Po wczorajszym odlocie Tomka Frankowskiego, który stwierdził, że Jaga lepiej gra na wyjazdach, bo u siebie brakuje im dopingu, do grona osób rozkochanych w kibicowskich śpiewach dołączył Tomasz Hajto. – Tymczasem u nas jest tak cicho, że słychać muchę, która latała nad boiskiem poprzedniego dnia. To źle. Piłkarz, zwłaszcza młody, na dorobku, potrzebuje wsparcia. Wtedy jest inna adrenalina i gra się lepiej. Z Górnikiem graliśmy jedenastu na dziesięciu po czerwonej kartce jednego z zabrzan, ale zabrakło okrzyku, który dodałby sił. I skończyło się remisem – przekonuje dziś w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.
Nam się jednak wydaje, że nie zabrakło okrzyku, tylko piłkarskich umiejętności, doświadczenia, opanowania i szeregu innych cech, które wyróżniają dobrego zawodnika. Dobry zawodnik to nie taki, który na dźwięk bojowych hymnów wznosi się na wyższy poziom, tylko taki, który potrafi grać w piłkę. Co drugi chłopak z Jagi marzy pewnie o transferze na Wyspy, albo do Hiszpanii. Panowie no co wy, odrzucać takie oferty! Przecież tam się nie śpiewa, albo śpiewa dużo rzadziej, jak wy sobie tam poradzicie? Będziecie grać jedynie na wyjazdach?
Co innego wypowiedzi w tonie „doping nam pomaga, zależy nam na kibicach, dla nich przecież gramy”, a co innego żądania „macie, kurwa, przyjść i wrzeszczeć, bo jak nie to będziemy przegrywać”. Piłkarze Jagi kilkakrotnie wysłuchiwali niemal błagalnych próśb swoich kibiców o wstawiennictwo w mediach, nagłaśnianie ich problemów z nadgorliwą policją i ochroną. Bezskutecznie. Teraz nagle Panowie Piłkarze znaleźli sobie wymówkę – gramy chujozę u siebie, bo nie ma kibola.
No jasne, a wymioty w niedzielny poranek powoduje nieświeża zagrycha oraz brak śpiewów przy biesiadnym stole.
***
Dzięki za info, Rafał!
