Piłkarze Widzewa od ponad trzech tygodni – a będąc precyzyjnym, od 23 dni – przygotowują się do rundy wiosennej. Zaliczyli już obóz w Uniejowie, powoli zbliżają się do końca zgrupowania w Hiszpanii i wszystko przebiega w najlepszym porządku, poza małym wyjątkiem. Wyjątkiem, który nazywa się Princewill Okachi. Nigeryjczyk od kilku tygodni nie może opuścić ojczyzny i, w przeciwieństwie do jego kolegów, trafiły mu się najdłuższe wakacje w karierze.
Zmartwionych kibiców na wstępie uspokajamy – Okachi otrzymał dziś wizę i w środę, najpóźniej w czwartek dołączy do zespołu. To znaczy, powinien dołączyć.
Okachi siedzi w ojczyźnie blisko dwa miesiące i – przyznamy szczerze – spodziewaliśmy się, że do Polski już nie wróci. Ł»e zdecyduje się na kompletną samowolkę jak kiedyś Bruno w Jagiellonii, albo Cani, który ostatnio robił co chciał, mając Polonię głęboko w dupie. W teorii sprawa jest jasna: piłkarz Widzewa miał spore problemy z otrzymaniem wizy, a że jest to wiza zarobkowa dla osoby niebędącej obywatelem UE to taka procedura trwa znacznie dłużej. – Szczególnie restrykcyjne podejście placówki dyplomatyczne stosują wobec obywateli Nigerii – wyjaśnia Michał Kulesza, rzecznik prasowy. Okachi dodaje jedynie, że tak długie załatwianie spraw w Nigerii to norma. Ot, taki ich urok.
Kilka rzeczy w całym tym zamieszaniu trochę wydaje się… dość niecodziennych. Poczynając od najzwyklejszej – „PS” zdążył podać informację, że nie wiadomo kto teraz reprezentuje zawodnika, bo z poprzednim agentem umowa wygasła w grudniu. Tylko, że ów agent, jak sam stwierdził, nigdy z Okachim nie miał nic wspólnego.
Do rzeczy. Porozmawialiśmy chwilę z piłkarzem, ale ciężko z tej rozmowy cokolwiek wywnioskować. Prince trochę się motał, kręcił, ciężko było zrozumieć o co mu chodzi. W pewnym momencie rzucił niespodziewanie, że gdyby klubowi bardzo zależało, to już by był w Hiszpanii z zespołem. O co chodzi – nie mamy pojęcia. Trener Mroczkowski od samego początku na zawodnika był wściekły, dawał do zrozumienia, że Okachi nie uniknie kary. Mając na uwadze, że za czerwone kartki piłkarze dostawali już jesienią po kieszeni (od 500 do 2000 złotych), Nigeryjczyka dłuższe wakacje poważnie zabolą. – Jeszcze za wcześnie, by mówić o konsekwencjach – twierdzi Kulesza. A przecież, gdyby zawodnik faktycznie na nic nie miał wpływu, to o żadnej karze nie byłoby nawet mowy.
Okachiemu przeszły koło nosa prawie cztery tygodnie okresu przygotowawczego, niespełna dwa obozy. Rafał Grzelak takie zaległości zwykł odrabiać przez całą rundę, a i z Nigeryjczykiem – który publicznie mówił, że jeszcze niedawno rozpraszały go imprezy, plaża i kobiety – może być teraz różnie. Mroczkowski do minionej rundy przygotował go wyśmienicie, wykreował na pierwszoplanową postać, a teraz przygotowuje zespół bez niego. I domyślamy się, że dopóki Okachiego nie zobaczy na własne oczy, to nie uwierzy.