Miarka się przebrała. „The Special One” nie zamierza już dłużej udawać, że krytyka spływa po nim jak po Weszło. Ostatnie określenia, które usłyszał na swój temat w hiszpańskich mediach, tak go rozsierdziły, że postanowił uciąć sprawę w zarodku i podał do sądu dwóch dziennikarzy i byłego działacza Barcelony.
Najpierw dostało się Carlosowi Boyero z „El Pais”, który w jednym z programów telewizyjnych stwierdził, że „Mou” to „bardzo niebezpieczna osobowość, która wyciąga z piłkarzy to, co z nich najgorsze, a futbol powinien być uprawiany przez ludzi, a nie przez bestie”. Kluczowe jednak było określenie „portugalski nazista” i właśnie za tę opinię pan Boyero spotka się z prawnikami trenera Realu przed sądem, choć dla niego to i tak nie nowość, bo już wcześniej słynął z ataków na m.in. słynnego reżysera, Pedro Almodovara.
Na wokandę trafi także sprawa byłego wiceprezesa Barcelony, Alfonsa Godalla, który po przedwczorajszym meczu z Manchesterem City określił świętowanie Mourinho jako: „żałosną celebrację psychopaty, który cieszy się, jakby był zawodnikiem po to, żeby zrekompensować sobie frustrację z bycia beznadziejnym piłkarzem”. Cóż, daleko to idąca interpretacja, która pewnie miała panu Godallowi posłużyć w zdobyciu kilku tysięcy kolejnych „followersów” na Twitterze. Celu raczej nie osiągnął, bo ma ich w momencie pisania tekstu zaledwie 1904.
No i trzecia, ostatnia już sprawa, w której główną rolę odegrał tym razem Roberto Palomar. Jeden ze sztandarowych dziennikarzy „Marki” napisał, że „Mourinho typowy człowiek, który po wpadce woli uciec z miejsca wypadku”. Całkiem delikatna opinia, biorąc pod uwagę, że senor Jose wycenił ją na… 15 tysięcy euro odszkodowania.
A nas, szczerze to dziwi. Spodziewaliśmy się po Portugalczyku większego dystansu do własnej osoby. Gdyby w Polsce pozywano za takie drobiazgi, nam chyba zabrakłoby czasu na pisanie tekstów.
