Wyczerpani psychicznie po sobotniej młócce w Ekstraklasie postanowiliśmy się dziś wybrać na piknik. Ale – myślimy sobie – szczytny cel, sporo ciekawych nazwisk, może będzie ciekawie. Szybko jednak przekonaliśmy się, że porządne zorganizowanie charytatywnego meczu, podczas którego zbierano pieniądze na protezę dla Janusza Adamczyka, to dla Wisły mission impossible. Może odrobinę przesadzamy, ale aż żal się patrzyło na te „puchy” na trybunach, skoro chodziło o pomoc dla byłego piłkarza. A można było to zorganizować naprawdę dużo lepiej i wcale nie wymagałoby to nadludzkiego wysiłku.
Niestety, Adamczyk jest przykładem, jak szybko człowiek może się zestarzeć i jak bezlitosny jest czas. Niezwykle sumiennie pracował z bramkarzami, aż nagle dopadła go choroba – zator. Kawałek po kawałku ucinano mu nogę, zaczynając od kawałka stopy, potem aż do kostki, wreszcie powyżej kolana. (fragment „Spalonego”)
Po pierwsze – nie rozumiemy, dlaczego w dniu meczu, kiedy człowiek chce się zebrać na stadion i sprawdzić, o której godzinie jest mecz, strona oficjalna na ten temat milczy. To znaczy, można oczywiście zajrzeć do archiwum i cofnąć się o parę dni, ale – Boże – taki był problem zamieścić normalnego newsa? Wiadomo, że nie jest to najistotniejsza rzecz przy budowaniu stadionowej frekwencji, ale – jak mawia Tomasz Hajto – to są te detale. A one wpływają na całość. Przez grzeczność nie wspomnimy, że na mieście nie znaleźliśmy ani jednego plakatu informującego o wydarzeniu. Dobre chęci stowarzyszenia kibiców to trochę mało.
Po drugie – jak pokazuje historia najnowsza, mecze, w których występują ludzie przebierający się za piłkarzy budzą w Polsce nieporównywalnie większe emocje niż starcia samych piłkarzy. Dlaczego więc klub nie postarał się (albo postarał nie wystarczająco), aby przekonać jakiegoś celebrytę, by ubrał koszulkę z białą gwiazdą? Kusto, Szymkowiak, Ł»urawski, Kmiecik czy Bukalski to uznane nazwiska w naszym środowisku piłkarskim, ale nie ściągną tysięcy setek na trybuny.
Idąc tym samym tokiem myślenia – czy nie można było tego meczu połączyć z jakimś innym eventem? Dołączyć np. jakiś koncert, pokaz, występ, cokolwiek. Przecież Andrzej Sikorowski z Pod Budą czy Marcin Daniec to zadeklarowani zagorzali fani Wisły i jeśli wierzyć w szczerość ich intencji, zrobiliby to pewnie za darmo. No i byłoby ciekawiej. Bo – sorry – ale pięciominutowego przemarszu dziewczyn, które kandydowały na miss klubu nie uznajemy za wiekopomne wydarzenie.
Szkoda, naprawdę szkoda, że na trybunach pojawiło się raptem 200-300 osób, bo na tak dużym stadionie wygląda to – uwierzcie – dość żałośnie. Nie chcemy się czepiać na siłę, ale takich rzeczy po prostu nie powinno się organizować na odpierdol.
A wiecie, co w tym wszystkim było najbardziej przykre? Ł»e patrząc na strzały Grzegorza Patera (kapitalna bramka od słupka z 20 metrów, a zaraz potem strzał w spojenie) czy imponującą wizję gry Tomasza Kulawika, ręce same składały się do oklasków. Nie chcemy przesadzać, ale ten 38-letni Pater, występujący do niedawna w Podgórzu Kraków, do dziś ewidentnie ma większe umiejętności niż taki Garguła.
Aż się boimy, jak za 20 lat będą wyglądać mecze oldbojów, kiedy będą występować w nich turyści w stylu Gikiewicza czy Rymaniaka. Pozostaje tylko nadzieja, że organizacja stanie na wyższym poziomie.
Bo dziś było słabo, panowie. Naprawdę słabo…
TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA