Ten Varane! I rewanż, który pozostaje zagadką…

redakcja

Autor:redakcja

30 stycznia 2013, 23:05 • 3 min czytania

Czterdzieści pięć minut dużej konsekwencji w obronie. Czterdzieści pięć minut podwajania i potrajania krycia, zawężania środka pola. Połówka pełna skutecznych odbiorów w wykonaniu Realu. Jeśli to miała być piłkarska uczta, to raczej taka w sieciowej knajpce – dla miłośników taktyki, a nie hokejowych wyników. Potem jedna akcja – zaraz po przerwie. Sekwencja kilku kopnięć, która wybija z rytmu i zbliża Barcelonę do finału o jeden krok – łatwiejszy do postawienia w rewanżu, na własnym boisku. I wreszcie – ta indywidualna historia Rafaela Varane. Debiut w El Clasico, o jakim samemu wstyd byłoby mu chyba marzyć.
Piłkarski rollercoaster.

Ten Varane! I rewanż, który pozostaje zagadką…
Reklama

Statystyki rzadko mówią całą prawdę o piłce, ale w tym wypadku jest jedna, która podsumowuje to, co działo się w pierwszej połowie – 78 odbiorów. Wojna w środku pola. Messi niekiedy bez wsparcia, osamotniony Pedro – z pięcioma rywalami na radarze i ani jednym z kolegów, którzy mogliby pomóc – rzadki widok w grze Barcelony i dowód na to, że piłkarze Mourinho odrobili zadanie. Mimo że w końcu, zaraz po przerwie, i tak dostali pałę. Bramkę, która w momencie pozwala grać Barcy w jej własnym stylu. Daje luz i miejsce na placu. Na chwilę.

W pierwszej połowie jeszcze cios za cios. Potem nagła klapa.

Reklama

1. minuta – Real, 13. minuta – Barca, 19. – Real, 20 – Barca, 25. – Barca, 27. – Real, 36. – Real.

Akcja za akcję. Poprzeczka, boczna siatka, wybicie z linii bramkowej, a jednak Pinto i Lopez gdzieś daleko, na trzecim planie, bez znaczącego wpływu na remis bez goli. Czterdzieści pięć minut, które dobrze ogląda się nawet przy takim wyniku, ale którym jednak brakuje tego, o co chodzi w tej całej zabawie. Bramek – wiadomo.

W Realu stały dywersant – Carvalho. Ale jednocześnie naprawiający każdy błąd Rafael „polecił mi go Zidane, nie ufałem mu, to było lato” Varane. Mniejsza już nawet o to wybicie z linii bramkowej, chłopak zagrał w defensywie świetne spotkanie. Debiutant w meczu o tym szczególnym gatunkowym ciężarze, pierwszy raz w El Clasico, wymiatał jak stary profesor, a potem jeszcze przywalił na 1:1 ładną główką. Trudno wymyślić sobie lepszy występ numer jeden w starciu z Barceloną niż taki, jaki właśnie dzisiaj zaliczył.

Real długo wyglądał na zespół, który mógł to spotkanie wygrać i jechać 27 lutego na Camp Nou, aby rozdawać karty. Miał swoje sytuacje Ronaldo, miał Benzema, ale ten akurat w decydujących momentach grał jak w reprezentacji Francji na Euro. Dopiero po golu Fabregasa wydawało się, że Barcelona na dłużej opanowuje sytuację. A jednak – nie całkiem. Wiele o niej można powiedzieć, ale nie to, że została opanowana.

Co w takim razie wiemy na dzisiaj? Niespełna miesiąc przed drugim spotkaniem.

Po pierwsze – że to Barca będzie mieć za sobą atut własnego terenu. Wiadomo.
Po drugie – że Real będzie miał chwilę na odpoczynek, grając w Lidze Mistrzów o tydzień wcześniej
Po trzecie – że Real być może poprawi sytuację kadrową (choć kto dziś tęsknił za Pepe?)

Można by tak długo wymieniać i łudzić się, że coś wiemy, że jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzie. Nie – niczego nie wiemy. Rywalizacja ciągle otwarta. Chociażâ€¦ Dziś to akurat Jordi Roura miałby pełne prawo zrobić rozpierduchę na konferencji w stylu Mourinho i pytać na koniec – „Por que, Clos Gomez?”. Dlaczego pan gwizdnął, kiedy nie powinien? Dlaczego liniowy podniósł chorągiewkę, kiedy gracz Barcelony wychodził na czystą pozycję? Być może mielibyśmy 2:0. Goście mogli wracać do domu z pewnym zwycięstwem.

Tylko co w piłce znaczy „mogli” i „być może”? Nic, zero. Błędów było więcej – mamy 1:1.

I pewne emocje w rewanżu.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama