Nie tylko w Polsce toczą się bezustanne dyskusje o miejscu kibiców w piłkarskiej hierarchii. Widowisko jest dla nich, czy też oni dla widowiska? W jakim stopniu można być w stosunku do nich pobłażliwym, jak wiele przepisów można nagiąć, by im było wygodnie? O ile w Polsce dotyczy to przede wszystkim zamykania trybun w charakterze kary, czy też ustalania przeróżnych zakazów wyjazdowych w celach prewencyjnych, we Włoszech wszystko ma zupełnie inny kontekst. A wynik jest niemal identyczny.
Niemal, bo w Polsce nikt walkowerów nie dostaje. Tymczasem Cagliari, zespół Serie A, w czwartej kolejce ligi przegrał z AS Roma poza boiskiem, przy zielonym stoliku, właśnie za… kibiców. O dziwo tym razem nie chodziło o burdy, czy wnoszenie na stadion nielegalnych materiałów pirotechnicznych, ale o sam fakt przyjścia na mecz. Co ciekawe, zawinili nie sami kibice, ale prezes Cagliari, Massimo Cellino.
Nie raz i nie dwa opisywaliśmy już dzieje włoskich prezesów, którzy potwierdzają wszystkie obiegowe opinie o ekscentrycznych, ciemno opalonych playboyach z nieodłącznym cygarem w dłoniach. Cellino, jak przystało na włoskiego prezesa, jest nieco świrnięty, mocno opalony i umiarkowanie ekscentryczny. Gdy dowiedział się, że władze Sardynii zdecydowały, że stadion Cagliari nie jest bezpieczny dla widzów i nadchodzący mecz będzie się musiał odbyć bez ich udziału, od razu zareagował oficjalnym oświadczeniem.
– Nie mamy zamiaru ugiąć się przed biurokratycznymi przepisami. Zapraszamy kibiców posiadających karnety i chcących kupić bilet do przybycia na stadion i śledzenia na żywo meczu z Romą, z poszanowaniem porządku i regulaminu bezpieczeństwa – napisał w oficjalnym oświadczeniu klubu jego prezes.
Oczywiście mecz się nie odbył, a władze włoskiego związku piłkarskiego nie wykazały się zrozumieniem. Cagliari zostało ukarane najwyższą karą – walkowera, a sam Cellino prawdopodobnie otrzyma dalsze „kary indywidualne”.
A sam Cellino teraz przechlapane ma nie tylko w związku, ale również u kibiców, wściekłych po porażce bez walki.

