Kontynuujemy naszą mini-wycieczkę w przeszłość. Podobnie, jak przed tygodniem, zaglądamy do archiwalnej prasy w poszukiwaniu różnych smaczków, zdjęć, tekstów i zapomnianych historii. Nie będą to materiały sprzed roku, dwóch czy pięciu, ale przynajmniej sprzed piętnastu. Nie ma sensu tłumaczyć szczegółowo – sami zobaczycie. Na początek rzucamy okiem na gazetkę być może niezbyt poważną, bo Bravo Sport z października 1997 roku, ale materiały, które w niej znaleźliśmy wydają się tyle zabawne, co warte uwagi.
Dziennikarze Bravo Sportu postanowili przybliżyć kibicom zespół Legii Daewoo Warszawa, który – tu pierwszy cytat – niezbyt udanego początku sezonu, pozostaje poważnym kandydatem do zdobycia mistrzostwa Polski. Wojskowi stracili kilka punktów, ale jak uczy historia, nie taką stratę do liderów potrafili już odrabiać. Warszawianie słyną bowiem z walki do samego końca – pisze dziennikarz „BS”. My, wyprzedzając tę historię o dobrych kilka miesięcy, przypominamy, że pościg jednak się nie udał – Legia zajęła piąte dopiero piąte miejsce w tabeli pierwszej ligi, wygrywając tylko 16 z 34 spotkań. Mistrzem Polski został ŁKS.
Gazeta przedstawia filary zespołu, a my cytujemy najciekawsze fragmenty:
– Czyściciel: Dariusz Czykier – ma za zadanie czyścić przedpole bramki wojskowych. Robi to skutecznie.
– Dyrygent: Ryszard Staniek – bez mała wszystkie akcje ofensywne zaczynają się od niego. Ulubieniec kibiców, wyróżniający się na boisku oryginalną fryzurą.
– Motor napędowy: Paweł Skrzypek – dynamiczne ataki skrzydłami sieją spustoszenie wśród przeciwników
– Nerwus: Grzegorz Szamotulski – doskonale gra na linii. Nie boi się akcji „jeden na jeden”. Czasem jednak ponoszą go emocje. Towarzyszą temu gesty uznawane za obraźliwe. Jednak kibice kochają Szamo.
– Czarny koń: Kenneth Zeigbo – nigeryjski napastnik, idol kibiców, ma strzelać gole.
– Mecenas: Jacek Bednarz – wyróżnia się nie tylko ogoloną głową. Kochają go za dynamiczne rajdy, które kończą się dokładnymi dośrodkowaniami lub mocnymi strzałami.
Mamy również wywiad ze wspomnianym Zeigbo, który w chwili przeprowadzania rozmowy jest w Polsce od pół roku, a w swoim debiucie – w meczu o Superpuchar Polski z Widzewem zdobył piękną bramkę.
Kenneth, widziałeś już kiedyś śnieg?
– Tak, kiedy byłem z wizytą u brata w Stanach Zjednoczonych.
Ale w piłkę na śniegu jeszcze nie grałeś?
– Nie, ale nie boję się. Profesjonalizm polega na tym, że grać trzeba na każdej nawierzchni. No i trzeba mieć dobre buty (…) Może i ja będę w szoku przez tydzień lub dwa, ale nie będzie to miało wpływu na moją formę.
Co sądzisz o kolegach z warszawskiej Legii?
– To fajni goście i bardzo dobrzy piłkarze. Lubię Szamotulskiego, Zielińskiego, Koseckiego… Wszyscy w Legii są OK. A zapomniałbym – Jacek Bednarz jest super!
Czym różni się polska piłka od nigeryjskiej?
– Trochę inaczej trenuje się w Nigerii. Po prostu ciężej, niż w Polsce. W Afryce gra się dużo ostrzej. Aby osiągnąć szczyty, zawodnicy nie wahają się na treningach faulować kolegów z drużyny. W meczach ligowych piłkarze tną się równo z trawą.
Mieszkasz w Polsce pół roku. Co cię zaskoczyło?
– Lubię wszystko oprócz pogody, która jest fatalna. Na początku miałem problemy z przystosowaniem się do waszego jedzenia. Stołowałem się w jadalni na Fortach Bema. Przez pierwsze dni ciagle wymiotowałem, bo potrawy były zbyt… łagodne. Teraz jest w porządku, ponieważ przyjechała do mnie moja dziewczyna Adaora i mi gotuje.
A teraz płynnie przenosimy się do Niemiec, gdzie korespondent polskiej gazety zagląda za kulisy funkcjonowania Borussii Dortmund, towarzysząc jej w podróży na mecz ligowy do Stuttgartu.
– Punktualnie o 10:58 specjalna maszyna linii Eurowings wystartowała do Stuttgartu. W stolicy Badenii – Witembergii klubowym autokarem BVB (wyjechał z Dortmundu o piątej rano) piłkarze udali się bezpośrednio do eleganckiego hotelu. Po obiedzie (kluski z sałatą, ulubiony napój – białe wino wymieszane z sokiem jabłkowym w stosunku 1:1), nastąpiła trzygodzinna siesta.
Wieczorem większość spotkała się w sali konferencyjnej, aby przyjrzeć się transmisji meczu VFL Bochum z FC Kaiserslautern. Po trzeciej bramce Jorg Heinrich zniknął w swoim pokoju. – Chcę pogrzebać jeszcze w magazynach sportowych i prospektach biur podróży. W sobotę dokładnie o dziewiątej w planie przewidziany był 15-minutowy jogging. Aby uniknąć spotkania z fanami, czekającymi przed hotelem, gracze opuścili go tylnymi drzwiami. – Najważniejszy jest krótki, intensywny bieg – przekonywał ich włoski trener. – Tylko w ten sposób wygonisz z ciała zmęczenie i pobudzisz system krążenia. O godzinie jedenastej zwycięzcy europejskich rozgrywek mieli w programie ostatnie omówienie meczu z trenerem. Nevio Scala zrezygnował ze wspólnej dyskusji przy stole. – To nie jest dobra metoda. Jeśli mam coś do powiedzenia moim graczom, mówię im to od razu prosto w twarz. Większość zawodników mieszkała w pojedynkę – tylko Reuter, Kloss, Moeller i Chapuisat oraz Ricken i But mieli dwuosobowe pokoje. (…)
Borussia wywalczyła remis 0:0. O 19:30 samolot z drużyną na pokładzie wystartował ze stuttgarckiego lotniska w stronę Dortmundu – lądowanie nastąpiło równo godzinę później.
Za tydzień wrócimy do kraju i sprawdzimy m.in., co do powiedzenia mają Piotr Reiss i Marcin Mięciel.
PAWEŁ MUZYKA



