Nie będziemy ukrywali, trochę nam było szkoda, że bezapelacyjny hit dnia Hiszpania – Francja zaplanowany był na tę samą godzinę, co starcie PZPN z Anglią. W końcu obejrzeliśmy jednak i mecz meczów, i obejrzymy też piłkarzy Fornalika. Ci, którzy w porę dziś nie chwycili za piloty – niech żałują. Było na co popatrzeć.
Mistrzowie świata i Europy wyjątkowo nerwowo, nie w swoim stylu, wyczekiwali końcowego gwizdka. Kibice wygwizdywali będących przy piłce gości, del Bosque spoglądał to na zegarek, to na sędziego, gospodarze utrudniali rywalom wykonanie stałych fragmentów gry, a gdy już sami mieli rzut rożny, to chcieli jak najdłużej utrzymać futbolówkę w samym narożniku… I nagle Juanfran, będąc jednym z ostatnich obrońców, bezsensownie wdaje się w drybling, który natychmiast przegrywa. Francuzi wyprowadzają szybki kontratak, a piłkę w siatce na wagę remisu umieszcza Olivier Giroud. Ten, z którego jeszcze niedawno wszyscy w Anglii się śmiali. I ten, który pięć minut wcześniej zmienił Karima Benzemę.
Akurat przypomniało nam się, jak w trakcie Euro rozmawialiśmy ze Stefanem Białasem, który po meczu Francji ze Szwecją stwierdził dokładnie tak: – Zawodzi na razie Benzema, który przypomina tego dawnego Benzemę, tuż po transferze do Realu. Pamiętamy, jak słabo wtedy się prezentował. Teraz jest podobnie. Wszedł z ławki Giroud i już w pierwszej sytuacji mógł zdobyć gola… Brzmi znajomo, bo przecież z napastnikiem Realu jest problem. Problem bardzo poważny, bo to już dziewiąty jego mecz w kadrze bez gola. Zamiast niego trafia więc Giroud, trafia również Jeremy Menez, choć przy jego bramce odgwizdano pozycję spaloną. Czy słusznie? Chyba jednak nie.
I gdy wszyscy zastanawiali się, czy gol powinien zostać uznany, gospodarze ruszyli do ataku, Pedro wpadł w pole karne, a Laurent Koscielny ruszył w jego stronę, jakby nagle się przebudził, i powalił na ziemię. Ot, nie wytrzymał ciśnienia. I pewnie zostałby uznany za antybohatera, pewnie na niego spadłaby lawina krytyki, bo byłoby już po meczu, gdyby nie świetna obrona Hugo Llorisa. Bramkarza, który przecież przy pierwszym golu pomylił się aż dwukrotnie – najpierw przy strzale Ramosa w słupek zachował się bardzo niepewnie, potem przy dobitce Alonso popełnił błąd, co wykorzystał… Ramos. Co znaczy godnie się zrehabilitować, pokazał jeszcze przed przerwą, broniąc rzut karny czy strzały Pedro i Fabregasa.
Przed meczem Francuzi wspominali o świeżych ranach z Euro, w końcu z turnieju odpadli właśnie z Hiszpanią. Ale tego, że w takich okolicznościach zatrzymają w Madrycie najlepszą reprezentację świata, na pewno się nie spodziewali. Małą zemstę mogą uznać za udaną.