Chłopaki z bloga podpressingiem.wordpress.com zaproponowali nam publikowanie co tydzień przeglądu hiszpańskiej prasy w zamian za podlinkowanie ich strony. Jako że jesteśmy otwarci na wszelkie formy współpracy, z przyjemnością to czynimy.
Barcelona
Katalończycy rozgrywali w sobotę mecz z Granadą. Grali u siebie i grali źle. Tak źle, że zwyciężyli tylko 2:0. Gdyby w futbolu wynik był efektem trudu włożonego w spotkanie, a nie ilości piłek umieszczonych w siatce, „Blaugrana” zanotowałaby co najwyżej remis. Andaluzyjczycy dawali z siebie wszystko, Katalończycy – zwłaszcza Messi, Cesc i Thiago – nie dawali prawie nic. Trzy punkty Barcelonie uratował niezawodny Xavi, który ostatnio przyzwyczaił nas do tego, że dobrze gra tylko wtedy, gdy trzeba. Gdy nie trzeba, kopie się w czoło. Całkiem uczciwy układ. „El Pelopo” jest oczywiście głównym bohaterem okładek. Drugoplanowym bohaterem jest 11 punktów, które do wczoraj rozdzielało Real i Barcelonę. „Marca” w niedzielnym wydaniu napisała wprost – nie ma już miejsca na żarty. Chętnie pokazalibyśmy wam, co o spotkaniu Barcelony napisał „As”, ale drugi wielki dziennik z Madrytu poświęcił Katalończykom tak mało miejsca, że aż głupio nam przygotowywać grafikę na ten temat. Nastroje ogólnie są takie: Katalonia – piękne zwycięstwo z genialnym Xavim, Kastylia – cierpienia, genialny Tono i zmarnowane szanse Granady. Jakimś cudem oba regiony mają rację.
Madryt
Sprawa z przeciętymi kablami na stadionie w Vallecas zelektryzowała [ha!] całą Hiszpanię. I nie tylko Hiszpanię. Kto by pomyślał, że w cywilizowanym kraju może dojść do takich numerów? Pierwsze informacje mówiły o tym, że prądu nie ma z powodu awarii – to byłoby do zaakceptowania, zdarza się. Później prezes Rayo, pan Martin Presa, ogłosił, że mecz nie może odbyć się z powodu ataku terrorystów. Sprawcy zamieszania nie byli przypadkowymi ludźmi. To byli specjaliści, którzy dostali się do kilkunastu skrzynek z kablami i dokonali zniszczeń, których naprawa trwała kilkanaście godzin. Media są zgodne – sabotaż, skandal, wstyd na cały kraj. Tylko „Sport”, jak sto „Sport” zdobył się na uszczypliwość i na okładce napisał, że Madryt kolejną noc spędzi 11 punktów za plecami Barcelony.
Mecz odbył się wczoraj, był całkiem ciekawy i miło się go oglądało. Rayo nie przestraszyło się Realu, ale Real wygrał, bo jest Realem. Mankamentów było sporo, ale ostatecznie indywidualne umiejętności przesądziły o triumfie. „Piorun [Rayo – dop. red.] nadziei” napisał „As”. „Madryt odzyskał spokój po paru trudnych dniach” dodał. Stołeczny dziennik cytuje też słowa prezesa Rayo, który stwierdził, że fani jego klubu dali lekcję cywilizowanego zachowania. Zastanawiamy się, czy w skład tej lekcji wchodziły niemal ciągłe śpiewy na temat tego, że kibice „Los Blancos” to, za przeproszeniem, dziwki. Chyba nie. Oby nie. „Marca” jest mniej euforyczna. „Iskry bez błysku” napisał największy dziennik Hiszpanii. W podobny ton jego dziennikarze uderzyli w wydaniu internetowym: „Zwycięstwo bez dodatkowych błysków”. Dobry są te tytuły, celne. Madryt nie grał źle, grał po prostu zwyczajnie. Strzelił dwa gole i wygrał. Bez fajerwerków, ale naprawdę solidnie.
Valencia
Lewantyńczycy chyba powoli tracą łatkę trzeciej siły hiszpańskiego futbolu. Pod wodzą Mauricio Pellegrino „Los Ches” grają tak beznadziejnie, że aż szkoda pisać. W ostatniej kolejce przegrali na wyjeździe 0:2 z Mallorcą „Jokina” Caparrosa. Lokalne gazety nawet nie wyglądają na zdziwione tym faktem. „Bez pomysłu”, „Stagnacja”, „Caparros 2, Pellegrino 0”. „Superdeporte” pisze o tym, że Valencia gra tak, jakby jej sezon jeszcze się nie rozpoczął. Największy lokalny dziennik sportowy za wszelką cenę szuka powodów do optymizmu. Na przykład na dzisiejszej okładce znajdziemy tytuł „Gagoterapia”. Kryzys musi być naprawdę głęboki, skoro „Los Ches” szukają ratunku u Fernando Gago…
Malaga
Nastroje w Andaluzji zdecydowanie inne niż w Lewancie. Malaga co prawda tylko zremisowała z Athletikiem, ale remis na San Mames to coś, co chyba każda drużyna jest w stanie łatwo zaakceptować. Lokalny dziennik „Sur” skupia się na tym, że „Los Boquerones” pozostają w lidze niepokonani. Kto by pomyślał jeszcze kilka miesięcy temu, że to wszystko tak się rozwinie. Przecież z Malagi wszyscy chcieli uciekać, mówiło się nawet o spadku!
Bilbao
Athletic po remisie z Andaluzyjczykami również nie jest załamany. Widać leciutką zwyżkę formy, jest więc nadzieja, że wszystko jakoś się ułoży. Zresztą Basków bardziej niż sam mecz interesowała uroczystość, która miała miejsce przed spotkaniem. Równo 50 lat temu w klubie z San Mames zadebiutował Jose Angel Iribar, bramkarz przez wielu ekspertów uważany za najlepszego golkipera w historii Primera Division (nie mylić z historią hiszpańskiego futbolu!). Przedmeczowa uroczystość była naprawdę wzruszająca. Bask wyszedł na środek boiska wzdłuż szpaleru złożonego z legendarnych bramkarzy „Los Leones”, a potem przyjął od dwóch obecnych bramkarzy klubu symboliczny dar – ich rękawice. Piętnaście minut naprawdę wielkich emocji. Piękna uroczystość. Aż smutno się robi, że poza Bilbao już chyba nikt w Hiszpanii nie stawia bohaterów z przeszłości na takim piedestale.
Sewilla
Na koniec „Los Nervionenses”. Chłopcy Michela ograli Deportivo 2:0 po golach Negredo i Rakiticia. Wyżej macie zdjęcie z okładki „Diario de Sevilla”. Wstawiamy je, bo dokładnie oddaje to, jak po meczu wyglądali fani obu drużyn.
Piotrek Dyga, https://PodPressingiem.wordpress.com







