Na boisku zawsze był na bakier z przyzwoitością niektórzy twierdzą nawet, że swoim postępowaniem hańbił funkcję kapitana. Pytany o to, czy żałuje któregoś ze swoich przewinień odpowiada „jednego, może dwóch”. Pod względem brutalności równać z nim mogą się tylko nieliczny. Tacy, którzy wszelkich skrupułów albo dawno się wyzbyli, albo w ogóle nigdy ich nie mieli. Dla których boiskowy szacunek i choćby minimalna troska o zdrowie przeciwnika, to pojęcia całkowicie niezrozumiałe. Tacy, jak Kevin Muscat, synonim brutala i boiskowy bandyta pełną gębą, który przez całą karierę udowadniał, że jako piłkarz niekoniecznie był normalny, a stopień zezwierzęcenia sięgnął u niego zenitu.
Gdy w lutym ubiegłego roku, po 20 latach spędzonych na uganianiu się za piłka, powiedział „dość” i oznajmił, że daje sobie spokój z poważnym futbolem, niejeden zawodnik A-League zapewne odetchnął z ulgą. Australijczyk, który po zagranicznych wojażach wrócił do ojczyzny 6 lat wcześniej, siał bowiem na rodzimych boiskach postrach i spustoszenie potwierdzające, że do równowagi psychicznej ma naprawdę bardzo daleko. Pożegnalna konferencja była pełna…wzruszeń i pozytywnych emocji. Twardemu zazwyczaj Muscatowi zdarzyło się nawet uronić jedną czy dwie łezki, co dla jego ofiar musiało być groteskowym widokiem. Mówił, że coraz częściej nie nadąża za grą, że zjada go frustracja, że nie potrafi tak jak dawniej poddać się treningowemu rygorowi, a na boisku zostawia znacznie mniej serca. – Nie jestem już w stanie robić tego, o co przez całą karierę prosiłem innych ludzi, nie potrafię angażować się i dawać od siebie 100 procent – tłumaczył powody swojej decyzji.
Sęk w tym, że prawda nie do końca wyglądała tak, jak ją kreował. Równie duży, o ile nie kluczowy, wpływ na jego decyzję miało 8 meczowe zawieszenie, nałożone za brutalny, wymykający się ze wszystkich możliwych ram, faul na Adrianie Zaharze. W styczniu 2011 roku, w derbowym meczu Melbourne Victory z Melbourne Heart o mały włos, a zrobiłby kalekę z młodego pomocnika, który chyba tylko opatrzności zawdzięcza, że cały czas gra w piłkę. Co ciekawe, meczem z Heart, Muscat wracał do gry po jednomeczowej banicji za potraktowanie łokciem Adama Hughes’a z Adelaide United.
Szczęście w nieszczęściu, że skończyło się tylko na uszkodzonych więzadłach i kilkumiesięcznej przerwie. Patrząc na to w jaki sposób Zahara został sprowadzony do parteru, była to chyba najlepsza informacja jaką mógł usłyszeć. Sprawę z tego zdawał sobie nawet szalony Kevin, który – co wcześniej raczej mu się nie zdarzało – dość mocno przejął się całą sytuacją i okazał coś na wzór wyrzutów sumienia. – Ostatnia noc była dla nas ciężka, ale ważne jest, że pierwszą rzeczą jaką zrobiłem następnego dnia, było to, że zadzwoniłem do klubu i powiedziałem: „Słuchajcie, naprawdę powinniśmy coś z tym zrobić”. Powiedziałem też, że mój wślizg był bardzo, bardzo spóźniony, a cały incydent godny ubolewania. W żadnym momencie nie miałem zamiaru nikogo skrzywdzić. Moim jednym zmartwieniem jest dziś dobro Adriana. Ł»yczę mu szybkiego powrotu do zdrowia, w ciągu najbliższych kilku dni spróbuję się z nim skontaktować i przekazać wyrazy współczucia – mówił na łamach mediów, które, słusznie zresztą, nie zostawiły na nim suchej nitki.
Jedyną osobą starającą się zaklinać rzeczywistość i biorącą Muscata w obronę był Ernie Merrick, szkocki trener Melbourne Victory. Kiedy na sile przybrały głosy sugerujące, że sponiewieranie Zahary przyśpieszy decyzję doświadczonego obrońcy o przejściu na emeryturę, Merrick stanął murem za swoim podopiecznym. – Chcę podkreślić, że w ciągu tych 6 sezonów byliśmy zespołem, który chciał grać w piłkę i zawsze dbał o jakość gry. Wygraliśmy parę tytułów grając dobry futbol, a Kevin zawsze był tego częścią. On zawsze był prawdziwym profesjonalistą dlatego w klubie mamy nadzieję, że nie przejdzie na emeryturę po tym incydencie. Co innego możemy z tym zrobić? Wydać oświadczenie, że takie zachowanie będzie nieakceptowalne? Klub nie może tego tolerować, ale nie możemy też za to potępiać. Apel Merricka nie spotkał się jednak z aprobatą. Uznano, że trener odwraca kota ogonem i wręcz przyklaskuje wandalizmowi Muscata. Przyjął za to solidną falą krytyki, strofowano go praktycznie z każdej strony. Na domiar złego jego pupil zdecydował się podążyć inną ścieżką niż sobie tego życzył.
Dlaczego Merrick tak bardzo chciał, żeby Muscat pozostał w drużynie? To proste, doświadczony Australijczyk trzymał w ryzach cały zespół, był liderem dającym nieustannie sygnał do walki, stale motywował kolegów z drużyny, a jego wyspiarskie doświadczenie idealnie zazębiało się z wizją gry Merricka. To wszystko sprawiało, że przymykał on oko na problemy z boiskową dyscypliną Muscata. Swoją drogą, Szkot to nie jedyny szkoleniowiec, któremu ten szalony styl jak najbardziej odpowiadał. Za wielkiego fana australijskiego obrońcy uchodził chociażby Terry Butcher. Stwierdził nawet, że każdy trener w A-League chciałby mieć u siebie takiego zawodnika, nie szczędząc przy okazji innychkomplementów. – On jest zwycięzcą, który prowadzi innych. Ludzie się go boją, nawet ci z jego drużyny, bo oczekuje od nich wysokich standardów. W pierwszej kolejności żąda maksimum wysiłku od siebie, dopiero potem od innych graczy. On jest jak Roy Keane, jak Graeme Souness, jeśli masz w drużynie kogoś takiego, to znacznie łatwiej jest zrealizować zakładane cele
Najpewniej Butcher, który w sezonie 2006/07 zaliczył krótki epizod jako trener Sydney FC, widział w Australijczyku cząstkę siebie z czasów, gdy sam biegał po boisku. Tyle tylko, że Muscat to psychol znacznie większego kalibru. Tak przynajmniej uważał do niedawna John Kosmina, który w październiku 2006 roku, podczas meczu Victory z Adelaide United, miał z ulubieńcem Butchera mała scysję.
Podobno po zakończeniu spotkania panowie wszystko sobie wyjaśnili i wspólne żartowali z zaistniałej sytuacji. Powoływali się również na swoją znajomość, którą zawarli, gdy Kosmina współpracował z kadrą narodową, a Muscat był jej etatowym reprezentantem. Niestety, wiary tej historii nie dali ludzie zajmujący się w australijskiej federacji kwestiami dyscyplinarnymi i wysłali Kosminę na czteromeczowy urlop. Smaczku sprawie dodaje też fakt, że Kosmina, gdy był jeszcze czynnym zawodnikiem, prezentował styl bardzo do muscatowego zbliżony. Niektórzy twierdzą nawet, że w kategorii najbardziej niezrównoważonych piłkarzy w historii australijskiego futbolu należy mu się miejsce numer 2, zaraz za szalonym Kevinem. Jak widać, ciągnie swój do swego.
Konflikt na dobre został zażegany w zeszłym roku, tuż przed pierwszym w sezonie spotkaniem United z Victory. Dwaj pieniacze wpadli na oryginalny pomysł, zakładający, że drużyna, która okaże się lepsza w trzech meczach pierwszej fazy rozgrywek zostanie jednocześnie zwycięzcą Kosmina/Muscat Cup. Nieformalny turniej miał położyć kres wszystkim niedomówieniom i ocieplić nadszarpnięte wizerunki obu fundatorów. W końcu lepiej późno niż wcale. Zwłaszcza w przypadku Muscata, który nie jedno ma za uszami.
Listę jego ofiar otwiera Matty Holmes, który w marcu 1998 roku stanął z Australijczykiem oko w oko, gdy wraz z kolegami z Charltonu w meczu FA Cup mierzył się z Wolverhamptonem Muscata. Jak się później okazało, było to kluczowe spotkanie dla jego dalszej kariery. Po barbarzyńskim wślizgu obrońcy „Wilków” opuścił boisko na noszach, jego twarz rozrywał grymas bólu.. Diagnoza? Złamany piszczel i totalnie pogruchotana kostka.
O tym, jak bardzo Muscat zdemolował nogę Holmes’a najlepiej świadczą wstępne rokowania lekarzy, zakładające nawet amputację. Ostatecznie skończyło się na czterech operacjach, umieszczeniu stalowego pręta w nodze Anglika i przeszczepie skóry z pośladków, która wypełniła…ubytki powstałe na kostce. Skutki ataku Muscata były jednak na tyle poważne, że Holmes już nigdy nie wrócił do gry na najwyższym poziomie i piłkarsko dogorywał grywając w szóstoligowym Dorchester.
Muscatowi jednak nie odpuścił. Dochodząc sprawiedliwości ściągnął go przed oblicze temidy, domagając się na drodze sądowej astronomicznego odszkodowania – gra szła bowiem o 2,5 miliona funtów. Działania Holmes’a w pełni poparł Christophe Dugarry, kolejny piłkarz, którego Muscat ma na rozkładzie. Pod koniec 2001 roku w towarzyskim meczu Francji z Australią, obrońca „Socceroos” skasował długowłosego napastnika na tyle skutecznie, że ten musiał pauzować przez 3 miesiące. Ówczesny trener Francuzów, Roger Lemerre, ostro skrytykował zachowanie Australijczyka mówiąc, że piłka nożna może i nie jest grą w kręgle, ale brutalności akceptować nie wolno. Dugarry był nieco bardziej stonowany i oświadczył jedynie, że nie został potraktowany z szacunkiem, jakim powinni darzyć się piłkarze. Ożywił się dopiero, gdy dowiedział się o wytoczonym przez Holmes’a procesie. – To może zająć dużo czasu, ale jeśli Holmes ma na tyle cierpliwości, to powinien to zrobić. Ma pełne prawo wnieść skargę przeciwko Muscatowi, ja tego nie rozważałem, bo byłem w stanie dość szybko dojść do siebie – wspierał kolegę po fachu, zarzucając dodatkowo ich wspólnemu oprawcy, że ten ma czelność chwalić się tym, co zrobił.
Wielki finał miał miejsce dopiero w 2004 roku, całe sześć lat po tragicznym dla Holmes’a meczu. Ostatecznie dostał on 10% z żądanej sumy, ale i tak nie miał powodów do narzekań. – Wiem, że Kevin jest oddanym graczem, ale czasem musisz zachować pewne granice. Musiałem zając w tej sprawie odpowiednie stanowisko, czuję że to, co zrobiłem było uzasadnione. Jestem zachwycony. – mówił po ogłoszeniu werdytku. Dodał też, że gdyby kilka dni po całym zajściu otrzymał od Muscata kartkę albo telefon z przeprosinami, to cała sprawa potoczyłaby się zupełnie inaczej. .
Oczywiście 9-letni pobyt Australijczyka na wyspach brytyjskich nie skończył się na tym jednym incydencie. W każdym z 4 klubów, w których grał, zdążył coś zmalować, solidne pracując na swoją nie ciekawą reputację. Za najlepsze podsumowanie jego poczynań niech posłużą słowa byłego zawodnika Birmingham, Matrina Graingera, który bez owijania w bawełnę nazwał Muscata „najbardziej znienawidzonym zawodnikiem w świecie futbolu”. Było to po tym, jak Australijczyk zaatakował…swojego kolegę z reprezentacji, Stana Lazaridisa. – On po prostu jest bardzo zaangażowany. Jestem pewien, że fani Wolves go ubóstwiają – bronił go, nie wiedząc czemu, sam Lazaridis
Mniej przystępny był Ian Wright, który zetknął się z Muscatem, gdy przebywał na wypożyczeniu w Nottingham Forrest. Miał to szczęście, że akurat jemu większej krzywdy nie wyrządził, ale jego brutalność i agresja – delikatnie mówiąc – nie przypadły mu do gustu. Dodatkową irytację wzbudziło w nim nietypowane zachowanie Muscata, który w czasie meczu…udawał jego kolegę z drużyny, przez co – podobno – Wrigth nie wykorzystał świetnej bramkowej okazji. – Mogę spać spokojnie i każdego ranka patrzeć w lustro, dla niektórych graczy Wolves to prawdopodobnie zbyt wiele – atakował na łamach „The Independent”. Przy okazji nazwał Australijczyka zwyrodnialcem, dodając też, że jest dla niego „nikim”. – On nie jest nawet wart, by wypowiadać jego imię. Wystarczyłoby, żeby powiedział „przepraszam, to było nie w porządku”. To zakończyłoby całą sprawę, ale ten facet nie jest wystarczająco duży, aby tak zrobić.
Tyle tylko, że na Kevina Muscata w żaden sposób to nie działało. Zdobył się jedynie na ripostę i zasugerował Wrightowi, że nadszedł najwyższy czas dorosnąć. Poza tym dalej grał tak, że bezpieczniej było uciekać, gdy tylko jego cień pojawił się gdzieś w pobliżu. Niestety, nie zawsze udawało się zdążyć. Przekonał się o tym chociażby Craig Bellamy, który w 1999 roku mecz Norwich z Wolverhamptonem zakończył z poważną kontuzją kolana. Nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć, że kariera Walijczyka została na jakiś czas zastopowana, ale główny winowajca nie zawracał sobie tym głowy. To z kolei nie spodobało się innemu zawodnikowi „Kanarków”, Iwanowi Robertsowi, który w akcie zemsty postanowił odpłacić Muscatowi pięknym za nadobne. W 2004 roku światło dzienne ujrzała jego biografia, w której zwierzył się, że po brutalnym faulu Australijczyka z pełnym rozmysłem polował na jego nogi. Miał pecha, bo na zwierzeniach wyszedł niczym Zabłocki na mydle. Dostał 2,5 tys. funtów grzywny oraz trzy mecze zawieszenia.
Nieobliczalności australijskiego maniaka doświadczył również Milan Baros. Czeski napastnik, po tym jak został zaatakowany bez piłki, postanowił powiedzieć niedoszłemu oprawcy, co sądzi o jego nienormalnych nawykach. W efekcie o mało nie doszło do rękoczynów, bo Muscat całkowicie nie zgadzał się z interpretacją Barosa.
Mało przyjemne spotkanie z Muscatem, chociaż nie przypłacone żadnym urazem, zaliczył również Ashley Young. Miał niefart, bo jego debiut w barwach Watford przypadł akurat na mecz z Millwall. Chcąc nie chcąc, stanął więc twarzą w twarz z nieprzewidywalnym Australijczykiem. Dwa lata temu wyznał, że już na rozgrzewce został powitany formułką „nawet nie próbuj mnie kiwać, bo połamię ci nogi”, co wywołało u niego niemały strach Wiedząc jednak, że nie wyszedł na boisko po to, by się bać, starał się nie przejmować i zlekceważyć mało przyjemne słowa. Udało mu się to w pełni, gdyż debiutancki występ okrasił pierwszym trafieniem dla Watfordu, czym z pewnością zagrał Muscatowi na nosie. Dziś twierdzi, że od tego momentu całkowicie wyzbył się paraliżującego strachu i nic nie robi sobie z podobnych pogróżek. Wychodzi więc na to, że nawet utarczki z tak nienormalnym osobnikiem mogą się na coś przydać. Inna sprawa, że Muscat nie dostał szansy, by zrealizować swoje groźby, bo jeszcze przed wejściem Yougna na boisko został odesłany do szatni za zdeptanie Danny’ego Webbera.
Nieco inaczej wyglądała konfrontacja z Lee Bowyerem, która zapewniła australijskiemu obrońcy…dozgonny szacunek fanów Crystal Palace. Wszystko rozegrało się podczas meczu FA Cup z Leeds United. Buńczuczny i nieznośny Bowyer od pierwszego gwizdka naśmiewał się z graczy Palace , prowokował ich i obrażał. W pewnym momencie miarka się przebrała i sprawy w swoje ręce wziął Muscat. Najpierw ostrzegł młodego Anglika, ale widząc, że ten nie wziął sobie jego słów do serca, sięgnął po ostrzejsze środki i wjechał mu korkami w kolano. Bowyer spokorniał w tempie natychmiastowym.
Kibice Crystal Palace z pewnością pamiętają też mecz z Norwich, zakończony regularną bijatyką.
Oczywiście, awanturę sprokurował Kevin Muscat, który bez zbędnych ceregieli wyciął napastnika gospodarzy, uniemożliwiając mu zdobycie zwycięskiej bramki. Niemal w tym samym momencie do gardła skoczyli mu pozostali piłkarze Norwich, z drugiej strony ruszyli broniący kolegi zawodnicy Palace. Doszło do tego, że w walkę zaangażowało się ponad 20 dorosłych facetów. Kiedy burda ustała, sędzia był tak zdezorientowany, że nie wiedział, kogo należy ukarać. Ostatecznie odesłał do szatni Muscata i Raya Houghtona, dla którego była to pierwsza czerwona kartka w blisko 20-letniej karierze.
Co ciekawe, abstrahując od rzeszy nieprzychylnych opinii, słusznie poddających pod wątpliwość stan psychiczny Muscata, w wielu kręgach na jego osobę patrzy się zupełnie inaczej. Dla Australijczyków „Musky” to kapitan idealny, posiadający wszystkie niezbędne cechy przywódcze. – Służył przykładem na boisku i poza nim, najważniejsze jest to, że zawsze był zwycięzcą. To urodzony lider, za którym inni gracze podążali. Nie musiał nic mówić, inni podążali za nim, bo po prostu dawał dobry przykład. – mówił cytowany przez 'FourFurTwo” Ante Juric, który Muscata poznał od podszewki w młodzieżowych reprezentacjach Australii, Rzecz jasna, mówiąc o „dobrym przykładzie” miał na myśli przymioty charakteru swojego kolegi, a nie jego rzeźnickie upodobania.
Niezależnie od wszystkiego, niektórym rzeczom po prostu nie da się zaprzeczyć. Muscat zawsze był silną osobowością, boiskowym szefem, który zespołem dowodził niczym wprawny generał. Najlepszym potwierdzeniem dla jego niewątpliwych zdolności przywódczych jest fakt, że opaskę kapitańską nosił nie tylko w Melbourne Victory, ale też w Millwall, i to w finale FA Cup czy w młodzieżowych reprezentacjach Australii. Kluczową rolę pełnił też w seniorskiej kadrze, w której rozegrał 51 spotkań i strzelił 10 bramek. Rozbrat z nią wziął dopiero w 2005 roku, po tym jak z jego usług zrezygnował Guss Hiddink, pozbawiając przy okazji marzeń o mundialu. Z drugiej strony, już jako jako 15-latek zasłynął z nadmiernej skłonności do koszenia przeciwników, a podczas pobytu w Glasgow Ranger ani razu nie został desygnowany do gry w Old Firm Derby. Można tylko gdybać, dlaczego.
Niemniej jednak słowa Jurica wlewają w ciemne oblicze Kevina trochę cieplejszych barw, co prawda niewiele, ale zawsze. Tyle tylko, że raczej nie tłumaczą agresji i dzikości, którymi „Musky” emanował do tego stopnia, że stały się jego znakami rozpoznawczymi. Dlatego bardzo rzadko będzie kojarzył się z ambicją, bojowością i chęcią odniesienia sukcesu, którymi wprost kipiał. Musi pogodzić się łatką piłkarza toczącego pianę z ust, gdy tylko przeciwnik zjawiał się w jego strefie. Ale pozytywne cechy jego charakteru mogą się bardzo przydać w zawodzie trenera, do którego powoli się przyucza w Melbourne Victory. W styczniu zaliczył nawet krótki epizod na stołku pierwszego szkoleniowca, ale zgodnie z zapowiedziami władz klubu szybko wrócił na stanowisko asystenta. Za jakiś czas powinien jednak wyjść z cienia, bo wedle powszechnych opinii ma wszystko, czego potrzebuje dobry trener. Trzeba mieć tylko nadzieję, że przyszłym podopiecznym nie zaprezentuje pełnego repertuaru swoich zagrań. Jeden Kevin Muscat to i tak za dużo.
KAROL BOCHENEK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

