Jeden z pierwszych artykułów na Weszło, krótko po tym, gdy Józefa Wojciechowskiego przestał boleć ząb, a Tomasz Zahorski wzniósł się na international level – szczera deklaracja Grzegorza Laty, który wprost przyznał – jestem z betonu. Pogardliwe określenie dla pezetpeenowskich dziadków Lato wziął na sztandar w drodze po fotel prezesa PZPN.
Sławę legendarnego piłkarza, króla strzelców z Mistrzostw Świata w 1974 roku zaczął roztrwaniać już jako senator i działacz. Dopiero jako prezes dorobił się jednak transparentów: „Lato – kolejny przykład na to, jak bohater stał się szmatą”. Jak będziemy go wspominać? Co po sobie pozostawił? Jakie były jego największe wyczyny? Spójrzmy w kalendarium posiłkując się naszymi przepastnymi archiwami.
30. października 2008, Herkules: The beginning
Od tego wszystko się zaczęło. Leśne dziadygi w swoich brązowych i stalowych garniturach, pod wąsem i z piersiówką za pazuchą wybrały Grzegorza Latę na prezesa PZPN-u. Drugi byłâ€¦ Zdzisio Kręcina, trzeci Zbigniew Boniek. Napisaliśmy wówczas tak:
Grzegorz Lato prezesem PZPN. To wiadomość zła – na czele związku stanął człowiek o IQ mniejszym niż liczba strzelonych przez niego goli w reprezentacji. Dobra, nie będziemy szukać wykwintnych porównań – wygrał pospolity głupek, który jedyne co w życiu robił dobrze, to grał w piłkę. Każde inne zajęcie, jakiego się chwytał, kończyło się kompromitacją – był beznadziejnym trenerem, fatalnym rzecznikiem prasowym, nieudolnym działaczem i skandalicznie leniwym senatorem. Teraz jedyna nadzieja, że otoczy się ludźmi mądrzejszymi od siebie (co zresztą nie będzie trudne).
Teraz już wiemy, że nadzieje okazały się płonne, a Grzesiu nie dość, że sam potwierdził opinię wiejskiego głupka, to w dodatku konsekwentnie, z uporem betonował się z innymi, sobie podobnymi, w siedzibie przy Miodowej. Na pierwszy wystrzał nie trzeba było długo czekać…
Kolekcja jesień/zima 2008, modne więzienne pasiaki
Lato objął prezesurę w momencie, gdy prokuratura wrocławska wiozła do siebie do miasta całe budynki klubowe, bowiem ich ściany były przesiąknięte korupcją. Na Dolny Śląsk jechały całe kawalkady autokarów zapchanych sędziami, działaczami, piłkarzami i trenerami, zaś nasz kochany Grześâ€¦
– Niedługo będziemy mieli rok 2009, coraz bliżej mistrzostw Europy, a my wciąż wracamy do starych grzechów. Jestem ciekaw, kiedy to w końcu zamkniemy. Wkrótce będziemy ścigać sędziego, który wziął kilogram kiełbasy. Albo pół litra wódki. Powoli dochodzimy do granicy absurdu.
Ech, Grzesiu, jakbyś wtedy wiedział, ile jeszcze „dobrych chłopaków” zmarnuje się przez korupcję… A granicę absurdu oczywiście przekroczyliśmy z tobą jeszcze nie raz i nie dwa!
Rok 2009 – tańce, ruchawka, pijaństwa, swawole
No okej, aż tak hardkorowo jak w śródtytule może nie było, jednakże w roku 2009 Grzegorz Lato wykonał kilka kolejnych sporych kroków, by w historii polskiej piłki zmienić swoją zapisaną złotymi zgłoskami kartę na wymięty papier toaletowy. O jakichś zdjęciach w „Fakcie”, czy na innych portalach, gdzie Grzegorz Lato kultywuje stare pezetpeenowskie tradycje urzynania się w trupa na każdym zjeździe nie ma co wspominać. Na większą uwagę zasługuje czas, sposób oraz styl rozstania z Leo Beenhakkerem. Pan Tralala Pierdolony Poziom Dna nie był może selekcjonerem naszych marzeń, ale cała sytuacja z jego odejściem to wspięcie się na szczyty żenady, zresztą z obu stron.
Ale to był dopiero przedsmak. Prawdziwe danie główne to sprzedaż kompletu praw do różnych przydatnych rzeczy firmie Sportfive, co zresztą ciągnie się za PZPN-em do dziś.
Dobrze by było, gdyby tę sprawę dokładne prześwietliło CBA, bo smród się ciągnie na kilometr. W ostatnich dniach okazało się, że Grzegorz Lato jednak umie się podpisać i z tej umiejętności z miejsca zrobił użytek – parafował kontrakt ze SportFive, warty 100 milionów euro. Zrobił to w zastanawiającym pośpiechu i maksymalnie nieprofesjonalnie. Nie jest wykluczone, że mamy do czynienia z największym skandalem w ostatnich latach. Teraz pozostaje tylko pytanie, czy ktokolwiek będzie w stanie ten ewentualny skandal zbadać, czy też powszechnie na ten kontrakt machnie się ręką.
Cóż, jednak machnięto ręką.
***
W międzyczasie pan prezes dostał podwyżkę. Jaka praca, taka płaca! Nic dziwnego, że szybciutko poszła w górę, przecież tak się przemęczał ten nasz prezes. A ci, co wbijają prezesowi szpilki… To nie ludzie, to wilki!
Zamknięte stadiony, głupie wywiady, groźby…
Potem było już tylko gorzej. Stadion Pogoni Szczecin zamknięty za obrażanie prezesa? Proszę bardzo. Wymachiwanie sądowymi pozwami, bo ktoś śmiał stwierdzić aż nazbyt oczywisty fakt (że Lato jest głupi)? Jasna sprawa, przecież słownie się nie obroni. Złamane obietnice, jawne kłamstwa? Toż to specjalność zakładu. Lato, gdy zostawał prezesem związku, zapowiedział szumnie, że jeśli nic się nie zmieni, za rok rozpisze nowe wybory. Oczywiście nic się nie zmieniło, a Lato jak przyspawał się do siodła, tak oderwali go dopiero wczoraj.
Później poszło już lawinowo.
Kolejne małe wpadki plus jedna olbrzymia kompromitacja
Grzegorz z każdym dniem malał, z każdym dniem kompromitował się coraz bardziej. Błyszcząc humorem w TVP…
… za plecami Fabiańskiego…
…czytając życzenia…
…i generalnie w każdej możliwej sytuacji. Dowcipy i wystąpienia, choć żenujące, były w gruncie rzeczy niegroźne. Gorzej, gdy trafiały się incydenty takie jak ten z taśmami prawdy Zdzisława Kręciny, czy legendarną łapówką.
Grzesio schował kopertę do sejfu, tak jak to się czyni z każdą łapówką i nawet nie śmiał jej dotknąć! Taki to z niego poczciwiec. A na taśmach prawdy, to on tylko żartował. Nieprzekonujące? A jednak, właśnie w ten sposób Grzegorz Lato suchą stopą przechodził przez kolejne bagna, w które zresztą wpakować mógł go absolutnie każdy. Wyrąbać prezesa z IQ orzeszka ziemnego nie było wcale tak trudno. Gorzej z przyjęciem na siebie konsekwencji. O dymisji mówiło się wyłącznie w mediach, odpowiedzialność karna też dziwnym trafem zawsze omijała gabinet prezesa. Gdy już wszyscy sądzili, że puka do drzwi, Lato udawał, że go nie ma. Skutecznie.
Nawet Orzełek im odleciał – polski związek panów nieudaczników
Wreszcie weszliśmy w fazę przed samym Euro (na pełnej kurwie, w dwóch językach, w dwóch osobach, na potężnej bani).
Potem było jeszcze słynne „losowanie demokratyczne” oraz – co chyba najbardziej bulwersujące – wyfrunięcie z polskich trykotów Orzełka, co stanowiło namacalny, empiryczny dowód na to jak daleko posunięty jest kryzys w strukturach piłkarskich.
Dymisje są dla słabych
Wreszcie perełka, idealne podsumowanie całej kariery Grzegorza Laty w Polskim Związku Piłki Nożnej. Po nieudanym Euro, Grzegorz Lato miał się podać do dymisji. Oczywiście zwracaliśmy już wcześniej uwagę, że uzależnianie swoich losów od piłkarskiej dyspozycji jedenastu facetów jest równie inteligentne jak cała jego posługa w ramach związku. Jeśli jednak rzucił już obietnicę, nawet tak skrajnie głupią jak ta, wypadałoby jej dotrzymać. A jeśli nie dymisja, jeśli nie honorowe odejście, to może chociaż jasna deklaracja – na drugą kadencję nie zostaję?
Niestety, Grzesiu był jak orkiestra na Titanicu. Do samego końca, nawet, gdy woda zakrywała mu już kolana, kompromitował się, wkurwiał ludzi i jeszcze bardziej szmacił swoją legendę. Do ostatnich godzin przed ogłoszeniem listy oficjalnych kandydatów walczył o poparcie, rozpaczliwie wydzwaniając do starych druhów. Jak w książkach Mario Puzo – teraz był już wyłączony, dla innych był trupem. Nie było już sposobu, by zdjąć go z haka, choćby przez wzgląd na dawne czasy. Mógł przynajmniej tutaj pokornie zwiesić głowę i ogłosić – to moja porażka, jestem tak nieudolny, że nawet nie zdołałem zebrać poparcia wymaganego do startu.
Ale nie, Grzesiu nie jest gościem, który zszedłby z raz obranej drogi. Skoro dumnie kroczy ścieżką kompromitacji, także i kres podróży musi być odpowiednio żenujący. Lato wydał więc oświadczenie, w którym zapewnia o REZYGNACJI z udziału w wyścigu o fotel prezesa.
Ach, Grzesiek, dobrze, że dałeś im wszystkim fory. Gdybyś nie zrezygnował – reelekcja murowana. A teraz, cytując „Symetrię” – pakuj mandżur i wypad z celi. I módl się, by nie wrócić do niej za te koperty, niejasne umowy i taśmy.
JO
