Wystarczyły cztery wygrane w lidze, żeby Bogusław Kaczmarek ponownie wzniósł się nad PGE Areną. Po tym jak zakończył opowiadanie bzdur o hurtowym stawianiu na wychowanków, teraz zaczyna na chama wpychać do reprezentacji swoich podopiecznych. I o ile kandydatury forowanych przez Bobo Machaja i Madery od wielkiej biedy dałoby się jakoś uzasadnić (choć na razie jesteśmy przeciwko), o tyle mówienie o Bartoszu Kanieckim w kontekście kadry jest jednak nieco – ujmując to delikatnie – groteskowe.
Kaczmarek jest jednak innego zdania i w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” podkreśla, że zastanowiłby się nad Kanieckim, bo ten robi bardzo duże postępy. Rzeczywiście, kolosalne. 24-latek, który rozegrał w tym sezonie ekstraklasy ledwie dwa mecze, a wcześniej pojawiał się na przemian w rezerwach i Młodej Ekstraklasie. Wystarczyły dwa czyste konta w dorosłym zespole, by Kaczmarek odleciał.
Całe szczęście, że facet nigdy nie zostanie selekcjonerem. Istniałoby realne ryzyko, że najpierw oparłby kadrę na Janickim, Pietrowskim i Grzelczaku, a chwilę później trzeba byłoby w trybie przyspieszonym naturalizować Andreu, Deleu, Hajrapetjana i Ricardinho. A mówiąc już zupełnie serio – wyluzuj chłopie i skup się na Lechii, a dobór kadrowiczów zostaw innym. Tym bardziej bramkarzy, bo lepszych od Kanieckiego jest w Polsce z dwudziestu. Przynajmniej.