„Demencja, depresja i rewolucja” to teatralna sztuka, która w Niemczech cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Historia opowiada o mężczyźnie, który od kilku lat cierpi na depresję, nie może sobie poradzić ze śmiercią córeczki, boi się, że adoptowana niedawno córka też zostanie mu odebrana i z bezsilności w końcu popełnia samobójstwo. W dodatku jest bramkarzem… Wdowa po Robercie Enke, Teresa jest oburzona i wzywa prawników do podjęcia działań, aby sztukę jak najszybciej wycofano.
Kiedy Teresa Enke dowiedziała się o coraz popularniejszym przedstawieniu była oburzona. Nie po to odrzucała dziesiątki – zapewne niezwykle lukratywnych – propozycji sfilmowania historii jej i zmarłego męża. Nie po to dbała o prywatność, chcąc o wszystkim chociaż częściowo zapomnieć i powrócić do normalnego życia. A przynajmniej spróbować… 55 minut sztuki, która wielu miałaby skłaniać do refleksji i dla wielu być przestrogą, dla niej jest przypomnieniem koszmaru. Koszmaru, który trwa już od dziesięciu lat, bo wtedy zaczęły się pierwsze problemy męża.
– To, że producenci tej sztuki nie podjęli jakichkolwiek działań, żeby skontaktować się z panią Enkę, porozmawiać i zapytać o zgodę, jest karygodne – nie ma wątpliwości Joerg Neblung, zaprzyjaźniony prawnik rodziny. I apeluje, aby sztukę wstrzymano, a następnie wycofano.
Reakcja producentów przyszła bardzo szybko – najpierw przeprosili i zaprosili panią Enkę na przedstawienie, a potem wystosowali poważny komunikat. Po pierwsze, jeśli uraziła ona w jakiś sposób jej uczucia, to bardzo jest im przykro. Po drugie, chcą jak najszybciej wyjaśnić wszelkie niejasności i dojść do porozumienia. Ale porozumienie według drugiej strony może być tylko jedno: przedstawienie nie ujrzy już więcej światła dziennego. Tym bardziej, że granica przyzwoitości – poprzez umieszczenie w sztuce śmierci małej dziewczynki – została przekroczona…