Nasz ranking „Zjazd 2012”. Kto upadł najboleśniej?

redakcja

Autor:redakcja

30 listopada 2012, 12:27 • 8 min czytania

Skoro ważne europejskie organizacje są w stanie robić konkursy na bramkę sezonu w październiku, my też możemy się pokusić o pierwsze podsumowanie tego roku. Jak to my, wieczni narzekacze i krytykanci, zaczynamy od piłkarzy upadłych, tych którzy zaczynali rok w glorii i chwale (albo chociaż jako solidni ligowcy), kończą go zaś wśród śmiechów i docinków. Tych którzy zamienili najsilniejsze ligi świata na śmieszne kluby w dole rodzimej Ekstraklasy, tych którzy z filarów stali się zapchajdziurami. Zjazd 2012. Gromada facetów, których nam zwyczajnie żal…
Ireneusz Jeleń

Nasz ranking „Zjazd 2012”. Kto upadł najboleśniej?
Reklama

Nie wiemy co tu napisać, naprawdę, momentami brakuje nam słów. Tu nie wolno się pastwić, tu trzeba współczuć. Jeśli facet z Lille, trzeciej francuskiej siły, wieloletni filar Auxerre, nagle wraca do Polski i to nie do Legii/Wisły/Lecha, walczyć o mistrzostwo – coś się dzieje. To nie jest przypadek Andrzeja Niedzielana, bo zjazd z ligi holenderskiej do Wisły nie jest wcale taki bolesny. To nie to samo, co Ł»ewłakow, Ł»urawski, czy inni, wracający do kraju jako wzmocnienia zespołów z najwyższymi aspiracjami. Jeleń trafił do Podbeskidzia. Z Lille do Podbeskidzia. Jakby przesiadł się z konia czystej krwi arabskiej na hulajnogę. Z całym szacunkiem dla Podbeskidzia. I hulajnóg.

A tak w ogóle to na miejscu bielszczan mielibyśmy się na baczności…

Reklama

Sebastian Boenisch

Ktoś z was krzyknie – jak to, przecież Leverkusen, Bayer, Bundesliga, pieniądze, sława. Tak, tak. W listopadzie. Pozostawał bez klubu przez cztery miesiące, przedtem grywając epizody, w międzyczasie kompromitując się kilkakrotnie w wywiadach. Mieliśmy więc: „w Stoke byłem najlepszy, ale Anglia jest dziwna”; ” Trener Smuda powołał mnie do kadry, ponieważ zagrałem w dwu pierwszych meczach przed kontuzją, a nie dlatego, że mnie lubił” i szereg innych kłamstewek wynikających z OGROMNEGO mniemania o sobie.

Gość miał zbawić lewą stronę reprezentacji kraju gospodarza Euro 2012, wcześniej grał regularnie w solidnym zespole z bardzo silnej ligi, a w tym roku zjechał do pozycji zapchajdziury zatrudnianej jako strażak. I nawet tam zadebiutował wchodząc z ławki rezerwowych, w momencie gdy Â¾ defensywy Bayeru składa się do jednego kawałka w niemieckich szpitalach.

Maor Melikson

Chyba największy upadek w skali polskiej Ekstraklasy. Jeszcze przed rokiem Wojtek Kowalczyk nazwał Meliksona najlepszym obcokrajowcem w historii ligi. Przypomnijmy…

Trzeba szybko, z pierwszej, to da z pierwszej. Trzeba w lewo, to da w lewo, ale jak lepiej dać przerzut na prawo – przerzuci. Często jest tak, że oglądasz mecz w telewizji i mówisz do ekranu: „Zagraj na drugą, baranie!” A przy Meliksonie się nie da. Zanim powiesz, on już tam gra. Możecie uznać, że mi odbiło i że przesadzam z zachwytami, ale – uwierzcie na słowo – to jest zawodnik z innej bajki. Stilić mógłby mu wiązać buty. Ten wiślak ukrywał się przed światem na jakimś zadupiu i może… całe szczęście. Bo nie wierzę, że grał tak zawsze. W życiu by do Polski nie trafił! Za dobry na naszą ligę.

Melikson umie strzelić, umie minąć jednego, ale jak zrobi się trochę miejsca, to i drugiego. Umie podać prostopadłą, umie zaczekać. Z kimś takim to się gra! Dajesz mu piłkę i wiesz, że on ci ją odda w tym momencie, co trzeba i z taką siłą, jak trzeba! Nie wrzuci ci jej na plecy, nie kopnie w pięty, nie wygoni pod chorągiewkę…

A dziś? Dasz mu piłkę, to albo wjedzie w obrońców, albo się rozsypie, albo będzie udawał, że się rozsypał, by najbliższe tygodnie spędzić na kozetce. Mógł przejść do historii, został pozorantem, leniem i symulantem. I jeszcze ten „epizod” z reprezentacją Polski… Nie, to zdecydowanie nie koleś z naszej bajki.

Adrian Mierzejewski

Gdyby nie w miarę udana końcówka roku prawdopodobnie mógłby sobie przybić piątkę z Irkiem Jeleniem. Ale umówmy się – dwie bramki, nawet w dwóch meczach, to ciągu całej rundy to dowód na to, że prezes Trabzonsporu powinien zostać podany do sądu za marnotrawienie finansów klubowych. Adrian Mierzejewski i pięć milionów euro. Nie, to dla nas niepojęte… Wyższy poziom absurdu.

Patryk Małecki

Wielu twierdziło, że wyjazd jest tym, czego „Mały” potrzebuje najbardziej. Wielu apelowało, by wyemigrował jak najszybciej, bo to pomoże mu w nabraniu ogłady życiowej i otrzaskaniu z poważną piłką. Jak się skończyło – wie każdy. Patryk wyjechał do przeciętniaka ligi tureckiej i momentalnie został sprowadzony na ziemię. W sposób brutalny – dodajmy. Dziś pozostaje mu grywanie z jakimiś pastuchami w rezerwach i czytanie na swój temat określeń typu „samotny Indianin”.

Maciej Sadlok

Nie będziemy się powtarzać:

Jednak jeśli trener Jacek Zieliński tak często czyta Weszło, to musimy mu jedną rzecz napisać dosadnie, ponieważ najwidoczniej kilka artykułów mu umknęło. Trenerze szanowny, Sadlok nadaje się do smarowania gofrów dżemem, a nie do gry w obronie ekstraklasowego zespołu. Może kiedyś był dobry, może kiedyś będzie, wszystko się może zdarzyć, nie takie metamorfozy widział futbol. Wszakże bywały takie czasy, kiedy Marek Jóźwiak był obiektem drwin przy فazienkowskiej, a potem nagle stało się coś dziwnego i przeobraził się w obrońcę nie do przejścia, potem pojechał do Francji i radził sobie świetnie. Sadloka też można nagle dotknąć palec Boży, ale póki co – jest permanentnie dwunastym zawodnikiem drużyny przeciwnej. Obawiamy się nawet, że z tymi goframi to przesadziliśmy, że upaskudziłby się cały, do stóp do głów. Zalecamy odstawienie go tam, gdzie póki co jego miejsce – czyli do magazynku, w którym trzyma się drewniane szczotki.

Paweł Brożek

Ktokolwiek jeszcze wierzy, że ten gość się odbuduje? Kiedy wyjeżdżał za granicę, Andrzej Iwan żartował, że nieznajomość angielskiego sprawi, że Brożek w końcu przestanie narzekać i stroić fochy podczas meczów i treningów. Czy zmieniła się jego mentalność? Wątpimy, bo czytając jego ostatnie wypowiedzi, widać, że jest z siebie bardzo zadowolony niczym Tomasz Zahorski. I to mimo że w słabiutkim Recreativo a strzelił zaledwie jednego gola w dziesięciu meczach! A jeśli podliczymy jego zagraniczny bilans łącznie z Trabzonsporem i Celtikiem, otrzymamy zastraszający bilans – 32 mecze, cztery gole. Jak to się mówiło? Druga strona rzeki, tak?

Tomasz Frankowski

To było nieuniknione. Do pięćdziesiątki grać się nie da. „Franek” po prostu w pewnym momencie musiał przestać strzelać. Na jego niekorzyść działa tylko fakt, że ze składu nie wygryzł go żaden godny konkurent.

Ebi Smolarek

Sukcesywnie zsuwa się… No właśnie – od kiedy? Naszym zdaniem od sezonu 2007/08, kiedy najpierw nie przebił się w Borussii Dortmund, a potem kompletnie zawodził kolejno – w Racingu, Boltonie, Kavali, by w końcu – via Polonia i Al-Khor – nie sprawdzić się w kiepściutkim Den Haag. Wciąż jednak sądzimy, że w Jagiellonii mógłby być gwiazdą, gdyby nie… Tomasz Hajto.

Jakub Tosik, Marcin Robak i Marcin Kuś

Dwa lata temu byli wyróżniającymi się postaciami w swoich ligach, dziś pierwszy nie łapie się na ławkę Karpat Lwów, drugi w Istanbul B.B., a trzeci… Zaraz, jak ten klub się nazywał? Aha, Mersin Idman Yurdu SK.

Napastnicy Śląska Wrocław

Nie, nie zamierzamy się w tym miejscu pastwić nad Łukaszem Gikiewiczem, bo samo nazywanie go napastnikiem byłoby sporym nadużyciem. Pod lupę bierzemy dwóch pozostałych „snajperów”, którzy mieli zostać gwiazdami ligi (początek mieli bardzo obiecujący), a dziś przebierają się w szatni z „dziadostwem” (prawa autorskie – Orest Lenczyk) w Młodej Ekstraklasie i trudno przypuszczać, by prędko się z niej wygrzebali. Pierwszy z nich się spasł jak świnia, a drugi – jak to drugoligowi Holendrzy – ma zasadę, że nie strzela się goli.

Mateusz Klich

Postać symboliczna, wręcz legendarna. Idealne ucieleśnienie powiedzenia: „trener nie widział mnie w swojej koncepcji”. I jeszcze te wszystkie wywiady… Wiecie – wszyscy mi zazdroszczą, nie narzekam, jestem blisko Bundesligi, każdy chciałby być na moim miejscu i tak dalej. Co tu więcej pisać? Szkoda chłopaka i tyle.

Grzegorz Sandomierski

Wiadomo – ciężko to porównywać, ale mieliśmy wątpliwości, kto zaliczył większy upadek – Boruc ze swoimi wybrykami czy Sandomierski z brakiem… No właśnie – szczęścia, umiejętności, dobrego doradcy? W Genku beznadzieja, w Blackburn jeszcze większa – tam to nawet na ławkę się nie łapie. Chyba ktoś tego chłopaka mocno przeszacował, powołując na Euro i nazywając czołowym bramkarzem ligi… A ten wsiadł na piętnastym piętrze do windy, która momentalnie się urwała i runęła w dółâ€¦

Edgar Cani

Człowiek ferment, który wciąż utrzymuje się na w miarę wysokim poziomie, bo można na nim zarobić. I tylko taka chęć kieruje Ireneuszem Królem, który mimo 658 wyskoków Albańczyka wciąż trzyma go w klubie, zamiast wywalić na zbity pysk. Pisaliśmy to kiedyś przy Małeckim, napiszemy i teraz. Polonia hoduje sobie potworka, który rozpanoszył się na Konwiktorskiej jak młody Bóg, wie, że wszystko ujdzie mu płazem i może kazać trenerowi spierdalać (nie żartujemy), bo…

… bo można na nim zarobić.

Artur Boruc

On się nie zmienił. Nadal jest pyskaty, gruby postawny, kontrowersyjny i niezależny, gdzieś dodatkowo można wspomnieć, że nie najgorzej idzie mu łapanie piłki. Tyle że zmieniają się okoliczności przyrody – to już nie jest Glasgow, w którym mógł robić co tylko chciał. To już nawet nie Fiorentina. Tym razem to Southampton, a na Wyspach nie ma taryfy ulgowej. Długo się zastanawialiśmy – czy to faktycznie zjazd, wszak Borucowi nadal zdarza się wybiegać na boisko w jednej z najsilniejszych lig świata. Z drugiej strony – przeżył w tym roku największą piłkarską traumę – pozostawał bez kontraktu na początku września, już po zamknięciu okienka transferowego, a jak już ten kontrakt podpisał, to… zaraz wszczęto przeciwko niemu postępowanie za rzucenie butelką w sektor rodzinny.

Andrzej Niedzielan

Kiedy nie szło mu w Cracovii, byliśmy zdania, że za wcześnie na skreślanie „Wtorka”, bo trafił do toksycznego środowiska, gdzie nawet najlepszym zdarza się zapomnieć, jak się gra w piłkę. Ale poszedł do Ruchu i… skuteczność jest taka sama. Czyli żadna. Chyba czas powoli myśleć o zakończeniu kariery…

Daniel Sikorski

Umieszczamy go na ostatnim miejscu, ponieważ w ogóle nie powinien brać udziału w całej zabawie. Piłkarski Najman. Facet, któremu ktoś zrobił krzywdę posyłając na pierwszy trening, a ten, który go tam zatrzymał, skrzywdził go jeszcze bardziej. Symbol upadku Wisły, symbol nieudolności Wojciechowskiego, symbol żenującej skuteczności… Można wymieniać i wymieniać. Niech przemówią kibice Białej Gwiazdy.

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
0
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama