Legia nie wygrywa po raz trzeci z rzędu, czyli sobotnie mecze w pigułce

Trzy mecze, trzy remisy. W sobotę wszyscy zgodnie dzielili się punktami, chociaż emocji nie brakowało w żadnym ze spotkań. W zasadzie, w każdym z nich zapowiadało się na zwycięstwo gospodarzy i w każdym z nich ostatecznie goście rzutem na taśmę doprowadzali do wyrównania. Po raz trzeci z rzędu nie wygrała Legia (ale też nie przegrała – od początku sezonu). Dwa razy z opresji wyciągał ją Marek Saganowski, dwa razy korzystając z faktu, że w obronie Zagłębia występował Aleksandyr Tunczew. Zdawałoby się – patrząc na CV – że to obrońca, który cokolwiek potrafi, ale akurat w tym meczu nie potrafił.
Sobotnie mecze warto było oglądać dla:
– Bramki Papadopulosa, który – niech was nazwisko nie zmyli – tylko udaje Greka
– Akcji Pawłowski – Widanow – Jeż, zakończonej precyzyjnym strzałem tego śniętego pomocnika
– Dwóch precyzyjnych uderzeń Saganowskiego, po dwóch precyzyjnych podaniach Radovicia
– Akcji Akahoshiego, który wparował w linię nieprzyjaciela niczym rasowy Ninja
– Znakomitego dośrodkowania Kosowskiego, po którym gola zdobył Tomasz Wróbel
– Obrazka, jak Tomasz Hajto pociąga dymka z… elektronicznego papierosa
– Znakomicie grających obrońców: Dąbrowskiego z Pogoni i Costę z Zagłębia

Natomiast można było przełączyć w momencie gdy:
– Setną żenującą symulką w swojej karierze popisał się Michał Kucharczyk, znana, obrzydliwa ligowa baba
– Adrian Rakowski – bardzo zdolny chłopak, naprawdę – oddawał strzały z szesnastu metrów
– Jakub Wawrzyniak próbował bronić własnej bramki (pomaczał palce przy obu trafieniach Zagłębia, za każdym razem wielki nieobecny)
– Edi Andradina miał piłkę i chciał ją kopnąć
– Tynczew próbował utrudniać zadanie Markowi Saganowskiemu
– Plizga szykował się do oddania strzału
– Piłkę dostał Bożok, najbardziej nieefektywny ofensywny pomocnik w dziejach ekstraklasy