szpakowskiego (62 l.) na wcześniejszą emeryturę. Jego komentarz po prostu nie da się już słuchać, a piszą i mówią o tym kibice po środowym meczu Real Madryt Barcelona, który transmitowała TVP. Ktoś powie, że to nic nowego, bo redaktora Szpakowskiego nie dało się słuchać już od dawna, ale jest coś takiego, że tylko kibice to słyszą, a głusi pozostają jego przełożeni z „publicznej”. Być może dlatego, że nie odwiedzają forów internetowych. Dlatego przygotowaliśmy dla nich ściągę – żeby nie było niedomówień, mocno ocenzurowaną…
Oprócz tego dziś na łamach informacje o transferach Salamona czy Beckhama…
GAZETA WYBORCZA
Nowa pozycja Bartosza Bereszyńskiego.
Legia Warszawa pokonała w sparingu Bogdankę Łęczna 4:0, a nowy skrzydłowy Bartosz Bereszyński zagrał na prawej obronie. – Sprawdzimy go na różnych pozycjach, zobaczymy, gdzie czuje się najlepiej – mówi trener Legii Jan Urban. 21-letni Bartosz Bereszyński, który przyszedł z Lecha Poznań i do zespołu dołączył w środę, rozpoczął mecz na boku defensywy. Wspólnie z grającym po lewej stronie Tomaszem Brzyskim stworzył parę angażujących się w ofensywie obrońców. – Wydaje mi się, że sprowadzony zostałem z myślą o grze na prawej pomocy, ale gram tam, gdzie mnie ustawi trener. Dzisiaj była to prawa obrona, a jutro może być prawa pomoc – mówił po sparingu Bereszyński, który w Lechu występował głównie jako skrzydłowy albo napastnik.
Tekst o Rafale Boguskim, który odbiega od stereotypu piłkarza.
Woli mówić o sztuce niż o piłkarskiej przyszłości, a tematem tabu są kontuzje. – Lubię teatr i operę, ale to chyba nic nietypowego. W szatniach jest coraz mniej piłkarzy, którzy myślą tylko o tym, by fajnie wyglądać – przekonuje Rafał Boguski. Zerwane więzadła w kolanie, uszkodzone więzadła łączące kość piszczelową i strzałkową, problemy z łydką i mięśniem czworogłowym. To tylko część urazów, których Boguski nabawił się przez ostatnie trzy i pół roku. – Jak teraz się czuję? O zdrowiu nie rozmawiam i koniec – ucina Boguski. Wydaje się jednak, że częste urazy to jedyne, co może potwierdzać, że jest wyczynowym sportowcem. Do stereotypu piłkarza za nic nie pasuje. Raczej nie wychodzi przed szereg, nie jest typem gaduły, a w wywiadach czasami wspomina, że lubi czytać książki. – Chodzi po prostu o to, by nie siedzieć bezczynnie i nie myśleć o głupotach, a zająć się czymś interesującym – przekonuje.
SPORT
Tekst o przeprowadzce Piecha do Turcji.
Grosicki, który gra w Sivassporze od dwóch lat cieszy się, że dołączył do niego były napastnik niebieskich. – Będę miał teraz kolegę Polaka w zespole. Można pogadać, wesprzeć się dobrym słowem. Dla Arka to też handicap, że trafia do zespołu, gdzie gra jego rodak. Pomagam mu właśnie znaleźć mieszkanie. Na razie zatrzymał się w klubowym hotelu. Parę nocy spędził też u mnie. Ciężka sprawa z tym mieszkaniem. Tu gdzie ja mieszkam, nie ma już miejsc. Zajmuję lokum na strzeżonym osiedlu. Jest bezpiecznie, a poza tym cicho – mówi „Sportowi” reprezentant Polski.
Sivas – miasto w środkowej Turcji – uchodzi za mało atrakcyjne miejsce. – Mieszka tu pół miliona ludzi, ale to mała miejscowość. Przyjeżdża się tutaj tylko po to, żeby grać w piłkę. Nie ma dobrej restauracji. Są tureckie knajpy, ale ile można jeść to samo. Po dwóch latach się odechciewa. Nie ma gdzie wyjść do pubu, żeby obejrzeć mecz. Nie ma galerii handlowej. Akurat, ja tam po galeriach nie chodzę, ale gdybym chciał sprawić najbliższym przyjemność, to nie ma nawet gdzie zrobić zakupów. Kino? Jest, ale wszystkie filmu po turecku. Poszedłem raz, żeby zobaczyć, jak to wygląda. Nie wiem do czego to porównać… Coś takiego, jak dwa większe pokoje w mieszkaniu. Na szczęście organizacja klubu stoi na najwyższym poziomie. Arek był pod wrażeniem, jak zobaczył bazę treningową – zapewnia Grosicki.
O sparingu Piasta z bezrobotnymi z Hiszpanii.
Piast przygotowuje się do sezonu w Alicante i to właśnie tam odbył się mecz z reprezentacją Związku Piłkarzy Hiszpańskich (AFE) – drużyną złożoną z pozostających bez klubu piłkarzy. Gliwiczanie przegrali 1:2, co spowodowało wiele złośliwych komentarzy. – To nie są jacyś chłopcy zebrani w hiszpańskich osiedli, tylko ludzie, którzy jeszcze niedawno w większości grali w dobrych klubach. W ekstraklasie na pewno by sobie poradzili, ale nie wiem, czy kluby byłyby w stanie sprostać ich wymaganiom finansowym. Owszem, w tej chwili pozostają bez pracy, ale mało w portfelach chyba nie mają. Wystarczyło spojrzeć na auta, jakimi przyjechali na mecz – cytuje Kędziorę „Sport”.
DZIENNIK POLSKI
Rozmowa z Osmanem Chavezem.
Docierają do nas informacje, że do Wisły wpłynęły trzy oferty dla Pana. Dwie z Chin i jedna z Francji. Ponoć bardziej prawdopodobna jest finalizacja transferu do Chin.
– Faktycznie, wygląda na to, że najbardziej prawdopodobnym kierunkiem byłyby w tym momencie Chiny. Oferta z tego kraju jest lepsza. Ale zawodnik musi po prostu robić swoje, trenować i czekać na to, co się wydarzy. Z negocjacjami już tak jest, że mogą przynieść zarówno sukces, jak i jego brak. Z mojej strony chcę nadal koncentrować się na rozgrywkach polskiej ligi i na Wiśle. I na tym, co muszę poprawić w swojej grze. To jest dla mnie w tym momencie najważniejsze.
Dwa lata temu odwiedził Pan Chiny przy okazji meczu reprezentacji. Jakie są Pana wyobrażenia na temat tego kraju i poziomu tamtejszego futbolu?
– Jest kilku piłkarzy z Hondurasu, którzy na co dzień występują w Chinach. To liga, która wciąż się rozwija. Zatrudniano tam ostatnio tak znanych piłkarzy, jak Didier Drogba, czy Nicolas Anelka. Wszystko po to, by podnieść poziom tamtejszej piłki. Wiadomo, że Europejczycy rzadko oglądają mecze azjatyckich lig. Tu najważniejsze są rozgrywki ligi hiszpańskiej, angielskiej czy włoskiej. Miałem jednak styczność z chińską piłką na poziomie reprezentacyjnym. Zdałem sobie wówczas sprawę, jak bardzo zaawansowani pod względem futbolowym są Chińczycy. Grają bardzo efektownie i atrakcyjnie dla oka.
Niektórzy kibice narzekają: Chavez odchodzi dla lepszych pieniędzy…
– Nie rozumiem takich oskarżeń. Przecież to są rzeczy, które dzieją się niezależnie od zawodnika. Poprzez ciężką pracę piłkarz sprawia, że nagle oczy działaczy innego klubu skierowują się na niego, nawet gdy najmniej się tego spodziewa. Te sprawy rozgrywają się między zainteresowanymi klubami i akurat zawodnik najczęściej najmniej na tym może ugrać. Najwięcej zyskuje klub.
SUPER EXPRESS
Rozmowa z Bartoszem Salamonem.
– Nie mogę w to uwierzyć. To wszystko jeszcze do mnie nie dotarło. Jestem w szoku, wszyscy dzwonią, gratulują. Nie mam nawet kiedy odpowiedzieć, bo tyle się dzieje. Myślę, że dopiero za dzień, dwa dojdę do siebie. W piątek mam jeszcze badania, a w sobotę o 15:00 pierwszy trening w wielkim Milanie. Niesamowite!
Jak przebiegały ostatnie momenty przed podpisaniem kontraktu?
– Milan interesował się mną od dłuższego czasu, więc byłem przygotowany na ten transfer. W ostatnich dniach sprawy się jednak skomplikowały, ze względu na kłopoty biurokratyczne. Jeszcze wczoraj rano mój menedżer nic mi nie powiedział, że jestem tak blisko transferu. O 16:00 kończyłem trening w Brescii. I wtedy przybiegł do mnie jeden z działaczy, krzycząc, że trzeba szybko jechać do Mediolanu, aby podpisać kontrakt. Pojechaliśmy, a tam, w klubie, czekał już prezes Galliani. Umowę podpisywałem w tej sali, gdzie stoją wszystkie trofea zdobyte przez Milan. Aż mi się w głowie zakręciło od patrzenia na te wszystkie puchary. Wtedy dotarło do mnie, gdzie trafiłem.
To prawda, że chciał cię Zenit Sankt Petersburg? I że dawał 6 milionów euro?
– Zenit bardzo mnie chciał. Podobno walczyli o mnie do samego końca. Ale cieszę się, że zostaję we Włoszech. To jest Milan, tu nic nie trzeba tłumaczyć.
I z Kasprem Hamalainenem.
To prawda, że do transferu przekonałeś się po wizycie na meczu Lech – Legia?
– Prawda. Byłem pod wrażeniem atmosfery na stadionie, całej otoczkiÂ… Wiem, że to był szczególny mecz, ale tamta wizyta w Poznaniu na długo została w mojej pamięci. To był jeden z decydujących momentów, po którym wiedziałem już, że Lech to dla mnie bardzo dobre miejsce do kontynuowania kariery.
Podobno gdy przyjechałeś ze swoim menedżerem na ostateczne negocjacje, upchnięto was w małym hoteliku w dwuosobowym pokojuÂ…
– (śmiech). To żaden problem, raczej powód do żartów. Ktoś rzucił, że to dlatego, że poznaniacy zostali kiedyś wydaleni ze Szkocji za nadmierne skąpstwo. Ale tak na serio, wszystko jest w porządku.
A jaki był twój najlepszy mecz do tej pory?
– Rok temu graliśmy eliminacyjny mecz z Francją. Choć przegraliśmy 0:1, to walczyliśmy z nimi jak równy z równym. Wtedy do mnie dotarło, że stać mnie na grę na międzynarodowym poziomie. Właśnie tak chciałbym się prezentować w Lechu, tyle że z lepszymi wynikami niż 0:1 (śmiech). Wiem, że celem jest tytuł, i chcę dołożyć swoją cegiełkę. Nigdy nie byłem mistrzem, więc tym bardziej mi na tym zależy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Podbramkowa sytuacja w Polonii.
Jeśli piłkarze Polonii Warszawa nie zobaczą w piątek na swoich kontach obiecanych pieniędzy, zaczną rozwiązywać kontrakty. Adam Kokoszka, Sebastian Przyrowski, Łukasz Piątek, Wladimer Dwaliszwili, Dorde Cotra, Aleksandar Todorovski, Jakub Tosik i Marcin Baszczyński. Oni wszyscy otrzymali na początku stycznia pisemne zapewnienie od właściciela Polonii Ireneusza Króla, że do końca miesiąca otrzymają swoje zaległe pensje. W przypadku Tosika sprawa dotyczy pieniędzy, które winien był mu jeszcze Józef Wojciechowski. Długi poprzednika wraz z klubem przejął jednak Król. W czwartek minął termin spłaty długów, ale do wieczora poloniści nie zobaczyli na kontach obiecanej sumy.
– Pan Król ma czas do godziny 24, bo liczy się data wysłania przelewu – uspokaja mecenas Agata Wantuch, reprezentująca zawodników. – Jeśli również dziś nie otrzymają swoich wynagrodzeń, zaczniemy występować o rozwiązanie kontraktów z winy klubu i nakaz egzekucji weksla – mówi prawniczka. Jeśli właściciel klubu nie wyśle im wszystkich pieniędzy, to otrzymają je oni na podstawie weksla wystawionego przez jego austriacką firmę.
Śląskowi raczej nie uda się korzystnie sprzedać Soboty do Rosji.
Lokomotiw Moskwa nie ma zamiaru płacić za Waldemara Sobotę miliona euro, czyli pełnej kwoty odstępnego, jaką piłkarz ma zapisaną w kontrakcie ze Śląskiem. Rosjanie chcieliby zacząć negocjacje od sumy około połowę niższej. Moskiewski klub ma problemy finansowe. Właściciel Lokomotiwu, czyli rosyjski odpowiednik PKP, chce ograniczyć finansowanie drużyny. Z tego powodu prawdopodobnie nic nie wyjdzie m.in. z ambitnego planu wykupienia Ivana Rakiticia z Sevilli. To piłkarz doskonale znany Slavenovi Biliciowi, obecnemu trenerowi Lokomotiwu, ze wspólnej pracy w reprezentacji Chorwacji, którą Bilić prowadził jeszcze podczas EURO 2012. Sobota jest od Rakiticia dużo tańszy, więc ta transakcja może dojść do skutku. – Gdyby zaproponowali nam za Sobotę 700–800 tys. euro, pewnie byśmy go puścili. Ale 500 tysięcy? Musielibyśmy się poważnie zastanowić – mówi nam jeden z przedstawicieli władz Śląska.