Nikt nie zauważyłby różnicy, gdyby w Barcelonie Kosecki zastąpił Pedro – powiedział Maciej Murawski (bo któż inny?).
Maćku, jedna prośba: mów za siebie. To, że ty nie zauważyłbyś różnicy, jest dość prawdopodobne, zważywszy na twoją szkoleniową karierę w Bydgoszczy. Jednak, mimo wszystko, są osoby, które taką różnicę by widziały. Zapewne zalicza się do nich Guardiola, Vilanova, del Bosque… Oni na początek. A za nimi jeszcze kilka miliardów ludzi.
Oto dyskusja o piłce w Polsce. Ekspertem jest facet, który regularnie wygaduje dyrdymały. Opowiada o futbolu w kraju, którego reprezentacja bezustannie kompromituje się na każdej imprezie (o ile w ogóle wywalczy awans) i którego przedstawiciele nic nie znaczą w europejskich pucharach. Jednocześnie powyższe fakty nie stanowią żadnej przeszkody, by uznać, że chłopak, który w tej ogórkowej lidze strzelił kilka goli i nawet jeszcze nie zadebiutował w niepoważnej kadrze, mógłby grać w Barcelonie kosztem zdobywcy mistrzostwa świata i mistrzostwa Europy. Oczywiście, nie wywołuje to specjalnego zdziwienia, szefostwo nie przeprasza w oficjalnych komunikatach, nie wymyśla usprawiedliwień typu „nasz ekspert odstawił leki, ale jego stan powinien się ustabilizować w ciągu najbliższych 48 godzin”.
Po prostu – Kosecki za Pedro, proste. Teraz – po dwóch golach z Ruchem – nawet prostsze. I jeszcze Pazdan za Mascherano – czemu nie?
Może, Maćku, złóż aplikację na dyrektora sportowego Barcelony. Przecież to genialny plan oszczędnościowy: sprzedajesz Pedro za 20 milionów jakiemuś Liverpoolowi, bierzesz „Kosę” za dwójkę, jeszcze na samym kontrakcie zaoszczędzisz ze dwa miliony w skali roku. Przy tym wszystkim – nikt się nie zorientuje, że Pedro nie ma!
Ale że w Barcelonie na to nie wpadli?