Ostatnio napisaliśmy, że po wysokim zwycięstwie nad Irlandią piłkarze reprezentacji Niemiec w końcu mają spokój – nikt ich nie krytykuje, nikt się ich nie czepia. Po 60 minutach meczu ze Szwecją było niemal pewne, że skończy się podobnie. Niemal… Podopieczni Joachima Loewa rozliczani są właśnie w mediach za spotkanie, w którym ustanowili nowy rekord głupoty.
Jakże piękna, jakże brutalna, jakże głupia potrafi być piłka. Nasza reprezentacja ustanowiła właśnie nowy rekord głupoty, bo w swojej historii nigdy nie zremisowała w ostatniej minucie 4:4, prowadząc wcześniej 4:0. Jesteśmy tacy głupi! – nie pozostawiają suchej nitki na niemieckich piłkarzach dziennikarze „Bilda”. Manuelowi Neuerowi przyznają najniższą możliwą notę „6”, który chyba po raz pierwszy w karierze został oceniony tak nisko. Za co? Za cztery puszczone bramki i „zabawną interwencję przy drugim golu”, choć jemu do śmiechu akurat nie było. Nie po raz pierwszy obrywa Holger Badstuber, który tradycyjnie dobre mecze przeplata słabymi. Ten był wyjątkowo słaby.
„Sueddeutsche Zeitung” zwraca uwagę na taktykę, jaką obrał Joachim Loew. Selekcjoner całą swoją uwagę skupił na Zlatanie Ibrahimoviciu, kazał swoim piłkarzom nie spuszczać go z oka choćby na sekundę, a jak przyszło, co do czego, to okazało się, że nie taki Zlatan straszny, jak go malują. A przynajmniej nie w tym meczu. Swoje jednak zrobił – zdobył bramkę i przede wszystkim odciągał uwagę obrońców. W zupełności wystarczyło.
Czytając relacje niemieckiej prasy, nietrudno odnieść wrażenie, że opisywane są… dwa mecze. Ten trwający godzinę i ten trwający pół godziny. – Do 60. minuty mieliśmy wszystko pod kontrolą. A potem to wszystko nagle straciliśmy – przyznaje Loew. Zresztą, jego piłkarze już po kwadransie prowadzili 2:0, otrzymali oklaski na stojąco od Angeli Merkel za drugiego gola. Gola, nazwanego w prasie istnym poematem, wypracowanym po znakomitej akcji przez znów asystującego Reusa i znów trafiającego do siatki Klose, który do Gerda Muellera traci już tylko jedną bramkę. Dlatego w mediach spore pochwały zbiera i on, i Reus z Oezilem oraz Lahmem, którzy Szwedów mijali jak tyczki. Przez godzinę.
„Przez godzinę Szwedzi byli przygnieceni determinacją, ambicją i tempem akcji naszych piłkarzy. To była prawdziwa dominacja, która dawała piękne rezultaty. Dawała futbol, jakiego wszyscy oczekują. Tym trudniej jest zrozumieć, co się stało, że piłka ocierająca się o nasze marzenia zniknęła. Nagle. Największemu rywalowi w grupie właśnie daliśmy nadzieję” – pisze prasa.
– Kiedy jesteśmy skoncentrowani, możemy grać na najwyższym poziomie. Ale tylko wtedy. To powinna być dla nas lekcja za wszystkie czasy. Chociaż nie, nie da się wytłumaczyć tego, co się stało. Brak słów – mówi Loew.
Bo, jak twierdzi kapitan Lahm, takie rzeczy mogą się zdarzać, ale nie topowym drużynom świata. Nie Niemcom.
