W dzisiejszej prasie, po debiucie w Jagiellonii, bryluje Ebi Smolarek. Większość gazet przepisuje co prawda pomeczową rozmówkę, ale „Przegląd Sportowy” zamieszcza z byłym reprezentantem Polski większy wywiad.
FAKT
SUPER EXPRESS
Rozmówka z Ebim Smolarkiem.
Liczyłeś w debiucie na występ od pierwszej minuty?
Za krótko trenowałem z drużyną, żeby oczekiwać, że wystąpię w pierwszym składzie. Chciałem na pewno zagrać więcej niż 20 minut, ale jest dla mnie w pełni zrozumiałe, że było inaczej
– Stęskniłeś się trochę za Warszawą?
– Tak. Byłem tu krótko, jak wiadomo nie były to czasy najłatwiejsze, ale przeżyłem to, gram dalej, teraz jestem zawodnikiem Jagiellonii i na tym się koncentruję. W Warszawie było fajne, miałem miłe wspomnienia. Choć nie mam jednego ulubionego miejsca w tym mieście. Jako piłkarze nie mamy tyle wolnego czasu, jak wszystkim się wydaje. Trening, a potem do domu i odpoczynek. Podsumowując, fajne wspomnienia z miasta, grosze z klubu, ale byłem tu za krótko, żeby zżyć się z miastem.
RZECZPOSPOLITA
Wywiad ze Zbigniewem Przesmyckim.
Rok temu Adam Lyczmański wypaczył wynik meczu Wisła – Jagiellonia. Uznał nieprawidłowo strzelonego gola dla Wisły i nie podyktował karnego dla Jagiellonii.
Rozmawiałem z nim po meczu w Szczecinie. Jest przybity, może w jego przypadku problemem nie jest brak umiejętności, tylko mentalność. Sędzia myśli: znowu Wisła, co teraz może mi się przytrafić. Lyczmański solidnie przygotowywał się do sezonu, zrzucił 10 kg wagi, wydawało się, że kłopoty ma za sobą.
(…)
Małek, z zawodu policjant, opuszczał boisko pod ochroną. Ten sędzia ma 41 lat i mógłby prowadzić mecze jeszcze przez cztery lata. Jeszcze sporo błędnych decyzji przed nim.
Nigdzie nie jest powiedziane, że sędzią trzeba być do 45. roku życia. Można przestać sędziować wcześniej, jeśli widać, że arbiter straci cechy, które dały mu miejsce w elicie. Nazwisko nie ma żadnego znaczenia. Nawet najbardziej znane nie chroni przed degradacją. Liczą się umiejętności. Jeśli chodzi o sędziów asystentów, to trzy nieudane mecze mogą spowodować wysłanie na urlop.
GAZETA WYBORCZA
Wywiad z Marcinem Wandzelem, przewodniczącym rady nadzorczej Ekstraklasy SA.
Może sami przygotowujecie zamach na stołki?
– Nie chodzi nam o zwiększenie reprezentacji klubów w zarządzie PZPN, ale otwarcie tego gremium na nowe środowiska, odmłodzenie liderów i nowe standardy zarządzania. Nie da się prowadzić firmy, a taką przecież jest PZPN, poprzez 18-osobowy zarząd. Musi powstać nowe ciało wykonawcze, które będzie sprawne i zapobiegnie takim absurdom, jakim jest organizacja meczu w Bydgoszczy z RPA na cztery dni przed meczem z Anglią.
Nie wierzę, że kluby nie będą chciały przy wyborach ugrać czegoś dla siebie.
– Oczywiście one też mają swoje postulaty, m.in. przeniesienie uprawnień licencyjnych z PZPN do Ekstraklasy, podobnie jak odwołania w sprawach dyscyplinarnych. Chcą również zmniejszyć obciążenia z tytułu transferów, bo na razie część pieniędzy za sprzedaż piłkarza trafia to PZPN. Trzeba także doprowadzić do zmniejszenia obciążeń klubów pierwszoligowych z tytułu pokrywania kosztów sędziów i obserwatorów, no i zerwać z niechlubnym zwyczajem wręczania wynagrodzeń w kopertach, który niestety trwa do dziś.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wywiad z Ebim Smolarkiem.
Józef Wojciechowski, były szef Polonii, w której rok temu pan grał, powiedział: „Ł»yczę Ebiemu wszystkiego najlepszego, ale Ebi zmienia dwa kluby w ciągu roku. To musi dać do myślenia”.
Tak, nie wiem, co jeszcze w piłkarskich sprawach ma do powiedzenia pan Wojciechowski, przecież wycofał się z piłki. Mogę powiedzieć, że on co dwa lata zmienia żonę i to też musi dać do myślenia. Ale ja również życzę mu w życiu wszystkiego dobrego.
Mówił pan kiedyś, że podpisanie kontraktu to nie gra w pokera.
Tak, obie strony na coś się umawiają, coś podpisują i to trzeba respektować. To nie kasyno. Hazardzistą nie jestem. W kasynie byłem raz w życiu. Z dwoma kolegami piłkarzami i z menedżerem Feyenoordu Rotterdam pojechaliśmy pozwiedzać Polskę. Między innymi chcieliśmy zobaczyć Oświęcim. Zamieszkaliśmy w hotelu w Katowicach. Tam było kasyno. No i poszliśmy. Rozmieniłem sto euro czy guldenów. Nie miałem żadnego pojęcia o ruletce. Myślę sobie: skoro mam dwadzieścia lat, stawiam na dwudziestkę. No i wpadła. Wygrana razy 36! Krupier dał mi żetony, napakowałem je do kieszeni i idę do kasy. A mój kolega krzyczy: „Ebi znowu wygrałeś!”. Jak? O co chodzi? Ze mnie taki był gracz, że nie wiedziałem, że na stole został obstawiony na dwudziestkę żeton. Odebrałem i tę wygraną i więcej w życiu do kasyna nie wszedłem.

