„Honorowa” decyzja Grzegorza Laty o niekandydowaniu na fotel prezesa PZPN odsunęła wiele istotnych spraw w cień. I właśnie gdzieś tam w tle toczy się dyskusja o meczu PZPN-u z RPA, który miał się odbyć w Bydgoszczy, ale tamtejsze władze uznały, że im to nie w smak. Gdzie się odbędzie – wciąż nie wiadomo. Nie wiadomo też, czy w ogóle się odbędzie, ale najciekawsze w tym wszystkim jest… podejście działaczy PZPN-u do ich afrykańskich kolegów po fachu…
– Naprawdę, nie będzie meczu w Bydgoszczy, dlaczego? Nic nam nie wiadomo, że spotkanie ma odbyć się w innym mieście. To gdzie w takim razie będziemy grali, kiedy będzie jakaś decyzja? Jutro? To dziwne, nikt nas o tym nie poinformował – powiedział dzisiaj rzecznik federacji RPA w rozmowie z dziennikarzem „Gazety Polskiej Codziennie”. Tekst na ten temat ukaże się w „GP” jutro, ale sprawa jest jednak dość śmieszna. Mecz ma się odbyć za lekko ponad dwa tygodnie, wojewoda kujawsko-pomorski WCZORAJ zapowiedziała, że nie zorganizuje go Bydgoszcz, a leśne dziadki łoją śpią.
Sprawa nas specjalnie nie zaskoczyła – wiemy, że to PZPN – ale odrobinę profesjonalizmu wypadałoby jednak zachować, co? Tak długo pakowaliście walizki, że o tym zapomnieliście? Nie żeby zmiana miejsca meczu jakoś bardzo utrudniła organizację wyjazdu reprezentantom RPA, ale chyba jednak pasowałoby ich poinformować od razu? Czy nie? A może Paśniewski, słynący z odrzucania połączeń, wyłączył telefon na amen?
Jak się Afrykańczycy mieli się o tym dowiedzieć? Polecieć rano do kiosku po „GP”? A może odpalić Twittera Olejkowskiej? A nie, sorry, tam informacji nie ma. Jest za to wzmianka o kolejnym meczu…
A ci Urugwajczycy w ogóle wiedzą, że z wami grają?
TĆ
