Wprawdzie za nami mniej niż połowa gier czwartej kolejki La Liga, ale wszystko co miało elektryzować Hiszpanię, wydarzyło się wczoraj. Największe krajowe dzienniki analizują surrealistyczne wydarzenia z Sanchez Pizjuan, gdzie Sevilla ograła Real 1:0 i postawiła przed „Królewskimi” historyczne zadanie – szansę odrobienia ośmiu punktów do Barcelony (ta rozbiła tym razem 4:1 z Getafe) i sięgnięcia po tytuł. Tyle, że madrytczycy nigdy jeszcze nie zdołali wygrać ligi przy takiej stracie…
MARCA
Największy sportowy dziennik Hiszpanii nie pozostawia na „Królewskich” suchej nitki.
Madryt jest wstrząśnięty. Powtarza się sytuacja z ostatnich meczów, kiedy Real traci bramki przy braku koncentracji swoich piłkarzy i oddaje pole rywalom. Sevilla była sprytniejsza i miała wczoraj prawdziwe bronie po swojej stronie, jak choćby Cicinho i Navasa. Mourinho mógł tylko obwiniać później swoich piłkarzy za bezradność, ale bez wskazywania nazwisk.
Problemy zdawały się wynikać z braku zaangażowania. Zespół miał pewne przebłyski, ale nie panował nad sytuacją. Madryt szukał odpowiedzi na szybką bramkę Trochowskiego, żeby przynajmniej uratować punkt. Niestety, niektórzy w tym czasie posuwali się do zagrań, których zupełnie nie powinno się tolerwać na boiskach. Adrenalina siedząca w piłkarzach dała o sobie znać po koszmarnym zachowaniu Higuaina i Di Marii, którzy chcieli zrobić krzywdę rywalom.
(…)
Piłkarze Mourinho mieli wczoraj dwie sytuacje, żeby odwrócić losy meczu: strzał w słupek Modricia i główkę Ramosa ponad bramką Palopa. Zespół nie miał jednak precyzjii i nie grał swojej piłki. Tego wieczoru wybrał wspinaczkę pod górę, która zaczęła się już w drugiej minucie.
Dalej znajdziemy wypowiedź tego, który jako jedyny nie musiał się wstydzić założenia koszulki ekipy z Santiago Bernabeu.
– Będziemy walczyć do samego końca. Szanujemy Barcelonę i wiemy, że będzie trudno, bo tracimy w tej chwili osiem punktów. Ale nie pozostaje nam nic innego niż walka i praca na najwyższych obrotach – tłumaczył Pepe.
Największym echem odbiła się naturalnie konferencja Mourinho.
– Nie mam ekipy – twierdził Mou i krytykuje swoich piłkarzy za brak jakichkolwiek pomysłów. – To zasłużona wygrana Sevilli, ale jeszcze bardziej zasłużona nasza porażka. Gratulacje dla rywali, którzy zrobili wszystko, aby zdobyć trzy punkty – twierdził Portugalczyk. Szkoleniowiec poprowadzi o 18.00 trening ze swoim zespołem, żeby dać do zrozumienia, że wszystko musi się zmienić, jeśli klub ma pozostać aktywny w walce o tytuł.
MUNDO DEPORTIVO
W Katalonii uświadczymy coś więcej niż umiarkowaną radość. Dziennikarze przypominają, że triumf przeciwko Getafe na wyjeździe to przeważnie… pierwsza przymiarka do założenia mistrzowskiej korony.
Blaugrana odniosła cenne zwycięstwo na terenie Getafe, skąd wcześniej na tarczy wracał Real Madryt. Tito Vilanova wystawił w pierwszym składzie aż dziesięciu piłkarzy wychowanych w klubie (jedynym wyjątkiem był Adriano), a ci od początku do końca narzucali własne tempo.
(…)
Kiedy Barca wygrywa z Getafe na wyjeździe, sięga po mistrzostwo Hiszpanii, więc to dobry prognostyk…
Nie mogło się też obyć bez przytyków w stronę największego rywala.
Real jest w depresji, bardzo głębokim kryzysie. Zdobył zaledwie cztery punkty na dwanascie i traci ich aż osiem do Barcelony. Oczywiście, sezon dopiero ruszył, ale przy obecnej formie zdobycie tytułu przez piłkarzy Mourinho wydaje się niemożliwe.
(…)
Higuain mógł kilka razy uratować swoich partnerów, ale – jak zwykle – pudłował. Ta porażka pozostawia po sobie duży ślad, co jeszcze bardziej utrudnia przygotowania do starcia z Manchesterem City za dwa dni.
SPORT
Drugi z katalońskich dzienników tym razem drobiazgowo analizuje występ Barcy i podkreśla, że Messi – mimo dwóch goli – wcale nie był ojcem zwycięstwa.
Wieczór znakomicie ułożył się dla Katalończyków, dla których zwycięstwo nad Getafe nie było jedyną przyjemną wiadomością. Równie dużą satysfakcję musiała sprawiać sytuacja Madrytu, który ma cztery punkty po czterech kolejkach. To niesamowity kontrast dla Blaugrany z kompletem „oczek”. Zespół Mourinho stracił duszę już na samym starcie rozgrywek.
(…)
Maszyna Vilanovy zdaje się być coraz bardziej naoliwiona. Wszystko działa. I co ważniejsze, nie potrzeba do tego w każdych okolicznościach Leo Messiego. Argentyńczyk rozpoczął mecz na ławce rezerwowych, bo Tito nie chciał przemęczać go po ostatnim występie w reprezentacji Argentyny.
(…)
Thiago zainspirował swoich partnerów do zwycięstwa, choć sam wrócił do wyjściowej jedenastki aż po czterech miesiącach od kontuzji. Po jednej z indywidualnych akcji mógł nawet wpisać się na listę strzelców, ale trafił w poprzeczkę. Przez 60 minut był jednak zdecydowanie najlepszy na murawie.




